czwartek, 19 sierpnia 2010

Polityczny matrix, czyli o potędze narodowych mitów...

Słońce odbijające się od wypolerowanej gładkiej stali, wielkie tarcze z krzyżem lub bez niego, zbroje i mundury wszelkich epok przewijające się jak w kalejdoskopie... I to wszystko nie na przeglądzie filmów wojennych ale realnie, tuż obok nas. Ten rok obfituje we wszelkiego rodzaju rekonstrukcje bitew wielkich i małych. Najpierw dzielni wojowie potykali się na polach Grunwaldu, potem harcerze znów dawali pokaz swojej odwagi atakując hitlerowskie wojska okupujące Warszawę. Wstrętni Niemcy już chyba mają dość i dlatego czas najwyższy było pokazać co i jak Ruskim, niech przypadkiem nie zapomną roku 1920. My przecież możemy tak jak wtedy bez końca...
Gdybym był cyniczny powiedziałbym, że tolkienowska saga przeniesiona na ekran przez Jacksona zrobiła swoje i mali chłopcy już się nie wstydzą spacerować z powsadzanymi za pasek drewnianymi mieczykami. Tak wiem, wszystko niestety jest dużo bardziej skomplikowane... Coś jednak w kulturze takiego ostatnio jest obecne, że herosi mnożą się jak mrówki. Być może pamięć realnej wojny jest już w narodzie tak słaba, że wyblakła cała jej ohyda z cierpieniem, śmiercią i innymi okropnościami. Pozostałą tylko cała ta romantyczna otoczka, która w czasach pokoju daje wszystkim poczucie wyjątkowości a w czasach wojny sprawia, że młodzi ludzie biorą z ochotą broń i idą ginąć za sprawy, o których nie mają pojęcia...
Muszę przyznać, że w Polsce szczególnie są ku takiej zabawie historią sprzyjające warunki. Z wielką determinacją przecież staramy się przekonać samych siebie jacy to jesteśmy wspaniali. Niełatwo jest wyleczyć się z kompleksów... Niestety przekładają się one nierzadko na politykę, czego skutkiem jest nieufność do świata i okopywanie się we własnym grajdołku. Doskonale było to widać w polityce prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wspierał on aktywnie wszelkie inicjatywy, które miały przydać Polakom chwały. Niby nic złego, ale czasem bywało to męczące. Okrętem flagowym tej polityki jest oczywiście Muzeum Powstania Warszawskiego. Trudno odmawiać tej inicjatywie wartości... Wręcz przeciwnie, to miejsce ciekawe nie tylko z racji zgromadzonych tam eksponatów. Muzeum wyrasta powoli na promotora wielu inicjatyw kulturalnych. Tak, jest to miejsce, które żyje i które w sposób niemal perfekcyjny podtrzymuje, umacnia a czasem wręcz kreuje na nowo mity narodowe... Ci, którzy uważają wywołanie powstania za zbrodnię nie mają tam czego szukać.
Po roku 1989 w Polsce historia zeszła na dalszy plan. Tyle się wokół działo, tyle istotnych spraw było do załatwienia. Sprawa rozliczeń, która stała się trampoliną PiS do władzy podniecała tylko wąską grupę radykałów. Trzeba było przeprowadzać reformy, nie było innego sposobu... Cele były wyraźnie wytyczone – integracja w ramach UE i NATO. Sprawa Katynia, Bitwy Warszawskiej czy Powstania Warszawskiego były podnoszone ale nie rozgrzewały społecznej wyobraźni. Nasza akcesja do UE diametralnie zmieniła społeczne oczekiwania co do tego co ma być przedmiotem społecznej debaty. Ci, którzy tego nie dostrzegli zniknęli ze sceny politycznej. Wizja Polski reformującej się, szybko dostosowującej się do otaczającego świata przestała być pociągająca. Trzeba było wymyślić coś nowego... Sukces PiS i PO ma moim zdaniem właśnie swoje źródło w tej przemianie w myśleniu Polaków po przystąpieniu do UE. Dla wielu był to punkt graniczny po przekroczeniu którego staliśmy się „pełnoprawnym członkiem europejskiej wspólnoty”. Od tej pory to nie my mamy już dostosowywać się do innych ale inni do nas. Polska przecież jest wyjątkowa, jest „zieloną wyspą an morzu czerwieni”, „nieskażona cywilizacją śmierci”, drugą Irlandią czy Bawarią w zależności od tego co dla kogo jest ideałem... Od tej pory coraz częściej zapóźnienia cywilizacyjne zaczęły stawać się powodem do dumy, historia zaś wlała się ponownie do świata polityki i zaczęła decydować o tym co stanie się przedmiotem społecznego dyskursu...
W tym kontekście nie należy się dziwić, że partie prawicowe zmonopolizowały właściwie scenę polityczną w Polsce. Postęp przestał być modny, zmiany i owszem są możliwe ale powolne jak to u „konserwatystów” przystało. Teraz nastał czas szczęśliwej konsumpcji, ten kto stara się w imię jakiś bliżej nieokreślonych celów ją nam ograniczyć ten jest wrogiem. Jak choćby „ekolodzy” uniemożliwiający nam jazdę naszymi nowymi samochodami obwodnicą Augustowa... Zwolennicy PO są zasadniczo zadowoleni, póki stać ich na wakacje za granicą i spłacanie hipoteki będą ją popierać. Z PiS i jego zwolennikami jest sprawa trudniejsza, chcieli by zarabiać więcej ale i tak poziom ich życia się poprawił. Biedronki wyrastają jak grzyby po deszczu, nie jest więc źle. Lepiej niż w ostatnich 30 latach.
W takich warunkach coś takiego jak realna wspólnota schodzi na dalszy plan, znacznie atrakcyjniejsze jest opisywanie rzeczywistości w kategoriach narodowego matrixu. Przywołując andersonowską wspólnotę wyobrażoną jaką jest naród można zepchnąć na dalszy plan realne problemy. Uczestniczymy więc z spektaklu, w którym historia jest szalenie ważna bo dostarcza paliwa społecznej debacie, wypełnia społeczną wyobraźnię. Zamiast rozmawiać o pogłębiającym się bezrobociu wśród młodych ludzi z powagą kłócimy się o „pomnik” żołnierzy poległych 90 lat temu... Słychać w narodzie groźne pomruki, chociaż wydarzenia z 1920 roku to już prahistoria. Staram się zrozumieć jak można być oburzonym uczczeniem w tak skromny sposób młodych ludzi, którzy zapewne nie bardzo nawet rozumieli o co walczą... Z perspektywy tego o czym piszę jest to jednak jak najbardziej zrozumiałe, liczą się pojęcia abstrakcyjne takie jak komunizm, naród czy duma. Wymiar ludzki nie jest istotny... Po co bawić się w subtelności, narodowe mity muszą być jednoznaczne.
Polityka ostatnich lat ma swoje źródło w tak rozumianej „historyzacji” polityki. Mam wrażenie, że dwie główne partie walczą między sobą o to co stanie się historią. Nawet wydarzenie sprzed pałacu prezydenckiego to przecież nic innego jak próba narzucenia reszcie pewnej optyki co do wydarzeń z 10 kwietnia. Mam wrażenie, że większość sporów jakie się toczą w polskiej polityce w ostatnich latach ma właśnie swoje źródło w odmiennej interpretacji „historii”. Lustracja, dekomunizacja, III RP a nawet „walka z korupcją” wszystko to wynika z właśnie z tego. Dlatego zresztą nic nie udało się tak naprawdę załatwić, nie można przecież rozwiązać problemu, który nie został zdefiniowany w oparciu o realne przesłanki a jest tylko „słowem kluczem”, który ma uprawomocniać „naszą wizję wydarzeń”.
Nie wywołuje więc zaskoczenia fakt, że lewica jest w Polsce w głębokiej defensywie. Nie jest on w stanie stworzyć atrakcyjnej narracji, która porwałaby Polaków. Próba mówienia o realnych zagrożeniach wydaje się najlepszą drogą do politycznego samobójstwa. Chyba dlatego od czasu do czasu tylko zdarza się „lewicy” przebąknąć o sprawach dla jej elektoratu ważkich. Przez większość czasu w przestrzeni publicznej dominują sprawy ważne dla prawicy. Nie wiem co się musi wydarzyć by ten stan rzeczy się zmienił. Polacy chcą żyć w tym politycznym matrixie, małej stabilizacji na miarę tej gierkowskiej. Dlatego w sumie akceptują dzisiejszą klasę polityczną. Nawet jeśli głośno wyrażają dezaprobatę to w sumie są zadowoleni, ponieważ dostarcza im ona rozrywki. To co dzieje się pod pałacem prezydenckim doskonale to obrazuje...
Widowiska historyczne są takim sympatycznym objawem zwycięstwa w Polsce tej moim zdaniem destrukcyjnej tendencji. Służą one przecież rozrywce, przy piwie można miło spędzić czas i dodatkowo jest to chwalebne bo takie „patriotyczne”. Rekonstrukcje bitew mnożą się i „wychowują” młodych patriotów, rozbudzając w nich skutecznie narodową dumę... To znacznie łatwiejsze i na pewno zdecydowanie tańsze niż naprawa naszego systemu edukacji. A skutki? Kto by się tam nimi przejmował, jest dobrze. Jakby co przecież zawsze można rozwalić granatem jakiegoś hitlerowca... Będzie ubaw.

4 komentarze:

Ania Markowska pisze...

Mam tylko nadzieję, że za jakiś czas nie zobaczymy rekonstrukcji trwającej właśnie "obrony krzyża"... choć potencjalnie wyszłaby z tego niezła farsa.

ith pisze...

To zależy, gdyby był na niej prezydent Kaczyński i premier Ziobro to nie byłoby nam do śmiechu:).
Nie zdiwiłbym się gdyby "akcenty" związane z obroną krzyża pojawiły się choćby przy okazji bożonarodzeniowych szopek...

Unknown pisze...

Polecam zahaczający o twoje spostrzeżenie tekst nt. historii Polski "zaanimowanej" przez Tomasza Bagińskiego i pokazanej w polskim pawilonie EXPO w Szanghaju. http://www.g-punkt.pl/Artykul/wodz_baginski_i_inne_fikcje_narodowe/1
W ogóle ostatnio dzieje się wiele na przecięciu polityki, historii i pop. Zwróćcie uwagę na np. poczynania L.U.C - "Zrozumieć Polskę" to uchwycenie nasze historii hagiograficznie bez prób reflekcji nad Jedwabnem, akcją Wisła lub Marcem 68 roku. Bez zająknięcia, bez zadyszki i wątpliwości.

ith pisze...

Dzięki za link, przeczytałem z zainteresowaniem!!!
"Zrozumieć Polskę" dostałem od kolegi, lezy sobie i trochę mi głupio bo nie mogę się przemuc by ją przesłuchać... Powody precyzyjnie wymieniłeś:).