czwartek, 17 listopada 2011

Przypadek Wang Liushi, czyli znów słów parę o prawach człowieka...

W czasach szalejącego kryzysu problem praw człowieka nie wydaje się szczególnie interesujący. Wszystkie sprawy, które nie sprzyjają podwyższeniu efektywności powinny przecież zejść na dalszy plan. Tym bardziej mogą irytować bandy egoistycznych indywidualistów, klasyczne wytwory indywidualistycznej myśli politycznej zachodu jak choćby te grasujące po ulicach Aten. Domagają się jakiś wyimaginowanych praw za nic mając społeczeństwo jako całość. Gdyby chcieli zmienić świat na lepsze to powinni zakasać rękawy i wziąć się do ciężkiej roboty...
Dość często spotykam się z podobnymi argumentami. Myślenie o tym, że zachód jest egoistyczny i że stara się narzucić reszcie świata swoje wartości, którego prawa człowieka są częścią jest bardzo rozpowszechnione. Idea praw naturalnych nie jest już tak powszechnie akceptowalna jak jeszcze kilkanaście lat temu. Coraz częściej docenia się lokalne kultury i będące ich wytworem systemy aksjologiczne. Przykładem mogą być tzw. wartości azjatyckie, podkopują one uniwersalistyczny wymiar praw człowieka i czynią równoprawnymi inne tradycje polityczne. Nie wdając się w szczegóły liczy się w nich społeczeństwo a nie jednostka, egoizm jest złem a tym co naprawdę się liczy to służba całości. Oczywiście wartości azjatyckie mają w Azji uniwersalistyczny wymiar, kultury są jednorodne i wszyscy tam myślą tak samo...
Niełatwo jest walczyć z tą iluzją, zawsze można zostać w końcu posądzonym o kulturowy imperializm. Czasem dzieją się jednak takie rzeczy, które zupełnie ośmieszają obrońców tzw. wartości azjatyckich i jednocześnie zwolenników genetycznego kolektywizmu azjatyckich społeczeństw. W Henan w środkowej części Chin doszło do zdarzenia z pozoru nie związanego z polityką. Władze postanowiły zburzyć dom zamieszkały przez 81 letnią Wang Liushi i jej rodzinę. Uzasadniały to tym, że był on samowolą budowlaną. Wang Liushi jednak nie postąpiła jak na „prawdziwą Azjatkę” przystało, nie pochyliła pokornie głowy i nie opuściła domu. Pragnąc zamanifestować swój sprzeciw polała się benzyną i podpaliła...
Zastanawiam się dlaczego tak łatwo dajemy się wmanewrować w upolitycznianie praw człowieka, tak łatwo akceptujemy trwanie autorytarnych reżimów i to w imię poszanowania odrębności kulturowej. Każdy, kto choćby czytał książkę Góra duszy napisaną przez chińskiego noblistę Gao Xingjian'a, zdaje sobie sprawę, że tradycja indywidualistyczna w państwie środka ma długą tradycję. Podobnie zresztą jak kolektywizm w Europie, nie trzeba sięgać do średniowiecza, wystarczy prześledzić rozwój komunistycznej czy nazistowskiej utopii. Zgadzając się na ograniczone stosowanie praw człowieka w Azji w imię odrębności tamtejszych tradycji przyczyniamy się niestety do banalizacji azjatyckich kultur. Akceptujemy stereotypy w imię sam nie wiem czego. Czyn Wang Liushi powinien nam o tym boleśnie przypominać...

1 komentarz:

ml pisze...

Zanim napiszę o prawach człowieka, polityce, wartościach, najzwyczajniej w świecie muszę wyrazić swój żal z powodu samopodpalenia Wang Liushi. Jak zdesperowany musi być człowiek, który popełnia taki czyn! I aby było jasne, ból tej pojedynczej istoty bardziej mnie zajmuje niż wszelkie dywagacje na temat praw takich czy siakich. Ból nie tylko fizyczny ale ile cierpień doprowadziło do takiego finału. I niech sobie królowie królują, prezydentowie sprawują urzędy, premierowie rządzą a biskupi obnoszą się. Niech spełniają swoje misje i powołania. Bo przecież od pewnego poziomu już nie ma pracy a jest misja. I to wcale nie od takiego wysokiego jak federalnego. Niech usprawiedliwiają swoje żądze i dobro grupy stawiają nad dobrem jednostki. I niech ich szalg wszystkich trafi. Nie ma podłej decyzji bez konsekwencji, nawet odległej w czasie i przestrzeni. Prawa człowieka w tym prawo do wypowiedzi jest ideą stosunkowo niedawną. Świat musiał się wyzwolić z feudalnego systemu wartości aby gdzieś na początku XIX w zaczęto zwracać uwagę na prawa człowieka. Jednak wyznawcy praw naturalnych; kościoły, dyktatury, politycy, oligarchowie będą jeszcze długo powodować takie dramaty jak sędziwej chinki. Niestety.