Mój nieobiektywizm aż bije po oczach, dlatego przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie ogłosić bojkotu samego siebie. Zastanawiałem się czy miałoby to uzasadnienie, ale koniec końców uznałem, że siebie lubię (tylko czasami ale zawsze) i to przeważyło... Tak chyba powinien dziś zaczynać wpis każdy szanujący się bloger. Oczywiście są wyjątki, ostatni bogowie na naszej planecie, posiadacze prawd absolutnych, którzy posiadają zapewne stosowny certyfikat wydany przez najwyższego demiurga polskiej sceny politycznej Jarosława Kaczyńskiego.
Właściwie na tym mógłbym poprzestać. Problem „obiektywizmu” jest jednak szalenie istotny dla polskiej debaty politycznej. Warto chyba więc pomęczyć jeszcze trochę siebie i potencjalnego czytelnika. Wymóg obiektywności jest powszechnie formułowany przez właściwie wszystkie siły polityczne i dotyczy on oczywiście mediów. Muszę przyznać się, że mnie takie podejście bawi i traktuję go co najwyżej jako zabieg retoryczny usprawiedliwiający własną nieudolność. Media same w sobie nie są w stanie być obiektywne tak jak nie może być taki sam człowiek. I nie chodzi tu o złą wolę ale o coś tak prozaicznego jak brak wiedzy. Zasadniczo by być obiektywnym trzeba wiedzieć wszystko o wszystkim a tak mogą myśleć o sobie tylko nierozgarnięci bufoni...
Media mają być również neutralne. Tylko co mamy przez to rozumieć. Czy media mają być tylko lustrem, w którym odbijają się politycy. Do tego tylko wtedy, gdy sami tego chcą czyli po „doskonałej charakteryzacji”. Czy rola dziennikarza ma się ograniczać do zadawania ugrzecznionych pytań najlepiej przygotowanych wcześniej przez sztab polityka? Czy neutralność to równy odstęp do wszystkich partii politycznych niezależnie od podejmowanych przez nie działań. Wydaje się, że w świetle ostatnich wydarzeń neutralność należy pojmować właśnie w ten sposób. Tyle tylko, że takie zdefiniowanie roli mediów podważa ich sens w demokratycznym społeczeństwie i uniemożliwia im pełnienie funkcji kontrolnej.
Ważne jest również by media były niezależne. Zastanawiam się tylko od kogo? Moim zdaniem przede wszystkim od pragnących uczynić z nich swoja propagandową tubę polityków. Zwolennicy teorii spiskowych pewnie i tak wiedzą swoje, autonomia dziennikarska nie istnieje, i tak np. redaktor naczelny dużej gazety musi chodzić na pasku jest właściciela podobnie jak wszyscy jej dziennikarze... Nie ma dla nich znaczenia, że od w dziennikarstwie najważniejsza jest reputacja i pisywanie tekstów na zamówienie może być dla dziennikarza końcem kariery. Właściciel mediów działa w warunkach rynkowych i osiągnąć zadowalające warunki finansowe może tylko poprzez inwestowanie w opiniotwórczość. Zbudowanie poważnej stacji telewizyjnej czy gazety ogólnopolskiej jest możliwe tylko wtedy, gdy czasem bardzo różne środowiska (nie oznacza to, że wszystkie) uznają je za swoje. Może pójść również w stronę schlebiania niskim gustom odbiorców i to się najczęściej dzieje w mniejszym lub większym stopniu.
Jakie więc mają być media. Przede wszystkim pluralistyczne i ten warunek jest w Polsce spełniony. Mnogość punktów widzenia i wielość ocen zachodzących zjawisk gwarantuje ich swobodne ścieranie się i stwarza szanse na wyrobienie sobie zdania przez obywateli. Tego Jarosław Kaczyński jako nosiciel prawdy absolutnej zdaje się nie rozumieć. Media prezentują pewien punkt widzenia i dziwne by było gdyby było inaczej. Nie są jednak aktywnymi graczami na scenie politycznej jak chce tego prezes PiS ale jej recenzentami. Co więcej pluralizm pomiędzy mediami przenoszony jest również na poziom poszczególnych redakcji. Niejednokrotnie komentatorzy na szpaltach tego samego dziennika są między sobą w zasadniczym sporze. Podobnie w telewizji, wielość programów i dziennikarzy z ich biografiami gwarantuje pluralizm.
Dziś w Loży prasowej w tvn24 wystąpili Piotr Zaremba, Paweł Lisicki, Piotr Stasiński i Wiesław Dębski. Wszyscy oni dość krytycznie wypowiadali się o bojkocie. Jeśli ktoś uzna, że to dowód na brak obiektywizmu czy neutralności stacji to wypada tylko współczuć... Oczywiście sam pluralizm nie wystarcza, istotna jest również rzetelność dziennikarska. Co z tego, że byłoby nawet nieskończenie wiele mediów skoro każde z nich mówiąc oględnie podawałoby nieprawdziwe informacje. Taki jest podstawowy zarzut Jarosława Kaczyńskiego wobec wybranych mediów. Myślę, że byłby on w stanie zaakceptować sytuację, w której dokonany by został podział na media PiS, PO i ewentualnie postkomunistów czy PSL. Dla niego stosowanie kryterium partyjnego zdaje się mieć większy sens niż kryterium ideowego bo uzależnia media od polityków. Taki informacyjny apartheid zdaje się być bardzo pożądany bo przecież politykę definiuje nie poprzez debatę ale walkę.
Sam się zastanawiam na ile bojkot TVN i wcześniej Superstacji wynika z urażonego ego prezesa PiS a na ile z przemyślanej strategii. Prawdopodobnie obie sprawy są ważne chociaż sam skłaniam się ku drugiej. Bojkot ma za zadanie przede wszystkim skompromitować TVN, która w tym momencie jest najbardziej profesjonalną stacja w kraju. Jarosław Kaczyński stosuje znany już wcześniej chwyt, wyznacza wroga, odbiera mu podmiotowość i na nowo definiuje. O dziwo, jest to skuteczne, wiele osób zaczyna postrzegać stację jako „nieobiektywną” sprzyjającą PO. Szuka potwierdzenia i znajduje bo kto szuka nie błądzi... Trochę automatycznie ignoruje rzeczy dla PO (czy innych ugrupowań) niekorzystne i wyszukuje niewygodne dla PiS. A ponieważ w myśl słów prezesa stacja jest wrogiem każda krytyka jest przykładem nieobiektywizmu. Bo czy krytyka płynąca z wrogiego obozu może być obiektywna...
Nawet osoby, które nie dały się wciągnąć w spór na linii PO – PiS zaczynają „dostrzegać” nieobiektywizm, często mylony z posiadaniem przekonań. I pojawiają się np. głosy zachwytu nad Polsatem, który od strony fachowości jest parę lat świetlnych za TVN a dziennikarzy też ma mówiąc oględnie różnych... Ludzie nie chcą się identyfikować z czymś co jest podejrzane. Jarosław Kaczyński stawia fałszywą alternatywę: albo jesteś bezmózgim ćwierćinteligentem oglądającym nieobiektywny TVN24 albo kimś zupełnie normalnym oglądającym coś innego. Nawet ktoś, kto nie popiera PiS na wszelki wypadek wybierze inny kanał... Po co być „obciachowym”, że użyję słowa, którego ostatnio nauczył się prezes PiS. Nie chce mi się już nawet narzekać jak bardzo takie granie na emocjach przyczynia się do infantylizacji polskiej polityki. Zaczynamy się poruszać wśród osobliwych pojęć, dzielić media na te, które lubimy, nienawidzimy i te, które może kochamy. Takie podejście daje jednak wolność, intelektualne debaty przestają mieć znacznie. O racji zaczyna decydować przynależność...
Wydaje mi się, że PiS może stracić na bojkocie ale nie aż tak dużo jak spodziewają się niektórzy. Dzięki niemu partia i jej stronnicy zwierają szeregi i jednak uderzają w stację TVN. A zanim skończy się lato pewnie powrócą do niej triumfalnie... Przykład idzie z góry, mnie ostatnio śmieszą próby przypięcia etykietki mojej skromnej osobie. Bo czy wszyscy Ci "obiektywni” nie widzą sprzeczności w domaganiu się obiektywizmu i automatycznemu przypisywaniu takich czy innych intencji innym. W przypadku stacji telewizyjnej działa ten sam mechanizm, jeśli TVN równa się PO to nieważne o czym tam się mówi. Nie należy nawet starać się zrozumieć, wystarczy dowalić... To bardzo wygodny sposób na ignorowanie treści, z którymi się nie zgadzamy. Pewnie dlatego na salonie tak popularne są wszelkie bojkoty. Po co czytywać coś co odbiega od naszego sposobu myślenia skoro są nasi i ich teksty utrwalające nas w przekonaniu o własnej wyjątkowości. Ignorujmy wszystkich innych, bojkotujmy!!!!