wtorek, 13 listopada 2007

Moje NIE dla systemu większościowego...

Powoli wyłania się rząd i tworzą się zręby programowe koalicji. U niektórych oburzenie wywołuje fakt, że PO rezygnuje ze swoich sztandarowych postulatów: systemu większościowego i podatku liniowego. Zapewnienia marszałka Komorowskiego, że jest inaczej nie brzmią wiarygodnie. Ja osobiście się cieszę bo jestem przeciwnikiem obu tych propozycji. Podatek liniowy jest dla mnie (jak to określił Jacek Żakowski) niczym więcej niż tylko “ modą intelektualną “ powstałą na początku lat 90-tych i mającą swoje źródło w fascynacji neoliberalizmem. Wiara w jego cudowną moc jest moim zdaniem złudna. Jestem za obniżaniem i upraszczaniem podatków, ale powinien pozostać progresywny podatek dochodowy.
System większościowy bierze się z podobnych źródeł. Fascynacja anglosaskim modelem politycznym czy ściślej nawet modelem amerykańskim prowadzi wielu ludzi do wiary w ozdrowieńczą moc wyborów w jednomandatowych okręgach wyborczych. O ile w moim przekonaniu podatek liniowy może co najwyżej prowadzić do zwiększenia się dysproporcji społecznych przy jednoczesnym wszakże szybszym wzroście gospodarczym to zmiana systemu wyborczego może przynieść tylko negatywne skutki. Pisywałem o tym wielokrotnie więc może zamiast się powtarzać zacytuję niemal w całości swój wpis sprzed ponad roku (http://ith.blox.pl). Myślę, że zachowuje on nadal aktualność i może być dobrą podstawą do dyskusji. Przepraszam za brak polskich liter ale wtedy taką miałem koncepcję prowadzenia bloga.
Znaczna czesc spoleczenstwa popiera propozycje Platformy Obywatelskiej i system wiekszosci wzglednej w jednomandatowych okregach wyborczych. Taka zmiana ich zdaniem doprowadzi do znacznej poprawy na scenie politycznej. Pomyslalem wiec, ze warto przyjzec sie blizej funkcjonowaniu systemu wiekszosciowego w innych krajach...
PO odwoluje sie najczesciej do doswiadczen amerykanskich co nie jest moim zdaniem uzasadnione. Mam wrazenie ze spora czesc zwolennikow systemu wiekszosciowego nie potrafi uwolnic sie od utopijnej mysli ze wprowadzenie go musi doprowadzic automatycznie to sytacji takiej samej jaka ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. Ja uwazam ze mamy zupelnie inne spoleczenstwo, inna kulture polityczna, tradycje, instytucje i tego wzorca nie mozna powielic. Szczegolnie istotna roznica jest brak potrzeby istnienia stabilnej wiekszosci w Kongresie popierajacej "rzad". Konsekwentny rozdzial wladzy wykonawczej i ustawodawczej stwarza szanse na wiekszosc niezaleznosc kongresmenow nie tylko od wladzy wykonawczej ale i od partii do ktorych naleza.
Bardziej przydatne wydaje sie obserwowanie takich krajow jak Wielka Brytania. Tam rzad jest odpowiedzialny przed Izba Gmin i bez jego poparcia nie moze funkcjonowac. Miedzy bajki nalezy jednak wlozyc teze, ze ludzie w swoim wyborze kieruja sie cechami danego kandydata a nie przynaleznoscia partyjna. Co wiecej, w coraz wiekszym stopniu Bytyjczycy glosuja na osobe premiera niz na partie polityczne. Poslowie podlegaja daleko idacej dyscyplinie nad ktora czuwaja specjalnie wybrani w tym celu whipowie. Jest to tym latwiejsze, ze bez poparcia partii politycznej ponowny wybor jest niemal niemozliwy.
Nie do konca potwierdza sie rowniez teza, ze system wiekszosciowy gwarantuje stabilnosc. W Kanadzie juz po raz drugi z rzedu nie udalo sie wylonic po wyborach rzadu wiekszosciowego. System ten bowiem sprzyja ugrupowaniom silnym regionalnie. Po wprowadzeniu systemu wiekszosciowego w Polsce mozna sie wiec spodziewac, ze takie ugrupowania jak PSL i Samoobrona wcale nie musza zniknac z Sejmu... Prawda jest jednak, ze systemy wiekszosciowe sa zazwyczaj bardziej stabilne niz proporcjonalne.
Warto sie jednak zastanowic za jaka cene. Po pierwsze dzieje sie to kosztem bardzo duzych deformacji. Czasem wiekszosc uzyskuje partia, ktora w skali kraju zdobyla mniej glosow od tej, ktora de facto wybory wygrala. Doskonalym przykladem owych deformacji sa wybory w Kanadzie w 1993 roku. Silny regionalnie Blok Quebecki zdobyl 13,5% glosow co dalo mu 50 mandatow. Ogolnokrajowa Partia Postepowo - Konserwatywna zdobyla poparcie rzedu 16% co przelozylo sie na tylko 2 mandaty. Takie znieksztalcenia powoduja, ze coraz czesciej odchodzi sie w krajach anglosaskich od systemow wiekszosciowych. W 1993 roku zrezygnowala z systemu wiekszosciowego Nowa Zelandia, wczesniej zrobila to Irlandia, RPA i Australia. W Kanadzie juz wkrotce zdecyduja sie na to pierwsze prowincje. W Wielkiej Brytanii system wiekszosciowy nie jest juz wykorzystywany w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz Parlamentu Szkockiego i walijskiego Zgromadzenia.
W Europie kontynentalnej od systemu wiekszosciowego zrezygnowano duzo wczesniej uznajac go z powodu jego niereprezantatywnosci za malo demokratyczny. Jego genezy nalezy szukac jeszcze w feudalizmie. W ten sposob wybieralo sie przedstawicieli okreslonych ziem a nie reprezentantow spoleczenstwa. System taki od biedy moze funkcjonowac w krajach o dlugich tradycjach demokratycznych. Wazne by okres demokratyzacji poprzedzil okres liberalizmu. Jesli tak sie nie dzieje demokracja jest przez ludzi utozsamiana z rzadami wiekszosci. Tak jak na Bialorusi, gdzie oczywiscie ma zastosowanie system wiekszosciowy. W ten sam sposob wybierani sa rowniez przedstawiciele w wielu postsowieckich republikach i niemal zawsze sprzyja to powstawaniu rzadow autorytarnych bo podzielona opozycja nie jest w stanie przejac wladzy. A kiedy jej to sie uda to zaczyna zachowywac sie w taki sam sposob jak rezim z ktorym walczyla.
Nie wiem czy nasze spoleczenstwo jest gotowe na zmierzenie sie z systemem wiekszosciowym. Demokracja jeszcze tu nie okrzepla na tyle by miec gwarancje, ze ten system bedzie wykluczal ekstremizm a nie sprzyjal szerzeniu sie populizmu. Nie mamy gwarancji, ze po kazdych wyborach partie polityczne nie beda chcialy budowac kolejnej Rzeczpospolitej i niszczyc wszystkiego co dotad zbudowano. System proporcjonalny jest moim zdaniem o tyle lepszy, ze wymusza kooperacje. Dla mnie w tak nieuksztaltowanej demokracji jak nasza to zaleta a nie wada. Niestety elity nie potrafia i nie chca wspolpracowac kierujac sie wlasnym interesem politycznym. Jednak zamiast co i raz zmieniac zasady gry moze czasem warto poczekac az system zacznie funkcjonowac...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeśli chodzi o podatek liniowy, to ja mam zupełnie inne zdanie niż Ty i J. Żakowski. Nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto zarabia więcej powinien płacić podatki wg wyższej stawki. Nawet jeśli obowiązywałby podatek liniowy, to przecież i tak taka osoba zapłaci realnie znacznie więcej niż ktoś o niskim dochodzie. A w dodatku nie skorzysta raczej z publicznej służby zdrowia itd. Ja nie widzę żadnego uzasadnienia dla zróżnicowania stawek podatkowy, przynajmniej takiego, które by do mnie trafiało.
Żakowski wspomniał kiedyś w TOK FM chyba, że płaci tę najwyższą stawkę, więc rozumiem, że jest bezinteresowny w swoich poglądach, ale takiej postawy ja pojąć nie mogę i już:)

Co do tzw. JOWów, to początkowo popierałam ten pomysł - głosowalibyśmy na konkretną, nieanonimową osobę, a nie na partię itd. Z drugiej strony wzrosłoby, być może, zagrożenie zpopulizowaniem parlamentu i panowałby w nim chyba jeszcze większy bałagan.

Anonimowy pisze...

Popieram przedmówcę. Proste pytanie: dlaczego zarabianie więcej ma być KARANE płaceniem O WIELE większych podatków?

ith pisze...

e - to zależy co uzna się za sprawiedliwe. Uznanie, że każdy powinien płacić tyle samo jest bardzo proste i czytelne. Jednak u podstawy takiego myślenia leży założenie, że każdy ma tyle na ile zapracował. Nie zawsze to się sprawdza. Ktoś kto posiada dużo pieniędzy nie zawsze je sam zarobił, co więcej nawet jeśli to mając ich dużo może włożyć w pomnożenie swojego majątku znacznie mniej wysiłku niż ten, który ich nie ma.
Nie jest również tak, że każdy ma równe szanse. Nie można abstrahować od kontekstu społecznego. Ludzie zarabiają pieniądze dzięki społeczeństwu i dlatego Ci którzy mają więcej powinni się dzielić bardziej z najuboższymi.
Zreszta każdy za utrzymanie płaci mniej więcej tyle samo. Dla kogoś kto ma 600 zł pensji zapłacenie nawety 20% podatku liniowego oznacza głód, dla kogoś kto zarabia 10 000 zł oznacza dużą nadwyżkę.
Nauma - mam wrażenie, że nie jest to karanie ale przywilej:). Demokracja jest takim ustrojem, w którym każdy powinien zarabiać mniej więcej tak samo. W każdym razie powinna być silna klasa średnia. Podatek liniowy sprzyja jednak koncentracji kapitału i w dłuższej perspektywie osłabianiu społeczeństwa obywatelskiego. Wprowadzenie podatku liniowego w Polsce nie byłoby czymś złym, bo dysproporcje nie są u nas wbrew temu co głosi PiS duże. Pozwoliłby podatek liniowy pchnąć gospodarkę do przodu. Mogło by to mieć nawet korzystne skutki dla wszystkich. Jednak brak dużych dysproporcji nie oznacza braku biedy a ta jest bardzo duża. Wielu obywateli znalazło się w takiej sytuacji wbrew własnej woli. Dawni pracownicy PGR zostali przecież uformowani przez państwo. Ich bierność i brak wykształcenia wynikała z działań władz, a za te czy chcemy czy nie odpowiadamy wszyscy.
Ja osobiście jestem za uproszczeniem podatków. Powinny byc dwa progi, jeden bardzo niski dla najbiedniejszych i drugi wyższy dla pozostałych. Podnoszenie progu, od którego płaci się podatki nie jest dobre bo czyni z najbiedniejszych obywateli drugiej kategorii. Że nie wspomnę o rozwiązaniach, które wręcz godzą w najbiedniejszych tak jak chociażby "ulgi podatkowe od dzieci".