czwartek, 15 września 2011

Przypadek Ryszarda Bugaja, czyli rzecz o bezsilności...

Niewiele jest rzeczy gorszych od bezsilności. Kto jej doświadczył, ten wie jak łatwo wtedy o głupie decyzje. Skoro nic nie można zrobić to dlaczego by nie zrobić czegokolwiek. Efekt będzie przecież taki sam... No cóż, niekoniecznie. Osoba doświadczająca uczucia bezsilności jednak tego nie wie, kieruje się „alternatywną” logiką. Do prawdziwego dramatu może dojść, kiedy jest do doświadczenie permanentne. Nie, nie chcę tu odgrywać roli domorosłego psychologa, nie taki cel mi przyświeca. Staram się tylko zrozumieć ostatnie zachowania Ryszarda Bugaja i niestety nic nie tłumaczy ich tak dobrze jak bezsilność...

Nie sposób odmówić Bugajowi konsekwencji. Jego życiorys doskonale obrazuje bolączki polskiej lewicy. Jako jeden z pierwszych starał się stworzyć ugrupowanie w oparciu o lewicowe wartości, projekt Unii Pracy okazał się jednak nieudany. Dysponujący znacznie większymi środkami postkomuniści zajęli tą część sceny politycznej, mimo, że reprezentowali w większym stopniu beneficjentów byłego ustroju niż tradycyjny lewicowy elektorat. I trwają do dziś skutecznie ukręcając w zarodu wszelkie inicjatywy zmierzające do powstania na lewicy czegoś nowego. Niełatwo to przełknąć komuś o tak mało koniunkturalnym podejściu do polityki jak Bugaj... Jego odejście z UP, potem powrót i ponowne odejście doskonale to obrazuje.

Te doświadczenia chyba przekonały go, że nie można stworzyć silnego ugrupowania lewicowego tak długo jak istnieje SLD. Rozumiał również, że każde podjęcie współpracy z tą partią prowadzi do anihilacji. Cóż więc w takiej sytuacji można robić? Ryszard Bugaj postanowić chyba wspierać każdego, kto mógłby realizować lewicowe postulaty. Stąd jego start z list PSL, stąd również uwikłanie we wspieranie PiS... Już wtedy u źródeł tych działań leżała bezsilność.

Teraz na naszych oczach iluzje pielęgnowane przez Bugaja rozsypują się w proch. Zdaje sobie sprawę z porażki i co więcej nie widzi już możliwości zrobienia czegokolwiek sensownego. Odrzuca więc wszytko, zamyka się i wyrzuca klucz. Chyba tylko w ten sposób można interpretować jego decyzję o nie braniu udziału w wyborach. Szkoda, że nie poprzestaje na samej decyzji, jej racjonalizacja jest bowiem kuriozalna. Czy Bugaj naprawdę wierzy, że duża absencja w wyborach może wstrząsnąć klasą polityczną? Dla głównych partii jest ona nawet na rękę. PO ucieszy się pewnie, że najbardziej niezadowoleni nie zagłosują. PiS również chciałby niskiej frekwencji licząc na swój zdyscyplinowany elektorat. Zastanawiam się, czy taki protest może być w ogóle zauważony... Zrozumiałbym, gdyby namawiał do oddania pustego głosu. Wtedy taka manifestacja miałaby może sens.

Ryszard Bugaj jest dziś strasznie zagubiony, jak cała lewica zresztą. Rozdarta między „pragmatyzmem” pójścia z SLD (również PO lub PiS) a bezsilnością daje się nawet porwać populizmowi Janusza Palikota. Niektórzy rozpaczliwie starają się przekonać samych siebie, że tym razem może się udać i powstanie na lewicy nowa jakość. Znamienne wydaje się również miejsce, w którym Ryszard Bugaj przedstawia swoje racje. Człowiek lewicy, który wybiera Gościa Niedzielnego do wyłożenia w sposób systematyczny swoich racji musi być zagubiony...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Myślę, żе jest to jеden z zadziwiаϳąсych
aгtykułóω jakie spotkałam. Јestem zaԁoωolοna, że mogłam go pгzесzytać.

Proszę о więcеj:).

Look intο mу homepage http://2fwww.radabg.com/url/prawko.opole.pl