środa, 3 września 2008

Reality show, czyli wybierzmy sobie premiera II.

Nigdy nie rozumiałem popularności zjawiska reality show. Nic się w tym względzie nie zmieniło przez ostatnie dwa lata. Oczywiście założenia tego typu programów są bardzo proste. Sama idea reality show ewaluowała, zaczynało się od zamknięcia paru anonimowych osób w odizolowanym środowisku. Teraz już nikt nie chce oglądać nikomu nie znanych twarzy... Nic dziwnego, że szuka się nowej formuły, im jest dziwniej tym lepiej. Pudzian tańczący w takt tanga jest tak bardzo surrealistyczny, że musi przyciągać uwagę. I do tego to poczucie władzy. Publiczność uwielbia wcielać się w rolę Boga i decydować o być albo nie być w programie „sławnych gwiazd”.
Zjawisko reality show jest bardzo pomocne przy zrozumieniu naszej współczesnej polityki. W obu przypadkach wszystko ma się dziać przed kamerami a ostateczną decyzję podejmują widzowie. W polityce coraz rzadziej chodzi o rozwiązywanie konkretnych spraw czy realizowanie programu. Po prostu nie jest to na tyle efektowne by pokazywać to w mediach. Dzieje się więc gdzieś na marginesie, skrywane wstydliwie przez partie. Nikt przecież nie chce wyjść na nudziarza. W polityce za sms-y robią cotygodniowe sondaże.
Najważniejszy jest wizerunek. Nikogo więc w tym kontekście nie powinna dziwić inicjatywa Jarosława Burdeka, wicedyrektora TVP 2 ds. audycji rozrywkowych. Postanowił on zakupić prawa do polskiej edycji programu The Next Great Prime Minister, który wyprodukowała kanadyjska CBC. Jak donosi Polska pan wicedyrektor wypatrzył program na zagranicznych targach telewizyjnych. Oszczędził by trochę publicznych pieniędzy, gdyby czytywał mojego bloga...
Widzowie powinni być zachwyceni, reality show ma bowiem za zadanie wybrać następnego premiera. Założenie jest takie, że poszczególnych kandydatów oceniają osoby sprawujące wcześniej to stanowisko. Chyba dlatego telewizja publiczna swoją ofertę złożyła nie tylko premierowi Marcinkiewiczowi ale również prezydentowi Kwaśniewskiemu. W sumie ma to uzasadnienie, bo któż lepiej niż były prezydent może oceniać u kandydatów umiejętność unikania różnych tropikalnych chorób. A że nie był on nigdy premierem, no coż nie bądźmy zbyt drobiazgowi...
Nie chcę po raz drugi wykpiwać naszych premierów, nie to jest najważniejsze w całej sprawie. Smutne jest to, że taki program doskonale oddaje ducha naszych czasów. Polityka jest zabawą, czymś co nie ma przełożenia na nasze życie. Politycy tak jak gwiazdki kiepskich seriali są zobligowani do zabiegania o naszą sympatię. Oceniamy ich nie poprzez skutki ich działań bo nie mamy czasu się temu wszystkiemu przyglądać ale poprzez medialny show. Celna riposta może więcej dać niż reforma służby zdrowia... Stąd takie ataki na media bo dzisiejsi publicyści przypominają jurorów w programach reality show. Nie chcemy już być już obywatelami bo wymaga to za dużo wysiłku. Wolimy być widzami wysyłającymi od czasu do czasu sms-y łudząc się, że tym samym to my o wszystkim decydujemy...

2 komentarze:

Nadwrażliwiec pisze...

A może czytuje Twojego bloga, tylko się z nim nie zgadza? Skąd wiesz... :)

ith pisze...

Gdyby czytywał to by zaprzeczył;).
Rozbawił mnie entuzjazm Jarosława Burdeka. O programie było na tyle głośno, że nawet ja o nim usłyszałem. W branży pewnie aż huczało... Była o nim wzmianka bodaj w Dzienniku.
Pan wiceprezes jednak nic o tym nie wiedział i z taką duma opowiadał jak to program "odkrył" na targach, że mnie rozbawił... Zastanawiam się też co robią tam w tv publicznej, bo mają dość mgliste pojęcie o tym co się w "branży" dzieje...