sobota, 12 marca 2011

Atomowe manewry, czyli o tym jak awaria w Fukushimie aprecjonuje polską atomistykę...

Przyszło nam żyć w trudnych czasach... Wszyscy szukamy inspiracji, nie jesteśmy już skazani na życie swojego ojca/swojej matki. W tym celu zapoznajemy się z innymi kulturami, nie tylko po to by przejąć z nich to co nam odpowiada, można powiedzieć nawet, że to sprawa drugorzędna. Najważniejsze jest to, że dzięki temu możemy również zastanowić się nad naszą własną kulturą, zobaczyć jak się ona zmienia... Ułatwia to pewien dystans, bez którego bardzo łatwo wpaść w pułapkę nacjonalizmu. A od tego już tylko krok do płaczu za mitycznym narodem, który najczęściej nie ma nic wspólnego z tym rzeczywistym...

Ale nie o tym ma być ten wpis... Dla mnie jednym z takich miejsc, w którym od zawsze szukałem inspiracji była Japonia. Ostatnie wydarzenia więc tym bardziej są dla mnie bolesne. Czuję się w nieco irracjonalny sposób związany z tym krajem. Nie bardzo mam ochotę mówić o tym ogromie zniszczeń jaki ma tam teraz miejsce. Wiem, że Japończycy sobie poradzą. Metodycznie i wielką dozą samozaparcia odbudują to co zostało zniszczone w wyniku trzęsienia ziemi. Zresztą takie „publiczne babranie się w emocjach” byłoby nie po japońsku. Zresztą ktoś, o kim kiedyś powiedziano, że „ekspresyjnością przewyższa Yoshinori'ego Watanabe” musiałby to zrobić w nieudolny sposób...

Skupię się więc na bardzo małym wycinku rzeczywistości, który szczególnie mnie uwiera. Rzecz dotyczy komentowania sytuacji w elektrowni Fukushima I przez polskich ekspertów. Sygnały napływające z Japonii budzą niepokój, istnieje realne zagrożenie stopienia się reaktora. Rząd wysyła specjalną grupę by do tego nie dopuścić, powiększa też strefę z której wysiedla się ludzi z 10 do 20 kilometrów. Władze nieoficjalnie mówią o wycieku, chociaż w oficjalnym komunikacie są dużo bardziej powściągliwe. Widać napięcie, na razie sytuacja zdaje się stabilizować ale nikt nie mówi głośno o tym co może się wydarzyć po kolejnych wstrząsach wtórnych. Zagraniczni eksperci przedstawiają możliwe scenariusze nie unikając mówienia o zagrożeniach. W skrajnym przypadku może przecież dojść do stopnienie rdzenia reaktora i powtórki z Czarnobyla. Wydaje się to mało prawdopodobne ale nikt, kto ma chociaż odrobinę rozumu nie może tego scenariusza wykluczyć. Takie podejście powinno być szczególnie widoczne wśród naukowców, którzy przecież zabierają głos jako eksperci.

Oglądając zagraniczne serwisy można stwierdzić, że tak jest. Sytuacja jest płynna i tak do końca nie można przewidzieć jak się ona rozwinie. W Polsce jest jednak inaczej, tu eksperci wiedzą... W sposób niewzruszony i pewny. Nawet fakty nie są im przesadnie potrzebne, jeśli już to tylko po to by ową wiedzę udowodnić. I tak na przykład Krzysztof Dąbrowski z Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych z pełną powagą twierdzi, że „elektrownie jądrowe w Japonii są zupełnie bezpieczne” a wprowadzenie alarmu atomowego w Japonii „nie ma żadnego związku z obiektami jądrowymi”. Ta wypowiedź jak domyślam się, miała miejsce wczoraj... Niewiele to w sumie zmienia, od człowieka pracującego w agencji zajmującej się nadzorem i reagowaniem na „zdarzenia radiacyjne” można chyba śmiało wymagać nieco większej wyobraźni...

Miałem również przyjemność mocno wątpliwą wysłuchać opinii pana dr Piotra Jamroza z Państwowej Agencji Atomistyki. Przypomniały mi się czasy stanu wojennego i funkcjonujący wówczas język propagandy. Wtedy to demonstranci dokonywali dewastacji pałek unikających przemocy ZOMOwców. Teraz zdaniem pana doktora para wypuszczona do atmosfery była (tu cytuję) „NIEJAKO PROMIENIOTWÓRCZA” i dalej „NIE BYŁA PROMIENIOTWÓRCZA TYLKO POŚREDNIO” (...promieniotwórcza jak się domyślam). W jego opinii nie ma „żadnego zagrożenia”. Panu doktorowi gratuluję, brnął dzielnie do końca...

Skąd więc tak diametralnie inna ocena sytuacji w Fukushimie I przez polskich ekspertów. Niestety jest to jeszcze jeden widomy przykład słabości polskiej nauki. Nie mam tu na myśli nawet braku wiedzy, istotniejsze jest niedoinwestowanie. Kiedy słuchałem anonimowego polskiego eksperta, który łamiącym się głosem mówił o tym, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa i wedle stanu jego wiedzy nie może dojść do wybuchu to odniosłem wrażenie, że „środowisko atomowe” jest przerażone. Udało się już niemal zastąpić „strach przed Czarnobylem” „niechęcią do Rosjan”. „Światła część społeczeństwa”, którego aspiracje uosabia Platforma Obywatelska dała się przekonać do wizji rozwoju cywilizacyjnego, niemożliwego bez atomu. Rusza więc już powoli proces budowy elektrowni atomowej w Polsce, tyle grantów, przeraźliwie drogich zabawek czeka już na „naszych ekspertów” a tu takie faux pas ze strony japońskiej braci atomowej... Nic dziwnego, że nie można usłyszeć w kraju nad Wisłą ani jednej rzetelnej analizy...

Debata na temat zagrożeń wynikających z posiadania elektrowni atomowych w Polsce nie przeprowadzono. W teorii jest to w 100% bezpieczny sposób pozyskiwania energii. Po co mówić o praktyce, zaraz „oszołomy” zaczną wyciągać przykład Temelina, który doprowadził poprzez swoje „prawidłowe działanie” niemal do wojny między Czechami a Austrią. Kwestia wycieków, składowania odpadów i „takie tam” przecież tylko zaciemniają debatę... Reakcja polskich naukowców zajmujących się energią atomową nie powinna więc razić... Otwiera się szansa rozwoju naukowego i możliwość zarabiania naprawdę poważnych pieniędzy. Przecież w Polsce nikt właściwie dotąd atomem się nie zajmował... A społeczeństwo wydaje niewyobrażalnie duże sumy na technologię przeszłości i uniemożliwia tym rozwój innych alternatywnych sposobów pozyskiwania energii. I prawie wszyscy są zadowoleni...

4 komentarze:

Unknown pisze...

polecam dyskusję naukowców, jaka odbyła się w studio tv24 http://www.tvn24.pl/-1,1695677,0,1,kto-panu-dal-tytul--wiesniakowi-jednemu,wiadomosc.html

ith pisze...

To była szalenie interesująca rozmowa, oglądałem ją na żywo. Trochę szkoda, że tylko jej zakończenie jest tak szeroko komentowane...
Mnie zbulwersowało zachowanie prof. Turskiego. Jego arogancki wykład na temat prawdy brzmiał absurdalnie w kontekście unikania odnoszenia się do faktów i formułowania sądów w oparciu o kryteria etyczne...
A połajanki dziennikarki za pytanie o 4 stopień skali INES to był szczyt bezczelności. Od czwórki mamy przecież do czynienia z awarią a nie incydentem... Jakoś pan profesor nie był w stanie odnotować tego faktu.

Saif Eye pisze...

Love the way you decorate your site.
Thnx

Grzegorz Laskowski pisze...

Pozdrowienia dla Ciebie i Twoich gości opublikował Grzeh z Królestwa Syneloi.