piątek, 2 stycznia 2009

Kryminał bez aktów ale ze śmiercią straszliwą na końcu. Część pierwsza ale nie wstęp...

Metody Mofarski lubił się wylegiwać w swoim łóżku i trzeba mu to przyznać robił to iście po mistrzowsku. To co go spotkało nie musi więc być w sposób absolutny uznawane za całkowicie straszne. Świat wokół z perspektywy poduszki był dla niego najbliższy ideałowi, nic więc dziwnego, że niechętnie godził się na wysiłek wstawania. Najchętniej spędzałby tak całe dnie i noce. Nie robił tego jednak bo silniejsza od jego miłości do ciepłej pościeli była jego nadzwyczaj silna wola. Tym, którzy w to wątpią szczerze polecam opowieść o nadludzkiej determinacji Metodego Mofarski, bardzo żywą przynajmniej jeszcze do niedawna wśród lokatorów kamienicy, w której zamieszkiwał nasz bohater. Zrozpaczone pijaństwem mężów żony czy ojcowie zniechęcający swoje latorośle do przestępczego życia powołują się na jego przykład. Pewnie dlatego nie cieszy się on powszechną sympatią wśród lokatorów, nawet teraz gdy pozostaje już tylko wspomnieniem a jego mieszkanko zajęła handlarka pierzem... 
Niemniej faktem bezspornym pozostaje to, że Metody Mofarski z dnia na dzień w imię wyższych racji po niemal 20 latach zaprzestał jadania śniadań w swoim ukochanym łóżku. Impulsem dla tak radykalnych działań był program w telewizji. Niezwykle znany i bardzo dobrze ustosunkowany w towarzystwie dziennikarz w sposób niezwykle przekonywający mówił o tym, jak bardzo nieopłacalne jest spożywanie posiłków w łóżku. Bez cienia wątpliwości udowodnił, że spadek komfortu płynący z przebywania w pościeli wywołany odpadkami z posiłków w postaci okruszków czy gryzącego zapaszku jest dużo większy niż nieprzyjemność wynikająca z wcześniejszego wstawania. Metody Mofarski nie mógł pozostać obojętnym wobec racji wyrażonych w sposób tak elegancki i zgodny z najbardziej wymagającymi wymogami logiki. Następnego dnia po obejrzeniu programu zjadł w łóżku najbardziej wykwintne śniadanie od lat, po czym tak samo postąpił z drugim śniadaniem i obiadem. W realizacji jego planu sprzyjała mu marna pogoda za oknem i kalendarz. Niedzielę tak jak większość współrodaków Metody Mofarski miał bowiem wolną i mógł sobie na taką ekstrawagancję pozwolić, bez obawy, że wpłynie to na jego sytuację zawodową. W poniedziałkowy ranek postąpił już jednak zgodnie z zaleceniami znanego dziennikarza. Niedogodności rekompensowała mu z nawiązką radość płynąca ze wspomnienia z dnia poprzedniego, kiedy to z taką klasą pożegnał się z tak bliskim jemu sercu przyzwyczajeniem. 
W dwa dni później Metody Mofarski nie wytrzymał i podzielił się nią z listonoszem. Następnego dnia cała kamienica już plotkowała o jego niezwykłym charcie ducha. Sława, która przyszła tak nieoczekiwanie zaskoczyła Metodego Mofarskiego. Przyjął ją jednak z radością bo towarzyszył jej bez wątpienia awans towarzyski. Nawet lokator spod czwórki, na co dzień człowiek nieodmiennie opryskliwy i straszny gbur teraz na widok naszego bohatera z uznaniem pochylał głowę. Uznanie współlokatorów mimo że zrozumiałe w zaistniałej sytuacji utwierdzało Metodego Mofarskiego w poczuciu własnej wartości. Dzięki temu stał się bardziej otwarty i w miejsce swojej szacownej oschłości coraz częściej demonstrował bliźnim radośniejszą stronę swojej natury. Zdarzyło mu się nawet raz do zwyczajowego powitania dorzucić żarcik, który ubawił wszystkich do łez. Bo Metody Mofarski, wbrew głosom niektórych zawistników był człowiekiem niezwykle inteligentnym chociaż się z tym nie obnosił. Jego poczucie humoru nie powinno więc nikogo dziwić, wszakże wiadomo, że inteligencja jest w tym przypadku sprawą kluczową. Metody Mofarski miał szereg innych zalet, które głęboko ukrywał nie tylko przed całym światem ale również samym sobą. Niespodziewana życzliwość bliźnich spowodowała, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ukazywały się one w pełnej krasie. Nawet stary i pocerowany płaszcz, który Metody Mofarski nosił już z pięć lat w odczuciu innych przestał być li tylko brudną szmatą i nagle osłupiali zaczęli dostrzegać w nim szyk znany z dzieł paryskich krawców.

*****
Wydawało się, że powodzenie jakim zaczął się cieszyć Metody Mofarski będzie mu towarzyszyć na wieki. Nieprzewidywalny los miał jednak inne plany wobec naszego bohatera. Pewnego pogodnego dnia, jakieś pół roku po tym jak zaimponował wszystkim swoją siłą woli, wracają z pracy znalazł kartkę wciśniętą między drzwi swojego mieszkania. Podgwizdując radośnie, ciągle jeszcze kontemplował podwyżkę, która nie tylko świadczyła o zadowoleniu szefa z jego pracy ale również dawała nadzieję, że stać go będzie wreszcie na częstsze niż dotąd wizyty u swojej matki w domu spokojnej starości. Dotąd zakup czekoladek i biletów poważnie uszczuplał jego budżet. Świadomość, że za dodatkowe pieniądze będzie mógł kupić cztery a nawet pięć bombonierek o ile wybierze te z żółtymi słonecznikami i króliczkiem wywoływała w jego duszy euforię.
Stan jego ducha w następnej chwili miał ulec diametralnej zmianie. Nie zdawał sobie nawet sprawy Metody Mofarski jak bardzo kawałek papieru może odmienić ludzki los. Ciągle się uśmiechając zamknął wreszcie drzwi i rozłożył starannie zwiniętą kartkę. To co zobaczył omal nie zwaliło go z nóg. Na białej kartce, ktoś skreślił oto takie straszne słowa: MOFARSKI TY MENDO MARTWY TY JUŻ JESTEŚ MENDO TY.
Pot rzęsiście zrosił czoło Metodego Mofarskiego a ręce drżały mu tak bardzo, że zdawało mu się, że nie jest w stanie utrzymać kartki z otrzymaną dopiero co groźbą. Przerażenie był tak silne, że nie skomentował nawet olbrzymiego nietaktu jakim było nie podpisanie anonimu. Wysiłkiem całej swojej woli ten dzielny człowiek starał się w tamtej chwili przezwyciężyć odrętwienie. Pora już najwyższa była na działanie a tymczasem on stojąc w korytarzu swojego mieszkania niemal przez godzinę przy drzwiach ciągle otwartych aż prosił się o zamordowanie. Było to ze wszech miar niemądre i Metody Mofarski nie miał innego wyjścia jak tylko zrobić dwa kroki w tył i zasunąć zasuwę solidnego zamka, który skutecznie bronił dostępu już carskiej Ochranie. Stało się dla niego jasne, że nie podda się bez walki. Na wszelki wypadek podstawił jeszcze pod klamkę jedyne w mieszkaniu krzesło i rzucił się na łóżko by całą sprawę przemyśleć. Co prawda był świadomy faktu, że drzwi otwierają się na zewnątrz ale przecież potencjalny morderca nie musi tego wiedzieć...
cdn.

Brak komentarzy: