sobota, 26 kwietnia 2008

Koncertowa wiosna, czyli Lura i Bonga w Warszawie...

Na starość człowiek podobno łagodnieje. W moim przypadku nie do końca się to sprawdza, chociaż muszę przyznać muzycznie coraz bardziej cenię subtelne dźwięki. A tych tej wiosny w Warszawie będzie można usłyszeć sporo. Sporym wydarzeniem będzie koncert Lury w Sali Kongresowej 29 kwietnia. Niestety nie będzie mnie na nim z przyczyn ode mnie niezależnych. Może zachęcę jednak kogoś do wybrania się na koncert „następczyni Cesari Evory”. Tym bardziej, że dzień wcześniej będzie można zrobić to również w Poznaniu.

Lura po raz pierwszy zaistniała w mojej świadomości piosenką „Ponciana”. Dalej było już banalnie, nie mogłem przestać jej słuchac, potem była cała płyta. Mniej więcej wtedy Lura była w Polsce na swoim pierwszym koncercie. Pochodzi z Zielonego Przylądka chociaż urodziła się i mieszka w Portugalii. Muzycznie jest jednak silnie związana z krajem swojego pochodzenia.
Morna bo tak określa się wykonywaną przez nią muzykę bywa porównywana do fado. Nie jest prawdą, że jest ona tylko jego odmianą. Morna powstawała niezależnie chociaż warunki ku temu miała podobne. Dużo w niej melancholii jednak w moim odczuciu również energii. Fado moim zdaniem jest dużo bardziej minimalistyczne... W Afryce cierpi się chyba trochę inaczej.

Dziennik donosi również o koncercie Moyry Andrade. Szkoda, że nie podaje więcej faktów bo to moja „ostatnia miłość”. Na wszelki wypadek polecę również jej koncert. Moyra to przyszłość morny, dopiero co wydała swoją pierwszą płytę „Navega” a już sporo namieszała. A ja nie mogę się przestać zastanawiać jak to możliwe by Wyspy Zielonego Przylądka, które zamieszkuje niespełna pół miliona obywateli (dalsze 700 tys. mieszka za granicą) wydawały aż tak wielu utalentowanych artystów...
Przy tych dwóch paniach Bonga to już weteran. Co prawda nie pochodzi z Cabo Verde ale Angoli a jego muzyka jest nieco inna to jednak łączą go z nim liczne związki. Przykładem niech będzie jego piosenka Mulemba Zangola nagrana z Lurą. Trochę to dziwne, że jego koncert będzie miał miejsce w kinie Palladium (dziś czyli 26.04) podczas gdy Lura zaśpiewa w Kongresowej. W Polsce jednak to nic zaskakującego, że świat staje na głowie. Mam nadzieję, że udało mi się kogoś zainteresować. Więcej o wykonawcach (nie tylko tych) na stronach www.afryka.org. Czekam na recenzje...

wtorek, 22 kwietnia 2008

"Totalitaryści z Juden Zeitung", czyli słów kilka o Gazecie Wyborczej.

Szukam w myślach kogoś, kto zasługuje zdaniem "prawdziwego patrioty" na większa pogardę niż macożercy z Gazety Wyborczej i nie znajduję nikogo takiego. W ostatnich miesiącach co prawda do wrogów tego co polskie dołączają następne tytuły czego dobitnym wyrazem jest akcja bojkotu niektórych mediów zainicjowana na salonie24. Prawdziwy wróg jest jednak tylko jeden, nic nie przebije Gazety Wyborczej i Adama Michnika. Zastanawiam się skąd bierze się gwałtowność ataków na bądź co bądź przecież tylko jedno z wielu mediów. Dlaczego Gazeta Wyborcza jest dla wielu ludzi symbolem czystego zła?
Moim zdaniem nie można zrozumieć "tego fenomenu" bez cofnięcia się do przeszłości. Gazeta powstawała jako organ Solidarności. Jej celem było przełamanie monopolu informacyjnego PZPR i jej sojuszników. Tak długo jak istniał wspólny wróg jednoczący opozycję tak długo była ona symbolem wolności słowa i dobrem samym w sobie. Pierwsze poważne pęknięcie opozycji zauważalne przy wyborach prezydenckich w 1990 roku musiało mieć również wpływ na Gazetę Wyborczą. "Przejęcie" jej przez Adama Michnika postrzegane było przez jego przeciwników jako zdrada. Symbol został zbrukany, zawłaszczony przez małą grupę, która nie miała prawa tego zrobić. Symboliczne jest odebranie symbolu Solidarności Gazecie Wyborczej. Od tej pory nie była już jednym z symboli całej opozycji ale tylko "niewielkiej" jej części. "Większość" tej zdrady nigdy nie wybaczy. Premier Kaczyński nie omieszka później przy każdej sposobności podkreślić jak groźna jest Gazeta Wyborcza i jak bardzo jej działania są szkodliwe dla Polski.
W tym kontekście gwałtowność ataków już tak nie zaskakuje. Dla znacznej części jej krytyków Gazeta Wyborcza jest symbolem zdrady i zawłaszczenia świętego dla wszystkich symbolu. Nie jest więc jedną z wielu gazet i nigdy nie będzie. Dla polskiego "patrioty" świadomość, że jeden z istotnych symboli polskiej rewolucji Solidarności przejął Adam Michnik, osobnik o dość podłym pochodzeniu musi być bardzo bolesna. Nic dziwnego, że blogerzy z wPisz24.pl określają Gazetę Wyborczą jako "totalitarną Juden Zeitung" a mój kolega z PiS "żartobliwie" określa ją jako "Koscher Zeitung". Wszystko bardzo ładnie układa się w jedną całość. Wszyscy wiemy jacy są "oni", knują i myślą tylko o własnym interesie. Stąd już tylko krok do oskarżenia Gazety Wyborczej o antypolską działalność...
Nieprzypadkowo najostrzejsza krytyka płynie ze strony ludzi będących wcześniej z gazetą związanych. Wspominani blogerzy z wPisz24.pl tam właśnie zaczynali swoja blogową działalność. Wielu niechętnych jej publicystów również dawniej było z nią związanych. Odchodzili często zrażeni autorytarnymi metodami zarządzania Gazetą przez Adama Michnika. Najczęściej z raną w sercu bo przecież była ona "wspólnym dobrem" a nie prywatnym poletkiem jej naczelnego. Mnie osobiście śmieszy jak jej krytycy "odkrywają", że Gazeta ma jakąś linię. Budzi to powszechną krytykę, chociaż w przypadku innych tytułów to rzecz naturalna.
Przemiana Gazety Wyborczej moim zdaniem nie różni się zasadniczo od tej jaką przeszedł inny symbol zmian po 1989 roku, czyli NSZZ Solidarność. To również jest symbol, który teraz zdecydowanie jest o wiele uboższy w treści. Związek bardzo się zmienił, już dawno przestał być reprezentatywny dla całej opozycji. Popierając w ostatnich wyborach jedną z partii postsolidarnościowej opozycji przeciwko drugiej ostatecznie zdezawuował symbol jakim była dotąd NSZZ Solidarność. Dla mnie to smutne wydarzenie, ale związek dokonał wyboru. Szanuję to chociaż nie bardzo mi się to podoba. Przez myśl mi jednak by nie przyszło by wyzywać władze związku od "obcych rasowo" czy twierdzić, że prowadzą działalność antypolską.
Gazeta Wyborcza reprezentuje bardzo określony punkt widzenia. Nie zawsze podobają mi się akcje przez nią podejmowane (nie do końca zrozumiały stosunek do lustracji) inne bardzo (np. ochrona Doliny Rospudy, Jedwabne, seks afera). Daję jej jednak prawo do swobody, niech zajmuje takie stanowisko jakie chce. Ja bardzo łatwo mogę go nie poprzeć i po prostu wybrać inny dziennik. Być może u niektórych dziennikarzy widać przyzwyczajenie wyniesione z niezwykłych czasów początku transformacji do odgrywania w polityce aktywnej roli. Prawdę mówiąc takie pozostałości dostrzec można również w pozostałych tytułach...
Nie zarzucajmy Gazecie, że nie reprezentuje stanowiska wszystkich Polaków, bo to w dobie pluralistycznych mediów nie jest możliwe. I dobrze, że ma ona dość dobrze sprecyzowany punkt widzenia. Przestańmy wreszcie myśleć o niej jako demonicznym demiurgu z zacznijmy dostrzegać fakt, że jest to jeden z wielu tytułów na rynku. Gazeta jest wyrazicielem poglądów znacznej części naszego społeczeństwa, to że definiuje to co dla Polski dobre inaczej niż patriotyczna prawica nie oznacza od razu, że jej na tym dobru nie zależy. Ja jestem w stanie przypisywać dobre intencje nawet Gazecie Polskiej, którą uważam za obsesyjnie paranoiczną. Męczy mnie już eksponowanie pęknięcia, które miało miejsce wieki temu. Czas na ocenę rzeczywistości taka jaka ona jest. W ostatnim czasie pojawiło się kilka nowych tytułów i to jest dobre dla nas czytelników bo wymusza również na Gazecie większą rzetelność. Czas już najwyższy przestać myśleć schematami, które dawno się zdezaktualizowały.

piątek, 18 kwietnia 2008

Tekst dla fajnych ludzi!!!

Patrzę na tych wszystkich pięknych i bogatych i ich nienawidzę. Moje serce raduje się, gdy dostają po nosie. Dlatego niemal w euforię wprowadziła mnie informacja o tym, że premier Mirek Topolanek nie został wpuszczony do popularnej dyskoteki na Cyprze. Może sobie rządzi 10 milionami Czechów, niech dzwoni do Busha przed zaśnięciem czy bryluje na największych bankietach. Okazuje się, że nic nie znaczy gdy staje przed ochroniarzem z dyskoteki na Cyprze. Dla niego nie jest tylko podstarzałym burakiem. Dla tego silnego mężczyzny z nienaturalnie rozrośniętym karkiem i schludną czaszką nie ma znaczenia kim jesteś ale jaki jesteś. Taki dziadek jak Topolanek przecież nie może byc „zajefajnym gostkiem”.
W Polsce też się dobrze dzieje. Nie tak dawno świat obiegła informacja, że nie wystarczy mieć pieniędzy by kupic mieszkanie na ekskluzywnym zamkniętym osiedlu na warszawskim Mokotowie. Możesz mieć piersi, o których marzy połowa męskiej populacji nad Wisłą ale i to nie pomoże. Nie wszystko można kupic za pieniądze. Czytając Fakt o problemach Dody nie mogłem nie poczuć satysfakcji, zresztą taki był cel tego „artykułu”.
Ja oczywiście dodam nieskromnie jestem wpuszczany wszędzie. Raz tylko zrezygnowałem z wejścia do pewnego odlotowego miejsca bo byłem w większym gronie i był wśród nas jeden burak, który zepsułby atmosferę w klubie swoim wyglądem. Taki Mirek Topolanek... Oczywiście już nie jest naszym kumplem bo przecież pieniądze to nie wszystko. Ważne by być „zajefajnym gościem”. Ci goście przed klubami rozpoznają nas fajnych ludzi bezbłędnie. Wiadomo, też są fajni...
Niestety na razie jeszcze Doda jest wszędzie wpuszczana, dla mnie intelektualisty do duży problem. Spotkanie z tą Panią mogłoby zbrukać tą fajnośc we mnie, którą mam w sobie od urodzenia. Mam nadzieję, że nie tylko zamknięte osiedla zostaną dla Dody zamknięte ale również wszystko inne z moim mięsnym i warzywniakiem włącznie. Przecież byle kto nie będzie macał mojej sałaty... Właściwie na liście umieściłbym nie tylko Topolanka i Dodę. Taki Kaczyński powinien dostać areszt domowy, a Tusk z tą swoją miłością musi być krypto gejem (a tych to my nie lubimy chociaż jesteśmy fajni). I ci studenci bez grosza przy duszy, dziadkowie i babcie żałośnie przypominający nam o nieuchronnym i niefajni żebrzący nieudacznicy. Wywiózł bym ich wszystkich z miasta, bo przecież Warszawa to fajne miasto... Bo nie może byc równych i równiejszych. Co innego fajni i fajniejsi. Przecież to nie nasza wina, tacy się urodziliśmy i po prostu trzeba uznac ten fakt. A ci niefajni niech sobie gadają co chcą. I tak nikt ich nie będzie przecież słuchał bo są zupełnie niefajni...