środa, 12 października 2011

Wybory 2011, czyli status quo z nadziejami na coś nowego w przyszłości...

Wszystko zdaje się wracać do normy, w większości przypadków poziom dopaminy w mózgu współrodaków zdążył już spaść do poziomu sprzed kampanii wyborczej. Tak wiem, niebezpiecznie jest porównywać oddziaływanie polityki i kokainy. Efekty niestety mogą być podobne... Nie ma więc lepszego czasu na podsumowania, wczoraj było na to za wcześnie, jutro może być już za późno. Na „głodzie” znacznie trudniej o rzetelną analizę.


Obserwując wyniki wyborów można stwierdzić, że niewiele się zmieniło. Niektórzy się z tego cieszą, ponowna wygrana PO ma ich zdaniem świadczyć o dojrzałości naszej demokracji. Niekoniecznie musi mieć to potwierdzenie w faktach. Nie sposób stwierdzić na ile decydujący dla wyborców PO był strach przed PiS. Nie ulega wątpliwości, że był ważny... I niestety tak będzie dalej, trochę tak jak we Włoszech przed 1993 rokiem, kiedy zaciskano zęby i głosowano na chadeków z obawy przed zwycięstwem komunistów.


W tym kontekście Jarosław Kaczyński ma rację, twierdząc, że jego przeciwnicy przegrali. PiS stracił bardzo niewiele w porównaniu z poprzednimi wyborami i jego powrót do władzy jest nie mniej realny niż 4 lata temu. Partię scala mit smoleński i nic nie wskazuje by mógł on ulec erozji. Największy sukces odniosła oczywiście Platforma Obywatelska, utrzymała władzę mimo stygmatu partii rządzącej. Co więcej znalazła się w jeszcze bardziej komfortowej sytuacji niż cztery lata temu. Ma teraz do wyboru trzech kandydatów do koalicji, wszyscy aż przebierają nóżkami by ich wybrała.


Patrzę na te wyniki wyborów i nie jestem w stanie dostrzec za bardzo dojrzałości naszej demokracji. Szczególnie w kontekście sukcesu Ruchu Poparcia Palikota. Ugrupowanie, które w kilka miesięcy stało się trzecią siłą w Sejmie jest budowane w oparciu o charyzmę lidera, który przy okazji tak się składa, że dysponuje sporymi zasobami finansowymi... Nie posiada zaplecza intelektualnego, nie ma przemyślanego programu, który pozwoliłby je wpasować w istniejące nurty ideologiczne. Okazało się, że wystarczy bazować na społecznym niezadowoleniu, umiejętnie wykorzystać kilka nośnych haseł i można posiadając pieniądze zdobyć 10 % głosów w wyborach do Sejmu. Wyborcom nie przeszkadza nawet, że często owe hasła wzajemnie się wykluczają... Wyborcy RPP mówią dziś o „święcie demokracji” dla mnie to niestety powielanie schematów z niedojrzałych demokracji. W moim odczuciu taki sukces byłby czymś bardziej zrozumiałym na Ukrainie niż w Polsce...


Cieszę się jak wszyscy, że RPP trochę zburzy monotonię sejmowych posiedzeń. Co więcej mam nadzieję, że wymusi wreszcie zmiany na lewicy. Bez nich trudno mi jest sobie wyobrazić spadek poparcia dla PiS. Wykluczeni nie mają dziś nikogo, kto dbałby o ich interesy. Wybierają więc PiS i z ponurą satysfakcją patrzą jak syta część społeczeństwa drży przed Jarosławem Kaczyńskim. RPP oczywiście nie odnowi lewicy, może jednak uświadomić jak bardzo jest ona potrzebna w Polsce. O ile cztery lata temu wydawało się, że nowa lewica nie może powstać inaczej niż w oparciu o SLD to dziś bardziej sensowne wydaje się budowanie czegoś od nowa. To niewątpliwie pozytywny skutek tych wyborów...


Umiarkowany sukces odnotowało PSL, zdobyło mniej głosów niż cztery lata temu ale dotyczy to przecież całej „wielkiej” czwórki. Wygląda na to, że czeka nas cztery lata polityki kontynuacji. Oprócz zjawisk pozytywnych niestety pogłębieniu ulegną te negatywne. Trochę się tego boję, arogancja władzy już w tej kadencji była spora. O ile cztery lata temu byłem umiarkowanie zadowolony to teraz jest we mnie rozczarowanie. Wtedy poukładanie spraw po awanturniczym rządzie PiS i jego przystawek wydawało mi się priorytetem. Mniejsze znaczenie miało to w jakim kierunku pójdzie polska polityka. Teraz jest już inaczej, dlatego pojawiło się rozczarowanie. Przez następne cztery lata czeka nas przecież marsz nie zawsze w dobrym kierunku. Wiele wyborów może mieć wymiar wręcz cywilizacyjny, podjęcie złych decyzji co obserwując dotychczasowe działania PO wydaje się wielce prawdopodobne może mieć dla nas fatalne skutki. Niełatwo wiec być dziś optymistą...

4 komentarze:

ml pisze...

Przyznam szczerze, że nie rozumiem takiego stawiania sprawy. Mówię tu o wielkim powyborczym narzekaniu typu "no cóż następne cztery lata stagnacji" - cytat z mojego kolegi, czy " (streszczając - zwycięstwo PO)... może mieć dla nas fatalne skutki". To chyba jest jakaś taka nasza skaza narodowa - narzekanie, lękliwe spoglądanie w przyszłość, negowanie wyników wyborów jeśli nie pasują one do naszej koncepcji politycznej. Proponowałbym zastanowienie się nad dwoma kwestiami. Primo - Czym są wyniki wyborów parlamentarnych? Secundo - Dlaczego PO jako jedyna formacja polityczna będąca u władzy potrafiła wygrać wybory? Już nie sięgajmy do okresu międzywojennego tylko do czasów po 1989 roku. Mimo, iż nie jestem zwolennikiem żadnej obecnej siły politycznej życzę PO sukcesów w rządzeniu Polską. Przynajmniej takich sukcesów jak w tej czterolatce.

ith pisze...

Ja wcalenie uważam, że czekają nas 4 lata stagnacji. Wręcz przeciwnie, PO może teraz znacznie uskutecznić swoją politykę. Nie ogranicza rządu "wrogi" prezydent a sam Donald Tusk jak sam zapowiedział będzie premierem po raz ostatni. Jak się domyślam będzie chciał się wykazać (o ile myśl o prezydenturze nie przeważy). Niewątpliwie Polska się zmieni ale w moim odczuciu nie zawsze na lepsze. To nie jest narzekanie tak dla zasady, nie zgadzam się z wieloma posunięciami rządu PO-PSL i na blogu daję temu wyraz...
Co do pytań to myślę, że poniekąd na nie odpowiedziałem. PO wygrało wybory ponieważ nie było alternatywy. Na prawo PiS,na lewo no cóż... Dla mnie i nie tylko system ewidentnie się zablokował. Dążyliśmy do stabilizacji i się udało... Nie mieliśmy jednak pojęcia o kosztach.
W spoglądaniu w przyszłość nie ma niczego lękliwego. Należy mówić o obawach, krytykować i pokazywać alternatywne rozwiązania w nadziei, że wpłynie to w jakimś stopniu na rzeczywistość. To chyba esencja demokracji. Nie można jej ograniczać do samej czynności głosowania.

ml pisze...

ok, przyjmuję taką argumentację :) Też uważam, że w przyszłość należy patrzeć bez lęku co nie znaczy bezkrytycznie. Co do zwycięstwa PO tak oczywiście duży procent zagłosował na PO z powodu braku alternatywy oraz głosując przeciw PiSowi. Być może to ta ilość, która dała zwycięstwo na PiSem. Jednak również wielu, a może nawet więcej osób dało TAK uważając, że ten rząd po prostu dobrze rządził przez cztery lata. Powiem więcej. Wielu uważa ten rząd za najlepszy po 1989 roku. Reszta to stały elektorat PO i co by się nie działo i tak na nich zagłosują. Tak po krótce bym widział zwycięstwo PO.

ith pisze...

Z całą pewnością motywacje były bardzo różne. Niewątpliwie rząd PO ma na swoim koncie i sukcesy. Będzie je miał również w tej kadencji. Oby jak najwięcej i by były one w jak największym stopniu zgodne z moimi oczekiwaniami:-))).
Pozdrawiam