
Taki sposób postrzegania wydarzeń w Iranie bierze się moim zdaniem z niezrozumienia zachodzących tam przemian. Rewolucja z 1979 roku nie polegała na odrzuceniu zgniłych wzorców zachodnich, zarówno tych obyczajowych jak i ustrojowych oraz powrotowi do tradycji i stojącego za nią islamu. Może co najwyżej w sferze deklaratywnej, w rzeczywistości bardzo żywy był impuls modernizacyjny. Dziś nawet nie ma za bardzo sensu zastanawiać się jak w Iranie sytuacja ułożyłaby się, gdyby nie napaść Iraku. Bez wątpienia jednak w Iranie powstało coś nowego, wzorce zachodnie zostały przetworzone ale nie odrzucone do końca. Zachowano parlamentaryzm, wybory i część swobód obywatelskich. Nie ma nawet sensu porównywać np. sytuacji kobiet w Iranie i Arabii Saudyjskiej. Owszem, zamykane są gazety, ale wcześniej muszą one przecież powstawać. Kobiety zmuszane są do zasłaniania twarzy ale z drugiej strony korzystają z praw obywatelskich, studiują i uczestniczą w życiu społecznym na skalę nieporównywalną z innymi krajami islamskimi. Szirin Ebadi nie mogłaby prowadzić swojej walki zarówno w świeckiej Syrii czy wahabickiej Arabii Saudyjskiej. Rewolucja z 1979 roku nie tylko stworzyła w Iranie teokrację ale również doprowadziła do powstania demokracji. Owszem bardzo ułomnej i ograniczonej... Niemniej funkcjonującej i cieszącej się poparciem większości.
Zielona rewolucja nie jest jak tego chciałby zachód skierowana przeciwko irańskiej wersji demokracji. Wręcz przeciwnie, u źródła protestów leży złamanie jej zasad. Sfałszowanie wyborów to cios bez porównania większy dla przeciętnego Irańczyka niż śmierć jakiegoś studenta makrsisty czy zamknięcie niszowego pisemka. Protesty są aż tak bardzo gwałtowne, bo ludzie czują się oszukani. Dotychczas istniejące instytucje przestały wypełniać swoją rolę. To co się teraz dzieje to rzecz szalenie istotna. Na naszych oczach ulega delegitymizacji system stworzony przez ajatollahów. O ile w latach 90-tych protesty wynikały z przekonań politycznych to teraz idzie o przestrzeganie reguł politycznej gry. Linia podziału nie przebiega już pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami zbliżenia z zachodem czy rozszerzania wolności obywatelskich. Irańczycy przywiązani są do swoich instytucji, są wręcz z nich dumni bo dzięki nim czują się lepsi, bardziej moralni od zachodu. Niezależnie od wyznawanych poglądów politycznych (oczywiście oprócz fanatycznych zwolenników Ahmadinedżada) postępowanie władz nie może budzić w nich poparcia.
Ma rację Adam Szostkiewicz pisząc na swoim blogu, że to co się dzieje teraz w Iranie to „moralna kompromitacja republiki islamskiej”. W moim przekonaniu nieodwracalna. Zbyt wiele osób popierających system wyszło upomnieć się o swoje racje i zostało potraktowanych jak wrogowie rewolucji, zdrajcy czy zwykli chuligani. Na tak masowe poparcie obywateli jak dotąd reżim nie ma co już liczyć. To znacznie przyspieszy powstanie opozycji antysystemowej. Ci, którzy łudzili się, że można zreformować system od środka przekonali się, że nie będzie to możliwe. W jak każdej rewolucji doszło do radykalizacji nastrojów i chociażby dlatego można mówić o przełomie. Patrząc na zdjęcie Nedy Agha Soltan nawet zwolennicy tradycyjnych islamskich wartości czuja, że coś jest nie tak. Podział na „my społeczeństwo” i „oni władza” stał się dzięki zielonej rewolucji czymś oczywistym. Prysł mit rządów dobrotliwych i prawych duchownych, którzy w swoich decyzjach kierują się dobrem ogółu. To początek końca islamskiej republiki, końca który może nastąpić najwcześniej dopiero za dekadę lub dwie...