Kto z nas nie utożsamia się z ideami Solidarności? Przesłanie tego ruchu jest piękne i ponadczasowe... I niemal dla każdego z nas inne. Doskonale to widać przy okazji obchodów 30-lecia zawarcia porozumień sierpniowych. Nie ma zgody w narodzie... Większość Polaków chciałaby niemal zmusić Wałęsę by świętował ze wszystkimi, niechby chociaż na chwilę owo poczucie jedności wróciło. I tak paradoksalnie oczekujemy tego co nam tak bardzo nie na rękę było do roku 1989 i z czym Solidarność walczyła...
Przy okazji obchodów pada wiele gorzkich słów. Nawet Andrzej Celiński, którego cenię utyskuje jak to bardzo odchodzimy od idei Solidarności. Jego zdaniem wracamy do starych PRL-owskich schematów. Stare grzechy jak alienacja władzy, „wypłukiwanie” demokracji czy wzajemna nieufność Polaków ponownie dają znać o sobie. Tak zwyczajnie po ludzku rozumiem Andrzeja Celińskiego, podobnie Mariana Jurczyka, Lecha Wałęsę czy nawet Jarosława Kaczyńskiego. Solidarność dawała nadzieję, potem bitewny kurz opadł i trzeba było posprzątać. Nic dziwnego, że pojawiło się rozżalenie, bo przecież miało być inaczej, lepiej... Jak żadna utopia również ta Solidarnościowa nie mogła ulec realizacji.
Niektórzy pewnie powiedzą, że „pluję na to co święte”. Nic bardziej mylnego. Pragnę tylko zwrócić wszystkim uwagę, że nadmierne mitologizowanie przeszłości nie pozwala w pełni zobaczyć jak wiele dzięki Solidarności i poprzez Solidarność udało się zmienić na lepsze. Nie był to ruch jak teraz chcą niektórzy spójny z wyraźnie sformułowanym programem. Ludzi, nierzadko o wzajemnie wykluczających się poglądach łączyła niechęć do narzucanego z zewnątrz ustroju i pragnienie zmian. Wtedy było prościej, byliśmy MY i byli ONI. Wtedy nie było wyboru, tylko zwycięstwo dawało gwarancje na zmianę sytuacji. Krótko mówiąc albo my albo oni...
Dziś mówi się często o niespełnionych postulatach, bardzo mnie to irytuje. Andrzej Celiński i inni, którzy z takim zapałem rozpaczają o zaprzepaszczeniu idei Solidarności nie rozumieją chyba tak do końca o co w tym wszystkim zasadniczo chodziło. Nie świętujemy dziś dlatego, że udało się trzydzieści lat temu uzyskać zgodę na rejestrację wolnego związku. Wtedy stało się coś znacznie ważniejszego, Polacy zrobili pierwszy krok by być wolnymi. Brzmi to może trochę górnolotnie, ale to właśnie łączyło ludzi w 1980 roku. Nie walczyli o konkretną wizję Polski, ani o tą w wydaniu Kaczyńskiego ani o tą w wydaniu Tuska. Celem było przeprowadzenie takich zmian, by Polacy sami mogli decydować o jej wyborze. To się udało doskonale!!!
Słuchając dziś Jarosława Kaczyńskiego można odnieść wrażenie, że Solidarność walczyła o zastąpienie jednej jedynie słusznej władzy drugą. W jego świadomości rewolucja solidarnościowa chyba nadal jeszcze trwa. Mam wrażenie, że niewiele pozostało w nim z tamtych dni. Dobitnie o tym dziś przypomniała Henryka Krzywonos. Tej optyce ulegają niestety również inni, w jakimś stopniu również Andrzej Celiński. Czas już chyba sobie powiedzieć głośno i wyraźnie: Solidarności już nie ma. Skończyła się wraz z pierwszymi wyborami. Wtedy ostatecznie zwyciężyła jednocześnie pozbawiając się jednak powodów do dalszego trwania w dotychczasowym kształcie... Jej idee, o ile można w ogóle jakikolwiek ich katalog przedstawić stały się fundamentem demokracji.
Solidarność powstała w określonych warunkach, nie da się już wrócić do tamtego okresu. Świat przez ten czas zmienił się radykalnie. Przyszło jej działać w ekstremalnych warunkach i dlatego podejmowane przez nią działania też miały niezwykły charakter. Nasza demokracja nie jest doskonała, owszem problemem jest alienacja władzy i jak to określa Andrzej Celiński „wypłukiwanie” demokracji. Niewiele ma to jednak wspólnego z odejściem od idei Solidarności. Powodów tego stanu rzeczy należy szukać wokół siebie a nie w odległej przeszłości, w przeciwnym razie znów utkniemy w sporze „wokół wartości”, który niczego nowego wnieść nie może a już na pewno nie przybliży nas do rozwiązania bolączek naszej demokracji. Solidarności już nie istnieje, została tylko marna imitacja w postaci związku zawodowego, która sobie rości prawa do sukcesji po wielkim ruchu... Czas przyjąć to do wiadomości. W przeciwnym razie co roku koniec sierpnia będzie czasem sporów o to co sobie kto wyobraża a nie okazją do świętowania.
Przy okazji obchodów pada wiele gorzkich słów. Nawet Andrzej Celiński, którego cenię utyskuje jak to bardzo odchodzimy od idei Solidarności. Jego zdaniem wracamy do starych PRL-owskich schematów. Stare grzechy jak alienacja władzy, „wypłukiwanie” demokracji czy wzajemna nieufność Polaków ponownie dają znać o sobie. Tak zwyczajnie po ludzku rozumiem Andrzeja Celińskiego, podobnie Mariana Jurczyka, Lecha Wałęsę czy nawet Jarosława Kaczyńskiego. Solidarność dawała nadzieję, potem bitewny kurz opadł i trzeba było posprzątać. Nic dziwnego, że pojawiło się rozżalenie, bo przecież miało być inaczej, lepiej... Jak żadna utopia również ta Solidarnościowa nie mogła ulec realizacji.
Niektórzy pewnie powiedzą, że „pluję na to co święte”. Nic bardziej mylnego. Pragnę tylko zwrócić wszystkim uwagę, że nadmierne mitologizowanie przeszłości nie pozwala w pełni zobaczyć jak wiele dzięki Solidarności i poprzez Solidarność udało się zmienić na lepsze. Nie był to ruch jak teraz chcą niektórzy spójny z wyraźnie sformułowanym programem. Ludzi, nierzadko o wzajemnie wykluczających się poglądach łączyła niechęć do narzucanego z zewnątrz ustroju i pragnienie zmian. Wtedy było prościej, byliśmy MY i byli ONI. Wtedy nie było wyboru, tylko zwycięstwo dawało gwarancje na zmianę sytuacji. Krótko mówiąc albo my albo oni...
Dziś mówi się często o niespełnionych postulatach, bardzo mnie to irytuje. Andrzej Celiński i inni, którzy z takim zapałem rozpaczają o zaprzepaszczeniu idei Solidarności nie rozumieją chyba tak do końca o co w tym wszystkim zasadniczo chodziło. Nie świętujemy dziś dlatego, że udało się trzydzieści lat temu uzyskać zgodę na rejestrację wolnego związku. Wtedy stało się coś znacznie ważniejszego, Polacy zrobili pierwszy krok by być wolnymi. Brzmi to może trochę górnolotnie, ale to właśnie łączyło ludzi w 1980 roku. Nie walczyli o konkretną wizję Polski, ani o tą w wydaniu Kaczyńskiego ani o tą w wydaniu Tuska. Celem było przeprowadzenie takich zmian, by Polacy sami mogli decydować o jej wyborze. To się udało doskonale!!!
Słuchając dziś Jarosława Kaczyńskiego można odnieść wrażenie, że Solidarność walczyła o zastąpienie jednej jedynie słusznej władzy drugą. W jego świadomości rewolucja solidarnościowa chyba nadal jeszcze trwa. Mam wrażenie, że niewiele pozostało w nim z tamtych dni. Dobitnie o tym dziś przypomniała Henryka Krzywonos. Tej optyce ulegają niestety również inni, w jakimś stopniu również Andrzej Celiński. Czas już chyba sobie powiedzieć głośno i wyraźnie: Solidarności już nie ma. Skończyła się wraz z pierwszymi wyborami. Wtedy ostatecznie zwyciężyła jednocześnie pozbawiając się jednak powodów do dalszego trwania w dotychczasowym kształcie... Jej idee, o ile można w ogóle jakikolwiek ich katalog przedstawić stały się fundamentem demokracji.
Solidarność powstała w określonych warunkach, nie da się już wrócić do tamtego okresu. Świat przez ten czas zmienił się radykalnie. Przyszło jej działać w ekstremalnych warunkach i dlatego podejmowane przez nią działania też miały niezwykły charakter. Nasza demokracja nie jest doskonała, owszem problemem jest alienacja władzy i jak to określa Andrzej Celiński „wypłukiwanie” demokracji. Niewiele ma to jednak wspólnego z odejściem od idei Solidarności. Powodów tego stanu rzeczy należy szukać wokół siebie a nie w odległej przeszłości, w przeciwnym razie znów utkniemy w sporze „wokół wartości”, który niczego nowego wnieść nie może a już na pewno nie przybliży nas do rozwiązania bolączek naszej demokracji. Solidarności już nie istnieje, została tylko marna imitacja w postaci związku zawodowego, która sobie rości prawa do sukcesji po wielkim ruchu... Czas przyjąć to do wiadomości. W przeciwnym razie co roku koniec sierpnia będzie czasem sporów o to co sobie kto wyobraża a nie okazją do świętowania.