wtorek, 18 września 2007

Darwin na dywaniku, czyli ponownie słów parę o kreacjoniźmie...

Historia pełna jest paradoksów. Nawet w tak katolickim kraju jak Polska panuje przekonanie, że reformacja była czymś ożywczym. Była wyrazem zmieniającego się świata i nowego (nowocześniejszego) podejścia do świata. Kościół katolicki jawi się w tym czasie jako organizacja anachroniczna, dbająca tylko o zachowanie starego porządku. Poprzez skupienie się na tym co z tego świata wypaczająca wiele wartości chrześcijańskich. Pośrednio do takiej oceny przychylił się również sam kościół katolicki inicjując szereg reform. Niemniej nadal postrzegany jest on jako instytucja hierarchiczna, nieprzychylna wolności jednostki i konserwatywna.
Co innego protestanci. Ci są wiązani z liberalizmem, indywidualizmem i postępowością. To wśród protestantów dopuszcza się kobiety do kapłaństwa, to tam pary homoseksualne mogą brać śluby. Brak hierarchii sprzyja “dopasowywaniu się” religii do wyzwań współczesności. Nie namawiam jednak czytelników tego bloga do gremialnego przechodzenia na protestantyzm. Sam jestem agnostykiem i religia jest dla mnie głównie zjawiskiem kulturowym i społecznym.
Postrzeganie wyznań protestanckich jako bardziej postępowych jest jednak współcześnie sporym nadużyciem. Fundamentalizm okazuje się chorobą, na którą kościół katolicki jest dużo lepiej przygotowany. Ów centralizm (przykład ojca Rydzyka pokazuje, że sporo w nim autonomii), który jest krytykowany jako coś nieprzystającego do demokratycznego świata skuteczniej chroni przed uleganiem coraz bardziej popularnym bzdurom. Mam tu na myśli nie tylko pojawianiu się w chrześcijaństwie wątków zaczerpniętych z innych religii. Dobrym przykładem jest kobieta, która poprosiła księdza by jej poświęcił słonika z podniesioną trąbą na szczęście. Pewnie nawet nie wiedziała o istnieniu boga Ganesa i jego historii. Tym bardziej była zaskoczona, gdy ksiądz nawyzywał ją od poganek... Nie muszę dodawać, że moja mama była oburzona, oczywiście reakcją księdza.
Kościołowi katolickiemu jest nie tylko łatwiej bronić się przed przenikaniem treści z innych religii ale również fundamentalistycznych bzdur w rodzaju teorii kreacjonistycznych. Hierarchiczność i długa tradycja wymusza podejmowania “poważnych decyzji”. Krótko mówiąc nawet jeśli wiele z nich mnie osobiście się nie podoba, to jednak zdaję sobie sprawę, że mają one poważne intelektualne podłoże. Demokratyczni do bólu amerykańscy chrześcijanie zaś mogą sobie głosować nad tym czy należy biblię odczytywać mniej lub bardziej dosłownie. Co więcej mogą prowadzić aktywną kampanię na rzecz uznania głoszonych przez siebie bzdur za naukę. Zatrważające jest to, że wykorzystywane do promocji kreacjonizmu są sposoby znane z prowadzenia kampanii politycznych. Krótko mówiąc ta teoria jest prawdziwa, która ma więcej wyznawców...
Prawdziwym paradoksem historii jest to, że dziś to często kościół katolicki skutecznie chroni przed obrażającymi rozum teoriami, które powstają są propagowane przez protestantów. Wypowiedź Jana Pawła II, który uznał, że teoria Darwina to coś więcej niż hipoteza i że nie jest ona sprzeczna z chrześcijaństwem kładzie tamę szerzeniu się podobnych bzdur na dużą skalę wśród katolików. Chyba dlatego kreacjonizm jest jak na razie jest dużo bardziej popularny w krajach protestanckich (wkrótce przyjdzie pora na świat islamu). O teorii inteligentnego projektu pisałem już na blogu, więc nie będę nadmiernie rozwijał tematu. Zainteresowanym polecam film dokumentalny na Planete, który doskonale pokazuje fenomen popularności teorii kreacjonistycznych. Dla naukowych dogmatyków mam złe wieści, dinozaurów co prawda nie było na arce, ale były tam ich jaja. No bo inaczej jak św. Jerzy mógłby pokonać jednego z nich... Świat ma 6 tys. lat a wód z potopu to trzeba kurna szukać w oceanach. A tak w ogóle to karą za teorię ewolucji jest terroryzm, trzęsienia Ziemi, tsunami i płyty Britney Spears...

Brak komentarzy: