Bez wątpienia z oddali pewne rzeczy widać wyraźniej. Co więcej łatwiej wydawać wtedy bardziej zdecydowane sądy, bo “domowe piekiełko” jest daleko a ludzie wokół są mili jak to dla gościa. Dowodem jest chociażby ostatni wywiad prezydenta Kwaśniewskiego. Cieszę się, że nasz premier ma awersję do wyjeżdżania z tego najpiękniejszego kraju na Ziemi bo a nóż wpadłby na to by zlikwidować parlament i zachować tylko wybory prezydenckie. Patrząc na dzisiejszy stan społecznej świadomości większość mogłaby być za...
Na podobny pomysł wpadł premier Stephen Harper podczas swojej wizyty w Australii. Oczywiście nie chce on znieść całego parlamentu ale tylko zlikwidować jedną z jego izb, która nie czerpie swojej legitymizacji z wyborów (Senatu). Tak czy inaczej słowa Harpera to istna rewolucja, wcześniej jeszcze nikt z poważnych kanadyjskich polityków nie powiedział tego głośno. Istnienie Senatu w obecnym kształcie jest krytykowane niemal od jego powstania. Niemal każde wybory przynoszą debatę nad zniesieniem wyborów większościowych w jednomandatowych okręgach wyborczych i debatę nad reformą Senatu. Premier Harper zmęczony jest już chyba trochę oporem tej izby przed zmianami. Dlatego wypalił, że albo podda się ona reformie albo zniknie. Miejsce na wygłoszenie takiego kategorycznego sądu jest idealne bo Australia już dawno zreformowała swoją izbę wyższą. Przekaz jest więc jasny, skoro udało się im to dlaczego nie nam...
Trzeba przyznać, że opór przed reformą Senatu jest trochę niezrozumiały, szczególnie w kontekście reformy brytyjskiej Izby Lordów. Całkowicie niedemokratyczny sposób jej wyłaniania jest anachronizmem i nie pozwala skutecznie wypełniać jej funkcji. Wydaje się jednak, że zniesienie Senatu w państwie federalnym jakim jest Kanada to mówiąc oględnie kiepski pomysł. Dlatego sądzę, że Harper chce tylko wymusić reformę i jego zamiarem nie jest znoszenie Senatu. Jeśli jednak ten blef nie wypali to wszystko może się stać...
Premier jednak moim zdaniem zabiera się do problemu od niewłaściwej strony. Trwanie takiego archaicznego tworu jakim jest Senat nie byłoby możliwe, gdyby nie kryzys kanadyjskiego federalizmu. Bez jego rozwiązania trudno o jakiekolwiek zmiany. Na razie jednak nie są podejmowane próby dogadania się z Quebeckiem a wiadomo, że ta prowincja nie zgodzi się na przyjęcie lansowanego przez konserwatystów modelu amerykańskiego. Dzisiejsza formuła dzieląca kraj na cztery regiony jest niezrozumiała i trudna do obrony. Brak jest realnych propozycji zmian, które mogłyby być podstawą do negocjacji między prowincjami. A nie ma wątpliwości, że potrzebna jest sprawna izba federalna. Na razie trochę jej kompetencje wypełnia Rada Federacji, w której zasiadają przedstawiciele prowincjonalnych egzekutyw ale ma ona na razie na wpół oficjalny charakter. Zmiany są więc konieczne, ale muszą mieć one kompleksowy charakter. Po klęsce porozumień z Meech Lake i Charlottetown nikt jednak nie ma ochoty na podjęcie się tak trudnego zadania. Dlatego ja odbieram słowa premiera Harpera trochę jako wyraz bezsilności...
Niemniej jest jednak szansa na to, że pewne zmiany wprowadzić się jednak uda. Założenia częściowej reformy Senatu polegające na wprowadzeniu jej kadencyjności i wybieralności nie naruszają zasadniczo status quo i nie powinny budzić zbyt dużych emocji. Tym bardziej, że w niektórych prowincjach eksperymentowano już z wyborami kandydatów do Senatu, chociaż formalnie po wyborach zostawali oni do tej izby dopiero mianowani... Tak ograniczone zmiany jednak nie zmienią zasadniczo sytuacji, chociaż może na razie dobre i to. Wzmocni to trochę pozycję Senatu ale chyba nie na tyle by mogła ona zacząć skutecznie wypełniać rolę izby federalnej.
Na podobny pomysł wpadł premier Stephen Harper podczas swojej wizyty w Australii. Oczywiście nie chce on znieść całego parlamentu ale tylko zlikwidować jedną z jego izb, która nie czerpie swojej legitymizacji z wyborów (Senatu). Tak czy inaczej słowa Harpera to istna rewolucja, wcześniej jeszcze nikt z poważnych kanadyjskich polityków nie powiedział tego głośno. Istnienie Senatu w obecnym kształcie jest krytykowane niemal od jego powstania. Niemal każde wybory przynoszą debatę nad zniesieniem wyborów większościowych w jednomandatowych okręgach wyborczych i debatę nad reformą Senatu. Premier Harper zmęczony jest już chyba trochę oporem tej izby przed zmianami. Dlatego wypalił, że albo podda się ona reformie albo zniknie. Miejsce na wygłoszenie takiego kategorycznego sądu jest idealne bo Australia już dawno zreformowała swoją izbę wyższą. Przekaz jest więc jasny, skoro udało się im to dlaczego nie nam...
Trzeba przyznać, że opór przed reformą Senatu jest trochę niezrozumiały, szczególnie w kontekście reformy brytyjskiej Izby Lordów. Całkowicie niedemokratyczny sposób jej wyłaniania jest anachronizmem i nie pozwala skutecznie wypełniać jej funkcji. Wydaje się jednak, że zniesienie Senatu w państwie federalnym jakim jest Kanada to mówiąc oględnie kiepski pomysł. Dlatego sądzę, że Harper chce tylko wymusić reformę i jego zamiarem nie jest znoszenie Senatu. Jeśli jednak ten blef nie wypali to wszystko może się stać...
Premier jednak moim zdaniem zabiera się do problemu od niewłaściwej strony. Trwanie takiego archaicznego tworu jakim jest Senat nie byłoby możliwe, gdyby nie kryzys kanadyjskiego federalizmu. Bez jego rozwiązania trudno o jakiekolwiek zmiany. Na razie jednak nie są podejmowane próby dogadania się z Quebeckiem a wiadomo, że ta prowincja nie zgodzi się na przyjęcie lansowanego przez konserwatystów modelu amerykańskiego. Dzisiejsza formuła dzieląca kraj na cztery regiony jest niezrozumiała i trudna do obrony. Brak jest realnych propozycji zmian, które mogłyby być podstawą do negocjacji między prowincjami. A nie ma wątpliwości, że potrzebna jest sprawna izba federalna. Na razie trochę jej kompetencje wypełnia Rada Federacji, w której zasiadają przedstawiciele prowincjonalnych egzekutyw ale ma ona na razie na wpół oficjalny charakter. Zmiany są więc konieczne, ale muszą mieć one kompleksowy charakter. Po klęsce porozumień z Meech Lake i Charlottetown nikt jednak nie ma ochoty na podjęcie się tak trudnego zadania. Dlatego ja odbieram słowa premiera Harpera trochę jako wyraz bezsilności...
Niemniej jest jednak szansa na to, że pewne zmiany wprowadzić się jednak uda. Założenia częściowej reformy Senatu polegające na wprowadzeniu jej kadencyjności i wybieralności nie naruszają zasadniczo status quo i nie powinny budzić zbyt dużych emocji. Tym bardziej, że w niektórych prowincjach eksperymentowano już z wyborami kandydatów do Senatu, chociaż formalnie po wyborach zostawali oni do tej izby dopiero mianowani... Tak ograniczone zmiany jednak nie zmienią zasadniczo sytuacji, chociaż może na razie dobre i to. Wzmocni to trochę pozycję Senatu ale chyba nie na tyle by mogła ona zacząć skutecznie wypełniać rolę izby federalnej.
2 komentarze:
Co do naszego krajowego piekiełka:
'Patrząc na dzisiejszy stan społecznej świadomości większość mogłaby być za...'
ith...obawiam się,że mógłbyś sie rozczarować ową"wiekszością".
Prawdopodobnie i Ty i ja-obracamy się w środkowiskach o doś mocno skonkretyzowanych poglądach...ale to nie jest większośc niestety,jak mogły nam zobrazować ostatnie sondaże...
A wszystko przez UE:). Po przystąpieniu wydaje się nam wszystkim, że mamy demokrację pełną gębą i cokolwiek byśmy nie zrobili będzie OK.
Niestety musimy jako społeczeństwo jeszce wiele się nauczyć... Tylko czy mamy wystarczająco dużo pokory?
Prześlij komentarz