niedziela, 22 stycznia 2012

O mesjaszu, który chce być królem...

Gwiazda Janusza Palikota rozświetla coraz jaśniej polityczny firmament. Każda inicjatywa kończy się sukcesem, coraz to nowe lewicowe środowiska skłonne są go poprzeć. Przychylny jest mu establishment, swoje nadzieje zdają się z nim wiązać lewicowi radykałowie. Jeszcze do niedawna w określeniu mesjasz lewicy czaiła się drwina, teraz słysząc je większość ludzi nie uśmiecha się już tylko z zadumą kiwa głową. Nic dziwnego, Janusz Palikot jednego dnia dogaduje się ze środowiskami LGBT a drugiego z górnikami, z równą swobodą... Odżywają nadzieje na zjednoczenie lewicy światopoglądowej, która dotąd wspierała w dużej mierze PO i lewicy społecznej, która w sporej części dała się uwieść PiS. Gdyby do tego doszło można by już realnie zacząć myśleć o dojściu do władzy...
Niewykluczone, że te plany uda się Januszowi Palikotowi zrealizować. Jest mocno zdeterminowany i do tego w sposób właściwy zdiagnozował sytuację. Dlaczego więc nie daję się ponieść fali entuzjazmu i z takim dystansem podchodzę do inicjatywy, która może doprowadzić do powstania pierwszej po 1989 roku prawdziwie centrolewicowej formacji. Gdybym miał podać jeden powód to wskazałbym na to, że nie ma ona szans na stworzenie na lewicy nowej jakości. Będzie to twór sztuczny, służący nie lewicy jako takiej ale Januszowi Palikotowi. Wbrew temu co sądzi wielu ważne jest nie tylko „co” ale również „jak”. To co dzisiaj proponuje Janusz Palikot to wykorzystanie neoliberalnej recepty na sukces w tworzeniu czegoś, co przynajmniej w teorii powinno neoliberalizm krytykować. Sprzeczność leżąca u podstaw tej inicjatywy w moim odczuciu musi zaważyć na jej powodzeniu...
Janusz Palikot wykonał bardzo dobrą robotę. Postąpił jak doświadczony przedsiębiorca, który dysponując pewnymi zasobami pragnie odnieść sukces. Wsłuchał się w głos „konsumentów” i stworzył produkt, który zapewnił mu wejście do Sejmu. Teraz buduje firmę, która będzie świadczyć usługi polityczne. Celem nadrzędnym jest tak hołubiona przez neoliberałów efektywność. Nie za dobrze wróży to demokracji, Ruch Palikota będzie być może coraz sprawniej realizował inicjatywy istotne dla centrolewicy ale nigdy nie będzie centrolewicowy. Będzie po prostu świadczył usługi zewnętrzne jak swego czasu prywatne armie w Iraku.
W logice rynku nie jest istotne czy koncern sprzedaje żyletki, napoje odchudzające czy samochody. Ważny jest zysk, to on świadczy o sukcesie. Najlepiej oczywiście jest wtedy gdy sprzedaje to wszystko plus masę innych rzeczy. W ten sposób minimalizowane jest ryzyko. To co robi teraz Palikot to nic innego jak sprzedawanie jak największej liczbie podmiotów życia społecznego różnych, nierzadko wzajemnie wykluczających się rzeczy. Bazuje na nadziejach, co więcej sam je skutecznie rozbudza. Co chce w ten sposób osiągnąć? Sukcesem dla Palikota będzie dojście do władzy, nie w jakimś konkretnym celu jak w klasycznej demokracji. Zgodnie z neoliberalną logiką chodzi w gruncie rzeczy tylko o wygraną, pokonanie przeciwników, być może ostatecznie monopol...
Przedsmak tego mamy już teraz. Podobne neoliberalne założenia leżały u podstaw powstania Platformy Obywatelskiej. Ideologiczna nieokreśloność, polityka rozumiana jako gra wymagająca stosownych umiejętności (technik marketingowych) i program pisany na kolanie jako odpowiedź na zaistniałe społecznie zdarzenia. To wszystko już znamy, w centroprawicowym sosie. Janusz Palikot proponuje nam teraz dokładnie to samo danie tylko przyprawione inaczej. Dlatego nie skaczę z radości. W moim odczuciu należy tworzyć centrolewicę, która skutecznie byłaby w stanie przełamać neoliberalne myślenie o sferze publicznej. Angażowanie się w coś co jest kwintesencją takiego sposobu myślenia nie ma dla mnie sensu. Lewica jako fantazja znudzonego dotychczasowym życiem bogatego Piotrusia Pana, który postanawia wykorzystać swoje biznesowe talenty w polityce, tylko po to, by zdobyć jeszcze większy poklask wydaje mi się czymś kuriozalnym. Mam nadzieję, że nie tylko mnie.