Zawsze staram się pisać o problemach a nie jednostkowych wydarzeniach. Chciałbym, by wpisy mimo upływu czasu nadal zachowywały aktualność. Zdarzenia mają być tylko pretekstem do opisania szerszego kontekstu. O naiwności mojego podejścia świadczą statystyki, blogowe wpisy podzieliły los wczorajszych gazet. Interesujące jest tylko najnowsze wydanie, nikomu nie chce się sięgać dalej. Niemniej czasem warto odnieść się również do bieżących wydarzeń, chociażby ze względu na ich przełomowość. Takim przypadkiem jest moim zdaniem wczorajsza debata pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem.
Irytuje mnie komentowanie debaty w kategoriach “kto wygrał, kto przegrał”. Na razie nie sposób tego oceniać. Częściową odpowiedź na to pytanie dadzą dopiero pierwsze sondaże. Nie ulega jednak wątpliwości, że to Donald Tusk zaprezentował się zaskakująco dobrze i to on ma zdecydowanie większe szanse na wyciągnięcie z niej realnych korzyści. Najcenniejszą zdobyczą jest jeśli nie obalenie to przynajmniej poważne naruszenie dotychczasowego wizerunku Tuska uporczywie upowszechnianego przez propagandę pisowską. Debata pokazała, że wcale nie jest tak jak chciałby Jarosław Kaczyński. Tusk zaprezentował się jako bardzo poważny polityk, zdecydowany, z poczuciem humoru, który nie tylko nie przestraszył się pana premiera ale wydał mu bitwę na własnych warunkach. Bardzo udanie wszedł w rolę atakującego dotychczas zarezerwowaną dla Kaczyńskiego. W tym kontekście ataki pana premiera na rządy Suchockiej i Bieleckiego wyglądały żałośnie...
Niezależnie od tego jak politycy się zaprezentowali, debata nie miałaby aż tak dużego znaczenia gdyby nie fakt, że mieli szansę ją obejrzeć ludzie w dużej mierze pozbawieni możliwości zapoznania się z racjami PO. Ciekawe wyniki przedstawiają badania PBS dla GW, które dotyczą relacji między oglądaniem danych stacji telewizyjnych, słuchaniem stacji radiowych czy czytaniem gazet a preferencjami wyborczymi. Nikogo nie zaskakuje chyba, że wśród widzów programów informacyjnych w telewizji publicznej zdecydowanie wygrywa PiS (40% przy 28% dla PO). Dzięki debacie “miękki elektorat” partii rządzącej, bo taki też istnieje ma chociaż szansę na refleksję nad swoją decyzją 21 października. To właśnie ta grupa wyborców, sprzyjająca PiS ale bez przesadnego zacietrzewienia miała szansę zobaczyć Tuska zupełnie innego niż dotąd prezentowanego w telewizji publicznej. Spora część i tak zagłosuje na PiS ale wykpiony w debacie obraz polityka z “wilczymi oczami czy zębami” stał się nieaktualny. Nawet bardziej fanatyczni zwolennicy PiS będą na Tuska reagować dużo bardziej ostro ale z większym respektem...
Podobny efekt PO chciałaby chyba osiągnąć wśród słuchaczy Radia Maryja (preferencje odpowiednio: PiS - 74%, PO – 6%). Stąd inicjatywa Donalda Tuska by “porozmawiać” ze słuchaczami tej rozgłośni. Sześć procent to wynik mniejszy nawet niżby wynikało z rachunku prawdopodobieństwa. Nawet niewielkie przesunięcie elektoratu w stronę PO jest na wagę złota, zważywszy, że oznacza to automatyczny ubytek poparcia dla PiS.
Platforma co zaskakuje jednak chyba lepiej zaplanowała końcówkę kampani wyborczej. 21 października pamięć o debacie Kaczyński – Tusk będzie nadal żywa. To samo zresztą z debatą Kwaśniewski – Tusk, o ile się ona odbędzie. Oczywiście lider PO nie musi być wcale jej zwycięzcą. Niewygodna może być dla niego rola faworyta. Z drugiej jednak strony nadal może być stroną atakującą. Może wejść trochę w skórę Kaczyńskiego oskarżając SLD o prowadzenie takiej polityki, której konsekwencją są rządy PiS. Tak czy inaczej nieobecny może stracić sporo... A dla PO chyba cenniejsza jest nawet “utrata” na rzecz LiD 3% i “zyskanie od” PiS 2%. System wyborczy premiuje bowiem zwycięzcę i dlatego wygrana nawet przy mniejszym poparciu zaowocuje większą liczbą mandatów niż porażka przy poparciu większym... Dlatego ostatnia wielka debata tej kampanii może być bardzo równie ostra co wczorajsza.
Nie wiem jak zachowa się PiS. Poczucie porażki wśród sztabowców niezależnie od tego co teraz głośno mówią jest dojmujące. Można więc oczekiwać działań, które pozwoliłyby odzyskać inicjatywę i zrehabilitować się za “wpadkę” podczas debaty z Tuskiem. Niestety może to oznaczać następne brutalne ataki na przeciwników politycznych przy użyciu CBA, ABW, prokuratury czy innych związanych z PiS instytucji państwowych (przypadek Kwaśniewskiego obrazuje jak bardzo zaskakująca może to być instytucja).
Na koniec chciałem jeszcze wrócić do samej debaty. Tym razem dziennikarze wypadli dużo lepiej, niestety stacje przygotowujące ją nie stanęły na wysokości zadania. Dla mnie jest skandalem, że prawa do transmisji nie uzyskała Superstacja. Takie debaty to nie mecze piłki nożnej, do których transmisji trzeba wykupywać prawa. Oburza mnie nie tylko postępowanie telewizji publicznej ale również tvn. Mam nadzieję, że to ostatni taki przypadek w tej kampanii wyborczej. Nie można mówić o pluralizmie mediów i eliminować w nieczysty sposób niewygodnych graczy. Paradoksalnie to w Superstacji oprawa debat jest znacznie ciekawsza. To co zrobiło tvn24 to szczyt głupoty. Jak można zapraszać polityków by komentowali debatę, Schetyna i Brudziński powiedzieli to co mieli powiedzieć, to samo Kwaśniewski i następni politycy. O ile ciekawiej było w Superstacji, gdzie zaproszeni przez Janinę Paradowską analizowali ją publicyści...
Irytuje mnie komentowanie debaty w kategoriach “kto wygrał, kto przegrał”. Na razie nie sposób tego oceniać. Częściową odpowiedź na to pytanie dadzą dopiero pierwsze sondaże. Nie ulega jednak wątpliwości, że to Donald Tusk zaprezentował się zaskakująco dobrze i to on ma zdecydowanie większe szanse na wyciągnięcie z niej realnych korzyści. Najcenniejszą zdobyczą jest jeśli nie obalenie to przynajmniej poważne naruszenie dotychczasowego wizerunku Tuska uporczywie upowszechnianego przez propagandę pisowską. Debata pokazała, że wcale nie jest tak jak chciałby Jarosław Kaczyński. Tusk zaprezentował się jako bardzo poważny polityk, zdecydowany, z poczuciem humoru, który nie tylko nie przestraszył się pana premiera ale wydał mu bitwę na własnych warunkach. Bardzo udanie wszedł w rolę atakującego dotychczas zarezerwowaną dla Kaczyńskiego. W tym kontekście ataki pana premiera na rządy Suchockiej i Bieleckiego wyglądały żałośnie...
Niezależnie od tego jak politycy się zaprezentowali, debata nie miałaby aż tak dużego znaczenia gdyby nie fakt, że mieli szansę ją obejrzeć ludzie w dużej mierze pozbawieni możliwości zapoznania się z racjami PO. Ciekawe wyniki przedstawiają badania PBS dla GW, które dotyczą relacji między oglądaniem danych stacji telewizyjnych, słuchaniem stacji radiowych czy czytaniem gazet a preferencjami wyborczymi. Nikogo nie zaskakuje chyba, że wśród widzów programów informacyjnych w telewizji publicznej zdecydowanie wygrywa PiS (40% przy 28% dla PO). Dzięki debacie “miękki elektorat” partii rządzącej, bo taki też istnieje ma chociaż szansę na refleksję nad swoją decyzją 21 października. To właśnie ta grupa wyborców, sprzyjająca PiS ale bez przesadnego zacietrzewienia miała szansę zobaczyć Tuska zupełnie innego niż dotąd prezentowanego w telewizji publicznej. Spora część i tak zagłosuje na PiS ale wykpiony w debacie obraz polityka z “wilczymi oczami czy zębami” stał się nieaktualny. Nawet bardziej fanatyczni zwolennicy PiS będą na Tuska reagować dużo bardziej ostro ale z większym respektem...
Podobny efekt PO chciałaby chyba osiągnąć wśród słuchaczy Radia Maryja (preferencje odpowiednio: PiS - 74%, PO – 6%). Stąd inicjatywa Donalda Tuska by “porozmawiać” ze słuchaczami tej rozgłośni. Sześć procent to wynik mniejszy nawet niżby wynikało z rachunku prawdopodobieństwa. Nawet niewielkie przesunięcie elektoratu w stronę PO jest na wagę złota, zważywszy, że oznacza to automatyczny ubytek poparcia dla PiS.
Platforma co zaskakuje jednak chyba lepiej zaplanowała końcówkę kampani wyborczej. 21 października pamięć o debacie Kaczyński – Tusk będzie nadal żywa. To samo zresztą z debatą Kwaśniewski – Tusk, o ile się ona odbędzie. Oczywiście lider PO nie musi być wcale jej zwycięzcą. Niewygodna może być dla niego rola faworyta. Z drugiej jednak strony nadal może być stroną atakującą. Może wejść trochę w skórę Kaczyńskiego oskarżając SLD o prowadzenie takiej polityki, której konsekwencją są rządy PiS. Tak czy inaczej nieobecny może stracić sporo... A dla PO chyba cenniejsza jest nawet “utrata” na rzecz LiD 3% i “zyskanie od” PiS 2%. System wyborczy premiuje bowiem zwycięzcę i dlatego wygrana nawet przy mniejszym poparciu zaowocuje większą liczbą mandatów niż porażka przy poparciu większym... Dlatego ostatnia wielka debata tej kampanii może być bardzo równie ostra co wczorajsza.
Nie wiem jak zachowa się PiS. Poczucie porażki wśród sztabowców niezależnie od tego co teraz głośno mówią jest dojmujące. Można więc oczekiwać działań, które pozwoliłyby odzyskać inicjatywę i zrehabilitować się za “wpadkę” podczas debaty z Tuskiem. Niestety może to oznaczać następne brutalne ataki na przeciwników politycznych przy użyciu CBA, ABW, prokuratury czy innych związanych z PiS instytucji państwowych (przypadek Kwaśniewskiego obrazuje jak bardzo zaskakująca może to być instytucja).
Na koniec chciałem jeszcze wrócić do samej debaty. Tym razem dziennikarze wypadli dużo lepiej, niestety stacje przygotowujące ją nie stanęły na wysokości zadania. Dla mnie jest skandalem, że prawa do transmisji nie uzyskała Superstacja. Takie debaty to nie mecze piłki nożnej, do których transmisji trzeba wykupywać prawa. Oburza mnie nie tylko postępowanie telewizji publicznej ale również tvn. Mam nadzieję, że to ostatni taki przypadek w tej kampanii wyborczej. Nie można mówić o pluralizmie mediów i eliminować w nieczysty sposób niewygodnych graczy. Paradoksalnie to w Superstacji oprawa debat jest znacznie ciekawsza. To co zrobiło tvn24 to szczyt głupoty. Jak można zapraszać polityków by komentowali debatę, Schetyna i Brudziński powiedzieli to co mieli powiedzieć, to samo Kwaśniewski i następni politycy. O ile ciekawiej było w Superstacji, gdzie zaproszeni przez Janinę Paradowską analizowali ją publicyści...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz