środa, 14 września 2011

O spadaniu, śmierci i zespołowym oszustwie...

Byłem dziś na siłowni! Odkrywałem to miejsce krok po kroku, ostrożnie nie chcąc stracić niczego z jego egzotyki. I czułbym się wspaniale, gdybym wcześniej nie zajrzał do książki Svena Lindqvista „Wytępić całe to bydło”. Natknąłem się na fragment o nieprzygotowaniu do śmierci i zawładnął on moimi myślami. Siłownia chyba jest dziś ostatnim miejscem, gdzie wypada sobie pozwolić na taką chwilę słabości. Gdyby przy wejściach ustawione były skanery myśli pewnie nie zostałbym nawet wpuszczony... W świątyni nieśmiertelnych ciał nawet najmniejsze napomknięcie o śmierci jest równie nie na miejscu, jak pochwalenie Lucyfera przed ołtarzem Bazyliki Matki Bożej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu. Tak mi się przynajmniej wydaje...

Lindqvist wspominając swoje młode lata napisał o śmierci jako czymś zmuszającym nas do robienia rzeczy istotnych. Tak wtedy myślał, co więcej, uważał, że krótkie życie „chroni przed chaosem i powierzchownością naszej egzystencji”. Tego typu herezje niestety zapanowały nad światem i czynią spustoszenie w inteligenckich głowach. Pozostała zdrowa część społeczeństwa wykupuje karnet na siłownię i tematem śmierci się nie zajmuje. No chyba, że trzeba iść na pogrzeb jakiegoś zapomnianego krewnego... Cała ta konsumpcja pogrzebowych wspaniałości niestety kosztuje niemało.


Lindqvist zmienił zdanie. Chyba? Nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Ubolewa tylko nad brakami w swojej edukacji, mimo jej staranności nigdy nie nauczył się umierać... Wyobrażam sobie, że w chwili gdy człowiek czuje zbliżający się koniec taka wiedza mogłaby pomóc w zachowaniu spokoju i uczynić umieranie czymś znacznie bardziej profesjonalnym. Zapewne dlatego w chwili słabości wraca do wykładu profesora Tonnessena, w którym uczestniczył w czasach swojej młodości. Przywołuje jego słowa:

Urodzić się, to jak skok ze szczytu wieżowca
Życie jest nieprzerwanym biegiem ku śmierci...

Wszystko co tworzy człowiek, jest jego zdaniem wielkim oszustwem, próbą ucieczki od myśli o nieuchronności śmierci. Blogowanie nie jest wyjątkiem. Cały czas spadamy i nie jest nawet ważne ile czasu nam pozostało... Lindqvist jak na obdarzonego zdrowym rozsądkiem Skandynawa przystało, pyta profesora Tonnessena o płynący z jego metafory wniosek. Oczywiście jest on dla niego w tamtym momencie absolutnie nie do przyjęcia. Śmierć zdaniem profesora czyni każde nasze działanie bezsensownym, nie warto robić niczego... Dopiero gdzieś na Saharze, w środku burzy piaskowej, kiedy śmierć staje się czymś realnym Lindqvist czuje owo spadanie.

Hmmm, jakie wnioski płyną z tego co napisałem? Nie wiem. Czy to ważne? Cóż innego może powiedzieć wyznawca - choć mocno nieortodoksyjny - filozofii bierności. Lindqvist nawet nie podaje imienia profesora Tonnessena, zapewne go nie pamięta. Nie zaskakuje mnie to, świat w swoim zapomnieniu poszedł zapewne jeszcze dalej. Niech każdy zajmie się własnym spadaniem.

Brak komentarzy: