No to już koniec. Mam nadzieję, że w sądzie już się nie spotkamy. Co najwyżej w knajpie przy wódce i zakąsce, bo na to mnie jeszcze stać.gen. Czesław Kiszczak
To było gdzieś w 1942 roku. Mój dziadek po tym jak wziął udział w kampanii wrześniowej i odsiedział swoje w obozie jenieckim spędzał czas na pracy przymusowej w Niemczech. Po powrocie czekał jeszcze na niego Pawiak (za pomoc partyzantom) i cudowne a zarazem kosztowne ocalenie od śmierci... Babcia tymczasem z 3 letnim wujkiem i moją mamą w drodze udzielała gościny miejscowym oddziałom Batalionów Chłopskich. Mili chłopcy partyzanci brali co chcieli: żywność, pieniądze, co cenniejsze rzeczy (np. kolczyki, obrączki, srebrną zastawę). Dostarczali też rozrywki strzelając w powietrze i budynki gospodarskie. Uczciwie muszę przyznać, że dbali o bezpieczeństwo jej i dziecka zamykając wszystkich w piwnicy. Po latach nie mogłem zrozumieć dlaczego dla babci słowo partyzant było tożsame ze słowem bandyta...
Nie muszę oczywiście mówić, że ci ludzie słusznie po wojnie cieszyli się opinią bohaterów. Należeli do ZBOWiDu i czerpali z tego również korzyści materialne. Robili kariery w nowej Polsce, doskonale odnajdywali się w powojennej rzeczywistości. Oczywiście nie moja rodzina bo tej jako podejrzanej klasowo marnie się powodziło. W 1942 roku również sąsiedzi postanowili wykorzystać sytuację. W wojennej rzeczywistości nie było to trudne. Jeden z sąsiadów zajął po prostu ponad hektarową działkę przylegającą do jego pola. Potem dogadał się z jej byłą właścicielką (15 lat wcześniej sprzedała ją nam) i odkupił ją od niej. Następnie założył księgi wieczyste, czysta robota... Inni byli mniej przewidujący odzyskiwanie ziemi przychodziło raczej bezproblemowo...
Po wojnie dziadek zamierzał odzyskać swoją własność ale niestety miał dość słabą pozycję. Podczas gdy był bity przez ubeków, którzy w ten sposób chcieli go pozyskać do współpracy (była też marchewka w postaci obietnicy koncesji na prowadzenia młyna) sąsiad piął się w partyjnej strukturze. Swoja karierę zakończył jako I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego... Mój dziadek zmarł w biedzie (nie współpracował z UB więc koncesji nie dostał), ze zwichniętym poczuciem godności na początku lat 70-tych, czyli w czasie największych sukcesów sąsiada. Mieszkał już on wtedy w „dużym mieście”, z rzadka odwiedzając wieś swojego urodzenia. Zawsze był witany kwiatami przez tłumy, które liczyły, że on syn tej ziemi uczyni ich życie łatwiejszym...
Nie wiem kiedy zmarł, pamiętam jego wnuków, którzy pojawili się pewnego dnia i zaczęli mnie wypytywać o to gdzie jest ich własność. Byli przyjaźni i życzliwi. Postanowili wybudować sobie domek, gdzie mogliby przyjeżdżać nie tyle nawet na wakacje co na weekendy. Dobrze wykształceni, pogodni nie mieli nawet pojęcia jak wielką złość we mnie wywołało ich pojawienie się...
To był impuls, zwróciliśmy się do prawnika by wyjaśnić całą sprawę. Usłyszeliśmy, że to przegrana sprawa, bo minęło już zbyt dużo czasu. Owszem, możemy próbować ale koszty będą znacznie przekraczały wartość działki a widoki na wygranie znikome. Przecież nawet w złej wierze nieruchomość przechodzi na własność osoby ją użytkującej po trzydziestu latach. A tu od roku 1942... Takie jest prawo i lepiej się z tym pogodzić.
Dziś to samo. Tylko w znacznie większym natężeniu (bo chodzi przecież o życie ludzi a nie własność) przeżywają rodziny ofiar kopalni „Wujek”. Abstrahuję nawet od orzekania winy gen. Kiszczaka. Mój sprzeciw budzi co innego. Jak można powoływać się na przedawnienie. Zdaniem sądu wina przedawniła się w 1986 roku (chodzi o wysłanie szyfrogramu narażającego na utratę życia i zdrowia ludzi, który był podstawą do otwarcia ognia w Wujku). Próbuję sobie wyobrazić sobie rodziny ofiar dochodzące przed sądem swoich praw w 1983 roku, wyobrażam sobie swego dziadka stającego w sądzie naprzeciwko I sekretarza KW PZPR w 1971 roku. I czuję przygnębienie, że żyję w kraju, w którym prawo abstrahuje od sytuacji politycznej i społecznej. Nie chodzi o to nawet, że chroni ludzi, którzy na to nie zasługują. Ważniejsze jest to, że uniemożliwia dochodzenie przed sądem swoich praw. Jak można powoływać się na to, że minęło już zbyt dużo czasu skoro wiadomo, że PRL nie było państwem prawa. Karze się nam godzić z poczuciem niesprawiedliwości nie ofiarując nic w zamian.
Cieszy się dziś lewica bo jedna z jej ikon uniknęła kary. To doskonale pokazuje jaka ona dziś jest. Staje po stronie aparatczyka a nie górników, którzy powinni być przedmiotem jej szczególnego zainteresowania. Nie dziwię się, że „kolega” Napieralski koncentruje się na roli religii w życiu publicznym. Po prostu nie ma nic do powiedzenia ludziom, którzy tradycyjnie na lewicę głosują. Nie rozumie bardzo realnego mimo upływu lat poczucia krzywdy i rozczarowania. Potem dziwi się, że ludzie wybierają PiS z ich jednoznaczną oceną przeszłości. U mnie w rodzinie nikt nigdy na SLD nie zagłosuje i nie ma to związku z wyznawanymi poglądami. Ofiara nigdy nie zagłosuje na kata, tym bardziej, że wydaje się on być dumny ze swoich czynów.
Nie muszę oczywiście mówić, że ci ludzie słusznie po wojnie cieszyli się opinią bohaterów. Należeli do ZBOWiDu i czerpali z tego również korzyści materialne. Robili kariery w nowej Polsce, doskonale odnajdywali się w powojennej rzeczywistości. Oczywiście nie moja rodzina bo tej jako podejrzanej klasowo marnie się powodziło. W 1942 roku również sąsiedzi postanowili wykorzystać sytuację. W wojennej rzeczywistości nie było to trudne. Jeden z sąsiadów zajął po prostu ponad hektarową działkę przylegającą do jego pola. Potem dogadał się z jej byłą właścicielką (15 lat wcześniej sprzedała ją nam) i odkupił ją od niej. Następnie założył księgi wieczyste, czysta robota... Inni byli mniej przewidujący odzyskiwanie ziemi przychodziło raczej bezproblemowo...
Po wojnie dziadek zamierzał odzyskać swoją własność ale niestety miał dość słabą pozycję. Podczas gdy był bity przez ubeków, którzy w ten sposób chcieli go pozyskać do współpracy (była też marchewka w postaci obietnicy koncesji na prowadzenia młyna) sąsiad piął się w partyjnej strukturze. Swoja karierę zakończył jako I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego... Mój dziadek zmarł w biedzie (nie współpracował z UB więc koncesji nie dostał), ze zwichniętym poczuciem godności na początku lat 70-tych, czyli w czasie największych sukcesów sąsiada. Mieszkał już on wtedy w „dużym mieście”, z rzadka odwiedzając wieś swojego urodzenia. Zawsze był witany kwiatami przez tłumy, które liczyły, że on syn tej ziemi uczyni ich życie łatwiejszym...
Nie wiem kiedy zmarł, pamiętam jego wnuków, którzy pojawili się pewnego dnia i zaczęli mnie wypytywać o to gdzie jest ich własność. Byli przyjaźni i życzliwi. Postanowili wybudować sobie domek, gdzie mogliby przyjeżdżać nie tyle nawet na wakacje co na weekendy. Dobrze wykształceni, pogodni nie mieli nawet pojęcia jak wielką złość we mnie wywołało ich pojawienie się...
To był impuls, zwróciliśmy się do prawnika by wyjaśnić całą sprawę. Usłyszeliśmy, że to przegrana sprawa, bo minęło już zbyt dużo czasu. Owszem, możemy próbować ale koszty będą znacznie przekraczały wartość działki a widoki na wygranie znikome. Przecież nawet w złej wierze nieruchomość przechodzi na własność osoby ją użytkującej po trzydziestu latach. A tu od roku 1942... Takie jest prawo i lepiej się z tym pogodzić.
Dziś to samo. Tylko w znacznie większym natężeniu (bo chodzi przecież o życie ludzi a nie własność) przeżywają rodziny ofiar kopalni „Wujek”. Abstrahuję nawet od orzekania winy gen. Kiszczaka. Mój sprzeciw budzi co innego. Jak można powoływać się na przedawnienie. Zdaniem sądu wina przedawniła się w 1986 roku (chodzi o wysłanie szyfrogramu narażającego na utratę życia i zdrowia ludzi, który był podstawą do otwarcia ognia w Wujku). Próbuję sobie wyobrazić sobie rodziny ofiar dochodzące przed sądem swoich praw w 1983 roku, wyobrażam sobie swego dziadka stającego w sądzie naprzeciwko I sekretarza KW PZPR w 1971 roku. I czuję przygnębienie, że żyję w kraju, w którym prawo abstrahuje od sytuacji politycznej i społecznej. Nie chodzi o to nawet, że chroni ludzi, którzy na to nie zasługują. Ważniejsze jest to, że uniemożliwia dochodzenie przed sądem swoich praw. Jak można powoływać się na to, że minęło już zbyt dużo czasu skoro wiadomo, że PRL nie było państwem prawa. Karze się nam godzić z poczuciem niesprawiedliwości nie ofiarując nic w zamian.
Cieszy się dziś lewica bo jedna z jej ikon uniknęła kary. To doskonale pokazuje jaka ona dziś jest. Staje po stronie aparatczyka a nie górników, którzy powinni być przedmiotem jej szczególnego zainteresowania. Nie dziwię się, że „kolega” Napieralski koncentruje się na roli religii w życiu publicznym. Po prostu nie ma nic do powiedzenia ludziom, którzy tradycyjnie na lewicę głosują. Nie rozumie bardzo realnego mimo upływu lat poczucia krzywdy i rozczarowania. Potem dziwi się, że ludzie wybierają PiS z ich jednoznaczną oceną przeszłości. U mnie w rodzinie nikt nigdy na SLD nie zagłosuje i nie ma to związku z wyznawanymi poglądami. Ofiara nigdy nie zagłosuje na kata, tym bardziej, że wydaje się on być dumny ze swoich czynów.
Nie jestem krwiożerczym typem, który chce wysłać miłego starszego pana do więzienia. Chodzi mi o poczucie sprawiedliwości i o umożliwienie dochodzenia swoich praw ofiarom, które wcześniej nie mogły tego robić z powodów politycznych (stąd takie zestawienie poruszanych we wpisie spraw). Teraz słyszą zwsząd, że jest już za późno. Ja sam znam dziesiątki takich spraw, sprawcy pozostawali bezkarni bo byli ludzimi powiązanymi z władzą... Zdaję sobie sprawę, że takie „wyciąganie trupa z szafy” może być niebezpieczne. Ale powtarzanie jak mantry słów „minęło już za dużo czasu” tylko pogłębia wiele problemów...
12 komentarzy:
Sprawiedliwość dziejowa nigdy się nie dokona w pełni - za dużo w tym emocji i kasy.
Co nie znaczy, że nie powinniśmy próbować. Jeśli temat jest ignorowany spotykają nas niespodzianki w postaci populizmu w polityce. Niezadowlenie zawsze musi gdzieś zostać skanalizowane...
Masz rację, ale co robić, kiedy nawet osoba którą do tej pory społeczeństwo uznawało za kryształowo czystą okazuje się esbekiem i gdy w rządzie jest dużo osób powiązanych z UB, SB.
Dużo można zrobić. Moim zdanim prawo często jest wadliwe. Zobacz np. to: http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article205153/Beztroskie_zycie_komunistycznego_generala.html
Kiszczak mając 5 tys. złotych emerytury występuje o dodatek za pracę w spec służbach i go dostaje...
Przykład z życia. Moja babcia zmarła w 1996 roku i nigdy nie należała do ZBOWiDu mimo, że podejmowała próby by się tam dostać. Jej sąsiad mimo, że nie wychylił nosa z domu w czasie wojny był kombatantem (bodaj zginął mu brat zastrzelony przez Niemców jak kradł kury - był głuchy i nie słyszał nawoływań by się zatrzymał) i dzięki temu pobierał dużo wyższą emeryturę. Teraz po jego śmierci wyższą emeryture pobiera jego żona...
Niestety, ale jest to efekt tego, że mimo upływu 18 lat, mentalność wielu ludzi się nie zmieniła i nie zmieni.
Mowisz o sprawiedliwosci dziejowej? Jezeli tak, to oprocz rozliczenia odpowiedzialnych za strzelanie do ludzi i za smierc gornikow nalezaloby rozliczyc tych, ktorzy taka sytuacje sprowokowali, ktorzy namawiali gornikow do ostrzenia pretow metalowych, do przygotowywania sie do walki - i to w stanie wojennym, kiedy bylo wiadomo, ze general nie przyjdzie na kolanach do kopalni, nie przeprosi i nie odwola stanu wojennego. A jezeli miala byc walka to i beda ofiary - z tego musieli zdawac sobie sprawe. A moze to wlasnie o to chodzilo, zeby byly ofiary, ktorych mozna poniesc pozniej na drzwiach, z ktorych moznaby zrobic meczennikow "za sprawe". Jakos o ta czesc sprawiedliwosci dziejowej nikt do tej pory nie zapytal. Czyzby to pytanie bylo niepoprawne politycznie?
A tak na marginesie: czy wsrod ofiar byli rowniez przywodcy zwiazkowi, gdzie byli kiedy padly strzaly?
Wybacz ale twoje rozumowanie przypomina mi sytuację, w której gwałciciela uznaje się za niewinnego bo ta "dziwka" go sprowokowała. Owszem, może i nie zachował się najlepiej ale w sumie to się jej należało...
Działacze związkowi o ile mnie pamięć nie myli w stanie wojennym byli prześladowani. Byli poniżani, bici, internowani. I to wszystko dlaczego? Bo działali w legalnym związku zawodowym. Bo domagali się praw, które nawet konstytucja PRL im gwarantowała? Formalnie to gen. Jaruzelski złamał prawo. Nie potrafił nawet wprowadzić stanu wojennego nie gwałcąc przy tym praw zawartych w konstytucji spisanej przecież przez ludzi ze swojego obozu.
Nie rozumie takich głosów jak Twój. Dla mnie ważne jest to o co walczyli, dla jakich ideałów. Dzięki ich walce wszyscy żyjemy w wolnym kraju. Napisanie, że zginęli z własnej winy (głupota, brak wyobraźni czy fanatyzm) wydaje mi się niesmaczne...
A tak na marginesie nawet gen. Kiszczak ma śladowe wyrzuty sumienia...
Nie twierdzilem nigdy, ze gwalciciel jest niewinny - zgineli ludzie i za to odpowiedzialni powinni poniesc kare. Tylko co innego strajk, protest, walka (ale nie zbrojna) o prawa a co innego porywanie sie z motyka na slonce. Jestem pelen uznania i podziwu dla mestwa i patriotyzmu ale nie znosze glupoty. I nie obwiniam gornikow, twierdze ze gdyby nie bylo nastwienia na konfrontacje silowa a jedynie protest w formie strajku (ktory nota bene byl nielegalny tak jak i cala Solidarnosc wg. obowiazujacego w czasie stanu wojennego prawa) to ofiar smiertelnych nie byloby. Oczywiscie to nie przywodcy zwiazkowi (ktorzy byli bici, przesladowani i intenowani - w kopalni?) pociagali za spust, to zrobili ci po stronie oddzialow pacyfikujacych kopalnie. Ale czy oni calkowicie maja czyste sumienie? W swietle prawa zwiazkowcy sa czysci, to fakt.
I nie napisalem, ze gornicy zgineli z wlasnej winy, nie przekrecaj moich slow. Powtarzam jeszcze raz, to przywodcy zwiazkowi, zamiast ochraniac robotnikow powstrzymujac akcje, ktore nic nie daly, podjudzali ich do walki bo "sprawie" byly potrzebne ofiary, meczennicy! Jasniej juz nie potrafie napisac, jezeli i tego nie zrozumiesz to nie moja wina.
Nie wiem dokladnie, ktore artykuly konstytucji PRL zlamal gen. Jaruzelski wprowadzajac stan wojenny, czy mial racje pokaze historia za 50 lat, IPN napewno tego nie zrobi.
To bardzo wygodna konstrukcja, dobrzy górnicy i żli przywódcy, którzy prowadzą ich jak barany na rzeź. Ten sposób myślenia był szeroko promowany przez partyjną propagandę. Górnicy byli bezwolnymi zabawkami w rękach przywódców związkowych. Musisz jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do PZPR w Solidarności była demokracja. Chaotyczna, niedoskonała, nie zawsze funkcjonalna, sprzyjająca radykalizacji ale demokracja. Takie dzielenie na złych przywódców i dobrych ale naiwnych górników uprzedmiotawia tych drugich i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Co do nielegalności Solidarności i strajku. To masz rację o tyle o ile uznasz wprowadzenie stanu wojennego za zgodne z prawem. A takie ono nie było, zostały złamane wszystkie możliwe procedury. Gen. Jaruzelski nie miał prawa go wprowadzić, jeśli już to mogła to zrobić Rada Państwa. Nastąpiło nie tylko złamanie prl-owskiego prawa ale również porozumień sierpniowych.
Nielegalność stanu wojennego jest dla historyków czymś oczywistym. Dziwię się, że w narodzie gadka o nieuchronności i mniejszym źle jest tak żywa. Świadczy to tylko o geniuszu Urbana i propagandy po 81 roku...
Napisałeś o konfrontacyjnym nastawieniu elit solidarnościowych. Fakty są jednak inne. Solidarność zdawała sobie sprawę z konsekwencji podjęcia walki i dlatego też do starć dochodziło tylko okazyjnie... Ofiary były tylko po jednej stronie.
Co do artykułów, to wato zajrzeć do praw obywatelskich jakie konstytucja PRL gwarantowała, a które zostały zawieszone w sposób bezprawny po wprowadzeniu stanu wojennego...
bardzo ciekawy blog
"Nie jestem krwiożerczym typem, który chce wysłać miłego starszego pana do więzienia"
podeszły wiek nie usprawiedliwia czynow z przeszłości...
ith
cała opisana przez Ciebie hostpria jest przejmująca jak wiele rodzin jest obciążona podobnymi prejsciami... :(
Trzeba o tym pisać,bo ludzie mają krótką lub wybiórczą pamięć,a czas niestety sprzyja wygodnym interpretacjom...lub komfortowym dla niektorych ujęciom zagadnień.
Su - nie chcę go nawet sadzać do więzienia, ale odczuwam duży dyskomfort, kiedy słyszę, że właśnie dostał dodatek do emerytury jako były człowiek służb.
Ja sam znam strasznie dużo takich historii. Często są to "małe" tragedie (bo dotyczną rodzin a nie całego społeczeństwa). Często są banalne: syn miejscowego partyjnego "watażki" pobił na śmierć chłopaka bo ten rozmawiał z jego dziewczyną( milicja tylko przyjechała i spisała protokół - wypadek), albo starszy pan wpadł pod samochod ważnego dygnitarza (pijanego i jadącego ze 100 na godzinę w terenie zabudowanym), na pasach ale oczywiście ze swojej winy itd...
Co do komfortowych interpretacji. Ostatnio moja siostra niemal pokłóciła się ze swoją koleżanką z pracy (lat 24-25), która nie bardzo wiedziała kim jest Geremek. Stwierdziła, że nie wie o co ten szum bo jej rodzice to mówią, że w PRL było lepiej a zresztą to ona ma prawo do własnego zdania... Dodam tylko, że wróciła dopiero co z wakacji z Madery... Jak sama stwierdziła polityka jej nie interesuje (nie głosuje), nie ogląda tv, nie słucha radia, nie czyta gazet... Idealny materiał na wyborcę jakiejś radykalnej partii, bo pewnie zagłosuje jak nie będzie jej stać na wyjazd na Maderę:).
Prześlij komentarz