Czasem jedno wydarzenie naznacza nas tak mocno, że mimowolnie staje się ono punktem wyjścia do myślenia o pewnych sprawach. W przypadku jednostek bywa to niszczące, tym poważniejsze konsekwencje ma jednak w przypadku zbiorowej traumy. Mama wrażenie, że wydarzenia z 4 listopada 1979 roku są właśnie takim punktem wyjścia dla Amerykanów o myśleniu o Iranie. To wciąż niezagojona rana, która niestety nie pozwala widzieć spraw takimi jakie są i prowadzi to błędnej polityki następujących po sobie amerykańskich administracji. W czarno białej wizji świata nie ma miejsca na przypominanie chociażby roli CIA w obaleniu rządu Mohammeda Mossadeka. Nic dziwnego, że Iran stawiany jest obok Korei Północnej i przypisywany do osi zła...
W tym kontekście zaskakuje trochę tekst Francisa Fukuyamy w The Wall Street Journal. Zestawienie Iranu z takimi autorytarnymi reżimami jak Rosja czy Wenezuela musi być dla wielu Amerykanów (i nie tylko) prawdziwym szokiem. Co jeszcze bardziej zaskakujące Fukuyama zdaje się przyznawać, że irańska droga modernizacji jest w regionie wyjątkowa ponieważ może prowadzić do umacniania się demokracji. Jak słusznie zauważa, silna rola religii również w społeczeństwach europejskich w pewnym momencie dziejów była normą. Wiele norm leżących u podstaw świeckich demokracji ma swoje źródła w religii co teraz niektórym trudno jest zaakceptować. Niemniej nie sprawy związane z religią mają zasadnicze znaczenie, wyjątkowość modelu irańskiego polega zdaniem Fukuyamy na tworzenie na wzór europejski czegoś co można określić jako rządy prawa. Spisana konstytucja określa dość szczegółowo zasady funkcjonowania państwa i co więcej w rozdziale III wymienia szereg wolności i praw obywatelskich. Nawet jeśli dodawana jest do nich formułka w stylu „chyba, że naruszają one zasady islamu” to istnieją one realnie. Szirin Ebadi może bronić opozycyjnych działaczy tylko dlatego, że art. 35 konstytucji każdemu daje prawo do wyboru adwokata a art. 37 zawiera dobrze nam znaną zasadę domniemania niewinności.. Protesty, które opisywałem w poprzednim wpisie wzięły się właśnie z przekonania, że złamane zostały prawa zawarte w islamskiej konstytucji...
W tym kontekście zaskakuje trochę tekst Francisa Fukuyamy w The Wall Street Journal. Zestawienie Iranu z takimi autorytarnymi reżimami jak Rosja czy Wenezuela musi być dla wielu Amerykanów (i nie tylko) prawdziwym szokiem. Co jeszcze bardziej zaskakujące Fukuyama zdaje się przyznawać, że irańska droga modernizacji jest w regionie wyjątkowa ponieważ może prowadzić do umacniania się demokracji. Jak słusznie zauważa, silna rola religii również w społeczeństwach europejskich w pewnym momencie dziejów była normą. Wiele norm leżących u podstaw świeckich demokracji ma swoje źródła w religii co teraz niektórym trudno jest zaakceptować. Niemniej nie sprawy związane z religią mają zasadnicze znaczenie, wyjątkowość modelu irańskiego polega zdaniem Fukuyamy na tworzenie na wzór europejski czegoś co można określić jako rządy prawa. Spisana konstytucja określa dość szczegółowo zasady funkcjonowania państwa i co więcej w rozdziale III wymienia szereg wolności i praw obywatelskich. Nawet jeśli dodawana jest do nich formułka w stylu „chyba, że naruszają one zasady islamu” to istnieją one realnie. Szirin Ebadi może bronić opozycyjnych działaczy tylko dlatego, że art. 35 konstytucji każdemu daje prawo do wyboru adwokata a art. 37 zawiera dobrze nam znaną zasadę domniemania niewinności.. Protesty, które opisywałem w poprzednim wpisie wzięły się właśnie z przekonania, że złamane zostały prawa zawarte w islamskiej konstytucji...
Zaskoczył mnie Francis Fukuyama swoim tekstem. W sumie nie powiedział nic nowego to ze względu na swoje nazwisko i ugruntowaną pozycję w Stanach Zjednoczonych może on wpłynąć na zmianę polityki tego kraju wobec Iranu. Dotychczasowa moim zdaniem jest szkodliwa i rodzi skutki wprost przeciwne do zamierzonych. Agresywna polityka USA doprowadziła pośrednio do wzmocnienia pozycji kół militarnych, populistów pokroju Ahmadineżada i radykalnych duchownych. Wzmacnia również nastroje antyamerykańskie czy szerzej nacjonalistyczne i oddala szanse na dalszą demokratyzację. Nic nie jest tak dobrym powodem do ograniczania praw obywatelskich jak prawdziwe czy wyimaginowane zagrożenie zewnętrzne. Wszyscy doskonale znamy ten mechanizm... Mam nadzieję, że argumenty Fukuyamy zostaną przeanalizowane przez nową administrację amerykańską i wpłyną na jej nowy kurs wobec Iranu. Nie czas jeszcze na radykalne zwroty ale z pewnością dużo bardziej subtelna i umiejętna polityka jest niezbędna. Mogłaby być ona realizowana choćby poprzez współpracę z państwami europejskimi, które wobec Iranu zajmowały zawsze dużo bardziej trzeźwe i pragmatyczne stanowisko. Chłodne relacje administracji Baracka Obamy z aktualnym rządem Izraela dają nadzieję na przewartościowanie bliskowschodniej polityki amerykańskiej. Dotychczasowe działania okazały się nieskuteczne i tylko przyczyniły się do wzrostu napięcia w regionie. Czas więc na zmiany, również w polityce wobec Iranu, który przecież jest jednym z najistotniejszych elementów bliskowschodniej układanki...
------------------------
Przepraszam za swoją nikłą blogową aktywność. Nie jest to wynikiem wakacyjnego rozleniwienia, bardziej chyba wypalenia, które w pewnym momencie staje się udziałem każdego. Prędzej czy później dopada nas rzeczywistość i gryzie mocno w tyłek. W najbliższym czasie wpisy nie będą zapewne pojawiać się zbyt często, niestety muszę skupić się na tak trywialnej sprawie jak szukanie pracy. Kiedy w grę wchodzą obowiązki, przyjemności należy odłożyć na później...
2 komentarze:
Powodzenia w poszukiwaniach:)
Wielkie dzięki:). Nie sądziłem, że będzie aż tak ciężko... Chyba dlatego zacząłem od krótkich wakacji:).
Prześlij komentarz