czwartek, 8 maja 2008

Czy lewica jest w Polsce jeszcze potrzebna?

Obserwując sondaże bardzo łatwo można odpowiedzieć na to pytanie. Wahadło poparcia na osi prawica-lewica przesunęło się niebezpiecznie na prawo i nie wydaje się by w najbliższym czasie drgnęło. Można tą anormalną sytuację wytłumaczyć kompromitacją SLD jednak moim zdaniem jest to tylko jeden z czynników. Tym bardziej, że nawet kiedy partia ta miała niesamowicie wysokie poparcie to na lewicy wyraźny był już kryzys ideowy. Przebąkiwano o budowaniu socjaldemokracji na wzór niemiecki (też raczej w kryzysie) ale de facto czynnikiem jednoczącym ludzi wokół SLD była ich przeszłość. Formalnie lewicowe wartości manifestowane czasem nawet szczerze wyraźnie kontrastowały z pozycją społeczną jaką zajmowali członkowie i sympatycy tej formacji. SLD w większym stopniu niż partią lewicową była partią władzy. Popierali ją ludzie, którzy najwięcej skorzystali na przemianach nierzadko również świetnie radzący sobie w PRL-u. Lewicowe wartości były tylko sztandarem, którym ochoczo powiewano na pochodach 1-majowych. W praktyce najważniejszy był system wzajemnych gwarancji i wspólnota ludzi o podobnych dochodach (wysokich) i statusie społecznym.
Bezpośrednią przyczyną upadku SLD była oczywiście afera Rywina, która odsłoniła mechanizmy moim zdaniem doskonale wcześniej znane i „normalne” na etapie transformacji gospodarczej i politycznej. Co innego jednak wiedzieć a co innego zobaczyć... Niebagatelną moim zdaniem rolę odegrało wyczerpanie się dotychczasowej formuły partii władzy. Przemiany jakie następowały w Polsce coraz bardziej ograniczały zachowania dotąd uznawane za „normalne”. Dla ludzi, którzy dorobili się w okresie transformacji posiadanie poparcia w świecie polityki (szczególnie w jednej partii) nie było już czymś niezbędnym a często stawało się balastem. Świetnie radzili sobie w nowych warunkach ekonomicznych. Jej zasady wprowadzili również w swoich kontaktach ze światem polityki. Po co narażać się na problemy po zmianie rządu skoro można zachowywać równy dystans do wszystkich i na bieżąco starać się osiągać wsparcie w świecie polityki dla swoich interesów.
Przemianie uległa również klasa średnia, a właściwie to co zaczęło się dopiero krystalizować po 1989 roku. Nie trzeba być zwolennikiem spiskowych teorii braci Kaczyńskich by zgodzić się co do tego, że przełom polityczny nie oznaczał rewolucji społecznej. Ci którzy doskonale sobie radzili w PRL zazwyczaj szybko adaptowali się do nowych warunków. Początkowo czuli związek z lewicą, z czasem interes własnej grupy zaczął dominować. Nie budzi zdziwienia fakt, że SLD wykonywał bardzo dużo „dziwnych” działań by tylko ci ludzie nadal popierali nadal tą partię. Szczytem absurdu był pomysł wprowadzenia podatku liniowego za rządów Leszka Millera, który może i dobrze służy klasie średniej i osobom prowadzącym własną działalność gospodarczą ale niespecjalnie najbiedniejszym.
Przejęcie tradycyjnie „lewicowego” elektoratu przez prawicę w Polsce nie dokonało się wraz z aferą Rywina i wypłynięciem na szerokie wody PiS. Najbiedniejsi byli przez lewicę ignorowani, nie dało do myślenia lewicowym elitom powstanie partii emeryckich, ignorowali powstające ugrupowania populistyczne w postaci Samoobrony. Afera Rywina była tylko detonatorem który doprowadził do rozsadzenia mitu SLD jako opiekuna najsłabszych. Oczywiście nie całkiem słusznie, bo bądź co bądź pewien wpływ na partię wywierali działacze związkowi. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, elity partyjne nie wypracowały spójnego ideologicznego przekazu i nie realizowali w stopniu wystarczającym programu korzystnego dla najsłabszych grup społecznych. Sam nie wiem w którym momencie wyznacznikiem lewicowości stały się sprawy światopoglądowe, pewnie wraz ze wzrostem znaczenia klasy średniej...
Na zachodzie Europy partie lewicowe skierowały się ku centrum. Wobec kurczącej się klasy robotniczej naturalnym ruchem było zabieganie o klasę średnią. Tym bardziej, że poziom życia stał się już tam na tyle wysoki by „niesprawiedliwość społeczna” nie burzyła już krwi w robotnikach. Bardziej istotny był napływ imigrantów odbierających im miejsca pracy, dlatego zamiast głosowa na komunistów coraz częściej wybierali ksenofobiczne partie prawicowe. W Polsce lewicowe elity w sposób analogiczny postanowiły obrazić się na dotąd tradycyjnie lewicowy elektorat. Nie godzi się przecież zabiegać o głosy emerytów słuchających Radia Maryja, łysych kiboli demolujących stadiony czy kiepsko opłacanych nauczycieli i urzędników z małych miasteczek. Niespodziewanie okazało się, że klasa średnia w Polsce nie jest zainteresowana lewicą. Zamiast tego woli skupić się na niwelowaniu dystansu między poziomem życia w naszym kraju i reszcie UE. Los słabszych niespecjalnie ją interesuje. Im ciężej muszą pracować w tym większej pogardzie mają leniów i nierobów, którzy nie potrafią o siebie zadbać. Współczucie powinno przyjść dopiero w następnym pokoleniu... Na razie wybierają raczej PO i oczekują świętego spokoju. Państwo ma po prostu usunąć to co nieprzyjemne z pola widzenia i na to są w stanie dać pieniądze. Nic dziwnego, że zamknięte osiedla powstają jak grzyby po deszczu. Bardzo często zamieszkują tam ludzie, którzy swego czasu wyznawali poglądy lewicowe, teraz jednak odłożyli przekonania polityczne na bok i robią wszystko by w jak największym stopniu korzystać z konsumpcyjnego boomu.
Lewicy nie sprzyja sytuacja ekonomiczna w Polsce, jest zbyt dobrze by zaczęła ona odzyskiwać poparcie. Nawet najbiedniejszym wydaje się, że partycypują w powszechnej szczęśliwości. Wejście do UE niewątpliwie w sposób istotny poprawiło stan życia Polaków. Nawet bezrobocie, istna zmora ostatnich lat dzięki otwarciu granic nie jest już palącym problemem. W takiej sytuacji dlaczego nie popierać PiS, formacji która nie ma właściwie wiele najbiedniejszym do zaoferowania ale mając tą podstawową zaletę, że mówi zrozumiałym językiem. Nie karze kochać Niemców, Rosjan czy Żydów i nie chce tworzyć specjalnych praw dla homoseksualistów.
Dlatego śmieszą mnie wizyty Wojciecha Olejniczaka w Hiszpanii. Nie mniej zresztą jak nadzieje wiązane chociażby przez takich intelektualistów jak Jacek Żakowski z Krytyką Polityczną i osobiście ze Sławomirem Sierakowskim. Owszem środowisko to może być zaczynem intelektualnego fermentu ale nic więcej. Stare SLD-owskie elity nie zgodzą się nigdy by Sierakowski odegrał na lewicy pierwszoplanową rolę. Na razie niestety nic nie wskazuje na to by lewica mogła się odbudować bez SLD. Mamy więc do czynienia z kwestią nie do rozwiązania. SLD jest przyczyną słabości polskiej lewicy i powodem jej miałkości, kotwicą która ciągnie ją na dno. Jednocześnie jest na tyle silne, że może efektywnie zablokować jakąkolwiek konkurencję. Wypada mieć tylko nadzieję, że „burżuje z SLD” jak najszybciej pójdą na dno i powstaną warunki na pojawienie się prawdziwej nowej lewicy a nie SLDowskich mutacji tworzonych przez byłych towarzyszy z PZPR. Osobiście nie jestem zwolennikiem lewicy zresztą podobnie jak i prawicy. Nie jest jednak dobrze dla kraju, gdy brak jest dla rządzących prawdziwej alternatywy. Tylko istnienie dwóch silnych biegunów pozwala mieć nadzieję, że błędne działania prawicy czy też lewicy będą przez następną ekipę modyfikowane.
Bez wątpienia Polska lewicy potrzebuje, z całą pewnością jednak nie takiej jak dotychczas. Być może nawet jeszcze nie teraz... Jednak jej odbudowa może trwać wieki, jeśli już teraz nie zostaną na nowo zdefiniowane jej cele. Dopóki jej „oferta” nie nabierze intelektualnej głębi ale jednocześnie nie nastąpi rzeczywiste pochylenie się nad losem dyskryminowanych pod każdym względem grup społecznych lewica nie odbuduje się. Zresztą bez tego zawsze będzie brzmiała fałszywie, tak jak teraz. Czas na pogrzeb SLD, formacji ważnej dla okresu transformacji, która już się jednak zakończyła. Potrzeba nowej lewicy na nowe czasy. Nie tylko dla ludzi o przekonaniach lewicowych ale dla wszystkich. Tylko wtedy dyskurs publiczny może nabrać właściwej głębi i na styku tarcia między prawicą a lewicą może wyłonić się najbliższy rzeczywistości obraz Polski i oczekiwań jej obywateli.