poniedziałek, 26 lipca 2010

PiS wraca, czyli o partii, która może być wreszcie sobą...

Ciekaw jestem czy kiedykolwiek pragnęliście moi drodzy czytelnicy czegoś tak bardzo, że w swojej ocenie dokonywaliście selekcji faktów i takiej ich interpretacji by spełnienie owego pragnienia wydawało się jak najbardziej realne. Myślę, że tak... Wszystkich nas to czasem spotyka, nawet największych realistów. Człowiek to taka istota, która potrzebuje wierzyć, przynajmniej od czasu do czasu... W sumie to nic złego, jednak z takim podejściem niestety bardzo łatwo wyjść na głupka. Nie jestem zbyt odkrywczy, tam gdzie jest wiara tam nieuchronnie musi się gdzieś czaić rozczarowanie.

O swoich prywatnych rozczarowaniach przemilczę, ciekawiej jest przecież mówić/pisać o rozczarowaniach innych. W każdym razie dużo przyjemniej... Największym rozczarowaniem w ostatnich tygodniach zdaje się być powrót PiS do ostrej retoryki. Przyznam, że z mojej perspektywy jest to „odrobinę” niezrozumiałe. Ja osobiście powrót do dawnego stylu uprawiania polityki przez prezesa Kaczyńskiego i jego partię przyjmuję z ulgą. Nie potępiam, nie określam tego kroku jako głupoty czy też wreszcie nie oburzam się na niemoralność stosowanych przez PiS metod. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że to coś warte pochwały. Partia rezygnuje z zasłony dymnej, marketing polityczny nie daje rady i naturalne w PiS instynkty zwyciężają. To dobra wiadomość dla nas wszystkich, rzeczywistość jest mniej zakłamywana. No, może zakłamywana w większym stopniu ale w sposób nam wszystkim już doskonale znany...

Nadzieje na koniec „wojny polsko-polskiej” mogli mieć tylko osoby, których wiara w zgodę narodową była pokłosiem tragedii smoleńskiej. Nie chcę mówić o naiwności, myślę jednak, że potrzeba wiary w to, że jedno wydarzenie, szczególnie tak tragiczne może diametralnie odmienić sposób uprawiania polityki w Polsce zakrzywiła naszą polityczną czasoprzestrzeń. Tylko ktoś, kto postanowił ignorować fakty mógł uwierzyć w przemianę prezesa Kaczyńskiego i jego partii. Nie wiem skąd w ludziach aż tak silna potrzeba wiary w to, że PiS może być odpowiedzialnym ugrupowaniem politycznym. Współczucie dla ofiar katastrofy przecież wszystkiego nie tłumaczy...

Bardzo mnie śmieszy kiedy piętnowane jest niemoralne „granie” tragedią smoleńską przez PiS a jednocześnie krytykowane jest odejście od nieszczerej przecież polityki umiaru. To co działo się w kampanii prezydenckiej było swoistą anomalią, decyzją podjętą trochę z braku pomysłu na to co dalej. Na chwilę oddano podejmowanie decyzji w ręce ludzi dotąd funkcjonujących na marginesie partii. Prawo i Sprawiedliwość nie miało wtedy nic do stracenia, kiepskie sondaże i widmo całkowitej klęski... Wynik osiągnięty w wyborach prezydenckich wzmocnił partię i to paradoksalnie było powodem do powrotu na stare pozycje. Może sobie narzekać pan europoseł Marek Migalski na swoim blogu, nie ma racji. Tu nie chodzi o sprawiedliwość ale o równowagę. Z całym szacunkiem ale znaczeni bardziej pisowski od pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest Marek Kuchciński. Od Pawła Poncyliusza Antoni Macierewicz, mimo, że formalnie do partii przecież nie należy... Znacznie lepiej oddają oni sposób myślenia tradycyjnych wyborców PiS. Tak krytykowane dziś przez wszystkich teorie spiskowe dotyczące katastrofy smoleńskiej, które uprawomocniają politycy PiS już od dawna żyją swoim życiem wśród elektoratu tej partii.

Większość komentatorów nie docenia tego faktu. Większość sympatyków PiS naprawdę wierzy, że prezydent Lech Kaczyński poległ i że została popełniona zbrodnia. Niezależnie od tego czy nam się to podoba czy nie. Politycy PiS tylko wyrażają te nastroje i chyba z pewnego punktu widzenia jest to dobre. Trudno bowiem obalić coś co powtarzane jest pokątnie a co nie ma szans stać się przedmiotem powszechnej debaty. Zresztą PiS nie potrafiłby inaczej. Każdy chyba pamięta, że sukces tej partii budowany był na kontestacji instytucji III RP. Jak na klasyczną partię protestu potrzebny był mit... Takim wydarzeniem dla PiS był upadek rządu Olszewskiego. To wtedy „ciemne siły” dogadały się i uniemożliwiły budowanie nowej wspaniałej Polski. W ten mit wierzą wszyscy w PiS, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Dzięki tej wierze tacy ludzie jak Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz znajdowali siłę by walczyć z „układem”, III RP, postkomuną, rosyjskimi agentami itp. Teraz dostają na tacy mit jeszcze bardziej nośny i spektakularny. Nic dziwnego, że chcą wierzyć w jego prawdziwość. Mit o „zbrodni smoleńskiej” będzie paliwem napędowym dla PiS i środowisk z nim powiązanych na następną dekadę.

Oburzają się niektórzy, że PiS delegitymizuje system polityczny. Oczywiście, że mają rację. Tyle tylko, że ta partia robi to od początku swojego istnienia. Cóż więc robić? Przede wszystkim zerwać wreszcie z naiwnym przeświadczeniem, że PiS da się „ucywilizować”. Tak bardzo chcemy wierzyć, że Jarosław Kaczyński jest zdolnym i cynicznym graczem, że zapominamy o jego ideologicznym zaślepieniu. Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego... Możliwe są różne taktyczne zagrania „genialnego stratega” niemniej na końcu i tak zawsze zwycięża chora ideologia. Wydarzenia ostatnich tygodni są tego doskonałym przykładem...