czwartek, 12 sierpnia 2010

Krzyż na Krakowskim Przedmieściu, czyli letni epizod roku 2010...

Lato nieuchronnie zmierza ku końcowi, nie mogę od siebie odgonić tej myśli w ostatnim czasie. Dni są coraz krótsze a noce wydłużają się niepostrzeżenie... Jesień jest jeszcze niewidoczna ale już można ją poczuć w chłodne poranki. Staram się wiec korzystać z lata póki jeszcze ono trwa i unikam zatłoczonych autobusów by na spacerach cieszyć się z świecącego wciąż jeszcze mocno słońca. Dziś nogi poniosły mnie do nowej kolebki rewolucji na Krakowskim Przedmieściu... Dotąd unikałem tematu „obrońców krzyża” wychodząc z założenia, że o pewnych rzeczach mówić nie wypada. Właściwie nadal tak uważam, najlepszym sposobem na załatwienie sprawy byłoby ignorowanie tego co się tam dzieje... Dlaczego więc piszę te słowa? No cóż, chyba uwielbiam niekonsekwencję.
Odniosłem dziś wrażenie, że cała ta medialna wrzawa utwierdza tylko obecnych tam ludzi w tym co robią. Ma zastosowanie prosty mechanizm: „skoro tak dużo kamer wokół to znaczy, że to co robimy jest ważne”. Nie chodzi więc w całej sprawie jak chcą niektórzy ani o krzyż, ani o uczczenie pamięci „tych co polegli” ale o dopieszczenie ego przebywających tam ludzi. Wszyscy protestujący są święcie przekonani o niesamowitym znaczeniu swoich działań, w „świętym gniewie” nie dostrzegają całej swojej śmieszności. Można to było obserwować dziś po odsłonięciu tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej. Protestujący mieli pretensje o to, że na uroczystości był tylko jakiś „księżyna” a nie co najmniej biskup. Nie spodobało się im to, że to zwykła tablica. Powinna być większa, ładniejsza, a najlepiej to powinno być tyle tablic ile osób zginęło w katastrofie... Po chwili już całkiem poważnie słychać było głosy, że tablica to za mało i tu przed pałacem potrzebny jest pomnik, nawet gdyby trzeba by przenieść pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego...
Nie łudzę się, nie da się rozwiązać tego konfliktu poprzez dialog. Każde ustępstwo prowadzi bowiem do eskalacji żądań... Dla ludzi zgromadzonych pod krzyżem to co się tam dzieje to najlepszy okres w ich życiu. Dotąd funkcjonujący gdzieś na marginesie, żyjący od pierwszego do pierwszego ze skromnych emerytur mają wreszcie okazję być widoczni, ważni. Mają wsparcie przywódcy największej partii opozycyjnej, wielu biskupów przychylnie wypowiada się o ich dziele, do tego media, które spijają im z ust ich słowa... Któż by nie chciał by ten stan trwał jak najdłużej. W tej sytuacji dialog z nimi tylko wzmacnia ich determinację. Zresztą „oni wiedzą”, słuchanie argumentów oponentów jest tylko stratą czasu...
Moim zdaniem bardzo trafnie całą sytuację zdiagnozował episkopat. Z całą pewnością sprawa krzyża ma niewiele wspólnego z religią, to w najczystszej i najbrudniejszej zarazem postaci walka polityczna. Wszelkiego rodzaju symbole religijne czy modlitwy nie mają nic wspólnego z katolicyzmem, bardziej spełniają rolę wielkich kotłów, w które się wali by wzbudzić w przeciwnikach grozę. Gott mit uns, drżyjcie wszyscy inni, „My jesteśmy narodem, wy jesteście gejami i lesbijkami” jak głosi jeden z transparentów... Co więc można zrobić? I tu znów episkopat ma rację. Decyzję można rozwiązać tylko politycznie. Wszystkie sznurki w garści zdaje się trzymać w swoich rękach Jarosław Kaczyński. Ludzie zgromadzeni pod krzyżem tylko jego mogą usłuchać. Nic jednak nie wskazuje by zależało mu na podjęciu jakichkolwiek działań...
Tak jak napisałem na wstępie całe to zamieszanie budzi we mnie niesmak. Nie chodzi mi tylko o to co wyprawiają pod krzyżem przeciwnicy jego przeniesienia. Drażni mnie również atmosfera happeningu w jakiej odbywają się spotkania zwolenników przeniesienia krzyża (ale również przeciwników krzyża, przeciwników PiS itd.). Nie widzę nic zabawnego w naigrawaniu się z ludzi żyjących w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości, dla których czas zatrzymał się ze dwadzieścia lat temu.
Cóż więc należy zrobić? Zdecydowanie wkroczyć i oczyścić teren wokół pałacu prezydenckiego. Tak po prostu i bez wielkiego zwlekania. Nie przekonuje mnie w tym przypadku argument o dialogu. Demokracja to nie jest ustrój, w którym rację mają ci którzy krzyczą najgłośniej. Mamy demokratycznie wybrane władze, które nie powinny bać się ze swojej władzy skorzystać. Czy to zrobią? Wątpię, całą ta szopka wokół krzyża umacnia partię rządzącą w sondażach. W czasach radykalizmu umiar ma większe powodzenie... Trochę męczą mnie również media, które nie potrafią zdobyć się na umiar. Chciałbym zaapelować do WSZYSTKICH, przestańcie mówić o „obrońcach krzyża”. To wielkie nadużycie. Mówcie o „przeciwnikach przeniesienia krzyża”, niby niewielka różnica ale z punktu widzenia prawdy zasadnicza.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Witaj
Również tak uważam. Ale nie przez oddziały prewencji, bo ci chłopcy szkoleni są do rozlewu krwi (a w każdym razie solidnego naruszenia nietykalności osobistej), ale przez sanitariuszy ze stosownymi kaftanikami i profesjonalną hm, delikatnością.

Ania Markowska pisze...

Pani Joanna (ta z kucykiem, w okularach, na biało) uważa, że przydałby się jej osobisty asystent, który dokumentowałby i propagował jej działalność (info - ostatnia "Polityka")...

Przeciwników przeniesienia krzyża nie przekonałby do zmiany zdania nie tylko arcybiskup, ale nawet sam Bóg (jeśli na chwilę założymy, że istnieje) zstępujący z nieba, gromkim głosem popierający zdanie episkopatu.

ith pisze...

@
Jedno nie wyklucza drugiego. Zresztą myślę, że delikatność sanitariuszy jest zdecydowanie przereklamowana:).

@ Elenoir
Tak, megalomania aż bije po oczach...
Bóg też może się mylić, piarowcy PO są przecież bardzo dobrzy (domyślam się że kieruje nimi Szatan). Na szczęście są ONI, szybko przekonaliby Boga, że mają rację a wtedy gniew Jego na tych co wprowadzili go w błąd byłby straszliwy!!!

Beniex pisze...

Ah, to już wiem skąd ten pesymizm - to prawda, sprawa krzyża dość mocno wysysa siły życiowe ;) Ale ten transparent z narodem, gejami i lesbijkami na swój sposób uroczy ;)

Unknown pisze...

poczynania obrońców krzyża to przejaw pełzającej schizmy, która pewnie za czas jakiś okrzepnie i rozsadzi Kościół.

ith pisze...

@ Beniex
Stanowczo protestuję, powodem mojego pesymizmu nie jest mój spacer po KP. Może i wzbudził odrobinę irytacji, że tak wiele energii marnowanej jest w głupi sposób ale zasadniczym powodem był twój wpis:).
Dotąd myślałem, że nawet jeśli zmiany nie idą zbyt szybko to są one nieuniknione. Uważałem, że zmieniła się powszechna mentalność i za tym musi pójść zmiana podejścia do wielu spraw... A tu chyba nic z tego. Pamiętam jak praca w korporacji była obciachem, teraz już nie jest. W sumie nieżle płacą i ta darmowa opieka dentystyczna. Mam wrażenie, że w coraz jednak większym stopniu komercjalizują się relacje międzyludzkie, w coraz większym stopniu być definiowane jest przez mieć. Oglądając reklamy, filmy czy czytając niektóre współczesne rzeczy trudno widzieć człowieka inaczej niż sumę przeżyć (oczywiście ważny jest postulat by były one jak najprzyjemniejsze). Szerszy kontekst się nie liczy...
Ale dość smęcenia, na KP było (bo chyba juz nie jest) znacznie więcej takich "uroczych transparentów".

@ jah
Po wchłonięciu lefebrystów sam już nie wiem w jakim kierunku idzie KK. Myślę, że w Polsce jednak nie dojdzie do schizmy. Mówiąc w skrócie to radiomaryjni w coraz większym stopniu chyba zaczną przejmować kościół... Im bardziej zależy. A to oznacza powolną laicyzację, ja się chyba cieszę:).