niedziela, 21 grudnia 2008

Przedświąteczne refleksje o blogowaniu...

Wraz ze zbliżaniem się końca roku zaczynam odczuwać coraz większe zmęczenie. Wiem, to trochę irracjonalne. Z doświadczenia wiem, że styczeń to jeden z najmniej przyjemnych miesięcy w roku. Nie ma takich atrakcji jak w grudniu a nadzieja na wiosnę jeszcze nawet nie kiełkuje w sercu. Ale znów wybiegam w przyszłość... Zmęczenie ma to do siebie, że nie jest łatwo zmobilizować się do działania. Zazwyczaj pomaga „głaskanie po główce” i słowa zachęty. Tak odbieram maile, które dostaję od czasu do czasu z propozycją zarabiania na mojej radosnej blogowej twórczości. Najbardziej podoba mi się oczywiście początek, w którym pada zawsze sporo ciepłych słów o mojej Enklawie. Czuję się wtedy jakbym zwędził w sklepie lizaka. Cieszę się bo już myślę o przyjemności jaką przyniesie mi jego konsumpcja ale jednocześnie gdzieś w tyle głowy pojawiają się wątpliwości i wyrzuty sumienia...
Naszą czujną policję zapewniam na wszelki wypadek, że lizaków w sklepach nie kradnę. Namierzanie mojego numeru IP jest całkowicie nieuzasadnione. Nie umieszczam również na blogu reklam, czemu wydawało mi się dawałem wielokrotnie wyraz. Częściowo robię to z obawy o moją dziewiczą duszę, na którą czyha zepsuty Babilon. Głównie wynika to jednak z mojej niechęci do ograniczania się. Cenię sobie wolność, nawet jeśli wyraża się ona w niepublikowaniu czy doborze całkowicie nieatrakcyjnych dla czytelników tematów. Wklepując na bloga przez godzinę najnowsze wieści z Kanady nie chcę zastanawiać się jaki mój nowy tekst wygeneruje ruch. W sposób całkowicie zamierzony nie chcę być profesjonalny i ukierunkowany na sukces. To co robię ma sprawiać mi przyjemność, wszystko inne jest wtórne.
Skomercjalizowanie bloga odwraca proporcje. A ja nie wiem czy potrafię przymilać się do czytelników, przynajmniej robić to w sposób szczery. Moja mizantropia i introwertyczność nie sprzyja temu. A nieco idealistycznie zakładam, że robienie nieszczerych rzeczy nie ma sensu... Już wyobrażam sobie, jak „pęcznieję” i się nadymam. By mnie poważnie traktowano wstawiam na bloga jakąś łacińską sentencję, mądrą rzecz jasna bo nie wymyśloną przeze mnie. Podpieram się cytatem z jakiegoś czcigodnego nieboszczyka, nazwą uczelni lub dotychczasowymi osiągnięciami ( do moich najokazalszych należy wygrana w tenisie stołowym z mistrzem dywizji oraz drugie miejsce w turnieju o puchar wójta w piłce nożnej więc nie podskakujcie czytelnicy szanowni). Tak uzbrojony muszę wzbudzać posłuch, tym bardziej, że codziennie przeglądam fora by znaleźć temat wywołujący największe kontrowersje. A potem już tylko teksty komercyjne na zlecenie, rozreklamowane niezależnie od tego czy są dobre czy nie...
Wizja sławy i pełnej kieszeni (miedziaków:)) mami ale nie na tyle by o tym poważnie myśleć. Nawet teraz, kiedy kryzys sieje spustoszenie na świecie a ja rozglądam się za pracą. Dlatego dziękuję za miłe słowa o mojej Enklawie ale z propozycji korzystać nie zamierzam. Tak jak teraz jest dobrze. Nawet jeśli pojawiają się kpiące głosy co do mojego blogowania. Jeden z moich znajomych, którego nieopatrznie do Enklawy zaprosiłem z ironią ocenił, że mam szansę odnieść tak samo spektakularny sukces jak TVP Kultura. Mile połechtał tym moje ego, pewnie trochę wbrew swoim intencjom.
I na koniec trochę ogłoszeń parafialnych. Po pierwsze zmienił się trochę wygląd bloga. Mam nadzieję, że nowy design nikogo nie irytuje. Miałem już trochę dość starego i muszę przyznać, że teraz blog jest dużo lepiej przystosowany do wciąż wydłużających się wpisów...
Po drugie zacząłem swoje teksty publikować na redakcja.pl. Na razie jest to miejsce dość elitarne co dla mnie akurat nie jest zarzutem. Dzięki temu unikam komentarzy w stylu „ale i tak jesteś głupi a pod twoim brzuszyskiem ukrywa się mizerny kutasik”. By nie być posądzony o plagiat to ta druga część o brzuszysku i ukrywaniu się to fragment "arcydzieła" Bronisława Wildsteina. 
I tak zręcznie przechodzę do tego co po trzecie. Zdecydowałem się już nie umieszczać tekstów na salonie24. O powodach pewnie coś skrobnę w pożegnalnym wpisie, jak będę miał czas i ochotę...
I na koniec najważniejsze. Zbliżają się święta i nawet jeśli się ktoś bardzo stara to nie może tego faktu nie zauważyć. Dlatego życzę wszystkim by spełniły one wasze oczekiwania, podobnie zresztą jak Nowy Rok. I proszę nie zarzucać mi, że tak minimalistyczne składam życzenia bo na to jakie Wasze oczekiwania będą to ja już wpływu nie mam...

3 komentarze:

Beniex pisze...

Eh, a ja już tego posta w nowym roku czytam;) Bywaj zdrów i powodzenia na (oby) szerokich wodach redakcji.pl, salonu mało komu dziś żal;) No i sukcesów w opieraniu się inwazji Babilonu:)

Nadwrażliwiec pisze...

Może trochę spóźnione, ale mam nadzieję że przyjmiesz - wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

ith pisze...

@ Beniex
Wielkie dzięki, również za dodanie do grupy Zielona Warszawa. Miło jest wiedzieć co i jak:).

@Zimbabwe
Dzięki za życzenia. Ja Ci życzę ze swojej strony by udało Ci się zrealizować wszystkie punkty z twoich noworocznych postanowień. Szczególnie ten z powieścią jest dla mnie łakomym kąskiem;).