niedziela, 15 marca 2009

Wolność vs. efektywność, czyli o granicach prywatności w demokracji liberalnej...

Strasznie irytują mnie biblioteki nie posiadające katalogów elektronicznych. W grzebaniu w szufladkach w sumie nie ma nic złego o ile ma się czas i wszystkie pozycje są na miejscu. Jest coś budującego w tym, że klikając na interesującą nas pozycję dostajemy o niej pełną informację. Dzięki temu czujemy, że wszystko jest tak jak należy, poukładane i przewidywalne. Nie biegamy od półki do półki w nadziei, że interesująca nas książka się odnajdzie. Tak, taki elektroniczny katalog to bardzo wygodne i racjonale rozwiązanie... W tym kontekście pomysł na stworzenia superbazy o Polakach może wydawać się świetnym pomysłem. Wreszcie w jednym miejscu zostaną zebrane informacje, dzięki którym nasza wiedza o społeczeństwie jako całości stanie się dużo bardziej pełna. To umożliwi podejmowanie działań w oparciu o bardziej racjonale przesłanki i pozytywnie wpłynie na nasz dalszy rozwój...
Z takich pozycji zdaje się wychodzić Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera, który zlecił GUS przygotowanie projektu superbazy. Niektórzy przecierają oczy ze zdumienia, że rząd deklarujący przywiązanie do liberalnych wartości może podejmować takie inicjatywy. Niesłusznie, w liberalizmie obok wolności jednostki równie ważny jest postęp, który jest możliwy tylko dzięki poszerzaniu naszej wiedzy. Krótko mówiąc możemy być absolutnie wolni podejmując określone decyzje tylko wtedy, gdy dysponujemy w danej sprawie pełną wiedzą. Wiedząc więcej możemy osiągnąć więcej a nasze decyzje będą trafniejsze.
W ekonomi to nic nowego, informacja to rzecz cenniejsza od złota. Ten kto lepiej zdiagnozuje potrzeby konsumenta, kto szybciej wejdzie w posiadanie właściwych informacji ten wygrywa. Dane osobowe są dziś szalenie cennym towarem bo często od tego do jak szerokiej i jednocześnie odpowiednio wyprofilowanej grupy odbiorców trafi oferta zależy powodzenie inicjatywy. Nawet organizacje pożytku publicznego, które robią tak dużo dobrego, że ręce na samą myśl o ich działalności składają się do oklasków budują własne bazy danych. Od ich jakości zależy bowiem wielkość datków a więc tym samym i zakres udzielanej przez nie pomocy. Nie ma sentymentów, pomożesz raz a w swojej skrzynce już niedługo zaczniesz regularnie otrzymywać informacje o działalności i prośby o dalszą pomoc.
Dla Tomasza Arabskiego i wielu innych zapewne efektywność jest czymś szalenie istotnym. Chętnie przenoszą ją na niwę polityczną, w gospodarce przecież świetnie się sprawdza. Prawa obywatelskie to dla wielu coś z innej epoki. W liberalizmie postęp ma charakter liniowy, jeśli już coś osiągnęliśmy to na stałe. W sferze politycznej jesteśmy już wolni, jeśli zostało coś do zrobienia to tylko w gospodarce. Zresztą superbaza ma być stworzona tylko dla celów statystycznych, któż by chciał ją wykorzystać do ograniczania wolności. A że znajdą się tam też informacje osobiste, to też szczególnie nie budzi kontrowersji w epoce dość powszechnego ekshibicjonizmu. Przecież państwo na podstawie danych od dostawców energii nie przyśle nam polecenia wymiany lodówki na bardziej energooszczędną. Albo nie uniemożliwi nam korzystania z linii 0 700 za nie płacenie alimentów... Pytanie o nasze plany prokreacyjne też wydaje się niewinne, przecież nie będziemy musieli się pod groźbą sankcji karnej wywiązać ze swoich deklaracji. 
Idąc dalej tym tropem można nawet powiedzieć, że nie byłoby niczym złym noszenie wszczepionego czipu z informacją o naszym stanie zdrowia, prognozowanej długości życia, uzyskiwanych dochodach, poglądach, zdolnościach itp. Moglibyśmy chodzić z czytnikami i wymieniać się szybko i bezboleśnie informacjami. Łączenie w pary byłoby wtedy dużo bardziej racjonalne, Wdowa/wdowiec nie musieliby wieść długiego samotnego życia po stracie ukochanej/ukochanego. Wobec prognozowanych kłopotów z nerkami, można by szukać kogoś kto w razie potrzeby może nam ją oddać. To znacznie bardziej racjonalny powód do małżeństwa niż coś tak niezrozumiałego jak miłość. Dużo sprawiedliwiej można by rozłożyć obowiązki podatkowe, łatwiej byłoby rekrutować kadry. IQ wyskakiwałoby tuż za imieniem i nazwiskiem. Wiedząc wszystko o wszystkich świat byłby dużo prostszy. 
Ironizuję sobie, ale problem jest poważny. Nawet jeśli teraz stworzenie takiej bazy nie wydaje się czyś groźnym to nie ma gwarancji, że w przyszłości nie będzie niosło negatywnych skutków. Logika czegoś co można nazwać ”rozwojem cywilizacyjnym” zdaje się wskazywać, że to może być tylko pierwszy krok, zupełnie jeszcze zresztą niewinny w stronę budowy bezpiecznego społeczeństwa z Wielkim Bratem w tle. Teraz nie mamy powodów by do superbazy (o ile ona powstanie) sięgnąć, ale niech się pojawi zagrożenie, atak terrorystyczny, klęska ekologiczna czy nawet problemy z demografią... Ja osobiście nie wierzę, że wtedy z takiej pokusy nie skorzystamy. Dlatego nie wiem jak inni ale ja gdy w moich drzwiach stanie rachmistrz i zacznie zadawać pytania to albo odmówię odpowiedzi na niektóre pytania albo najzwyczajniej w świecie skłamię. Tak nie mam adresu e-mail, jestem wyznawcą zoroastryzmu, remonty robię raz na miesiąc a do pracy dojeżdżam trolejbusem. Co prawda niewiele to da dlatego, że informacje z różnego typu instytucji publicznych ale tez firm prywatnych spłyną do GUS i nic na to nie poradzę...
Jedynym rozwiązaniem jest zabranie głosu w debacie publicznej na ten temat. Tyle tylko, że niewielu chce o tym rozmawiać. Trochę to dziwne, zważywszy, że temat granicy pomiędzy tym co przynależy do sfery prywatnej i publicznej powinien budzić w społeczeństwie liberalnym większe zainteresowanie. Podobnie zresztą jak odpowiedź na pytanie jak daleko można się posunąć kierując się efektywnością w sferze publicznej, czy też jakie prawa przynależne jednostce nie mogą być ograniczane, nawet jeśli wydaje się, że społeczeństwo jako całość może na tym skorzystać... Mam wrażenie, że by zacząć zadawać sobie te wszystkie pytania musi się zdarzyć coś co wymusi na nie od razu odpowiedź. Niestety nie potrafimy uczyć się na błędach innych i dlatego podobne debaty w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, które są pokłosiem zagrożenia terroryzmem w naszej świadomości są niemal nieobecne. Dla Tomasza Arabskiego sama baza jest pewnie co najwyżej problemem technicznym, szansą na usprawnienie systemu a nie częścią szerszego kontekstu. Tak jak dla większości społeczeństwa, które zapewne nie miało by nawet nic przeciwko podsłuchom o ile złoty by się systematycznie wzmacniał względem franka a pensje gwarantowały udział w powszechnej szczęśliwości...