piątek, 19 października 2007

Wybory 2007, czyli o tym co może nam przynieść przyszłość...

Niewiele dziś osób w kraju i za granicą nie zdaje sobie pytania kto będzie zwycięzcą niedzielnych wyborów. Pytanie to jest bowiem nadal otwarte. Wydaje się, że PiS nie ma szans na zdobycie takiej liczby głosów, która pozwoliłaby mu stworzyć rząd. Może istnieje jeszcze cień, gdyby udało się wygrać z PO kilkoma procentami i dogadać z PSL i LPR... Nikt chyba już nie traktuje poważnie takiego scenariusza. Sympatycy PiS łudzą się już tylko możliwością sojuszu POPiS, który nie ma szans na realizację. Sytuacja jest analogiczna do tej w 2005 roku. Wtedy wbrew propagandzie PiS po prostu nie opłaciło się Jarosławowi Kaczyńskiemu tworzyć koalicji z silnym partnerem. Znacznie więcej mógł zyskać, gdyby udało mu się przyciągnąć poszczególne osoby z PO lub w ostateczności dogadać się z Samoobroną i LPR, które to aż przebierały nóżkami by dorwać się do władzy.
Podobnie jest teraz z PO. Jakikolwiek sojusz z PiS byłby głupotą, znacznie bardziej opłaca się rządzić samodzielnie. Teraz to Tusk może liczyć na poszczególne osoby z PiS i współpracę z PSL. W ostateczności może zdecydować się na sojusz ze znacznie słabszą od PiS Lewicą i Demokratami. Co więcej widoczne pęknięcie w ugrupowaniu, którego twarzą “tak udanie” był Aleksander Kwaśniewski może zakończyć się różnie. Mam wrażenie, że w PD narasta frustracja. Jej działacze czują się traktowani instrumentalnie przez SLD. Dobra oferta ze strony PO, której program jest przecież PD najbliższy może skłonić tą partię do wyjścia z LiD. Wszystko będzie zależało od tego czy uda się stworzyć rząd większościowy bez LiD. Jeśli tak to do rządzenia wystarczy tylko “nieformalne porozumienie” z Lewicą w sprawie odrzucania ewentualnego weta prezydenckiego.
Mam wrażenie, że PiS zdaje sobie sprawę z niemożliwości zdobycia większości. Celem tego ugrupowania jest dziś już tylko zdobycie takiej liczby mandatów, która pozwoli prezydentowi blokować działania rządu PO. Tylko poprzez utrzymanie stanu wrzenia w polskiej polityce może PiS liczyć na wcześniejsze wybory i ucieczkę od rozliczenia tych wszystkich działań podejmowanych co najmniej na granicy prawa...
  • ARC - PO - 36%, PiS - 32%, LiD - 10%, PSL - 6%.
  • GFK - PO - 34%, PiS - 26%, LiD - 12%, PSL - 8%.
  • OBOP-PO - 44%, PiS - 33%, LiD - 12%, PSL - 8%.
  • PBS - PO - 42%, PiS - 32%, LiD - 12%, PSL - 7%.
  • PGB - PO - 32,9%. PiS - 32,7%, LiD - 18,2%, PSL - 6,1%, LPR - 5,6%.
Sondaże nie dają jednoznacznej odpowiedzi co do tego jak rozwinie się sytuacja. Wszystkie właściwie dają zwycięstwo PO, ale też wszyscy chyba obserwatorzy polskiej polityki podkreślają niedoszacowanie PiS. Przypomina się oczywiście poprzednie wybory. Sytuacja wydaje się jednak trochę inna. Jak słusznie zauważył dr Rafał Chwedoruk tym razem to PO jest partią antyestablishmentową. W Polsce istnieje spora grupa ludzi, która głosuje zawsze przeciwko aktualnie rządzącym. W 2005 roku skorzystał na tym PiS teraz może PO. Nie wiemy również jaka będzie frekwencja. Ja osobiście nie dałbym szans na więcej niż 55%. Zapewne będzie taka jak w drugiej turze wyborów prezydenckich czyli nieznacznie przekroczy 50%. Bardzo liczna grupa wyborców nadal czuje się jak “mięso wyborcze” i nie zamierza uczestniczyć w “tym całym cyrku”. Istotniejsze od frekwencji jest jakie grupy pójdą na wybory. Czy młodzi, którzy zazwyczaj na wybory nie chodzą tym razem zostaną skutecznie zmobilizowani? Spore znaczenie ma również poparcie geograficzne. PiS jest w trudniejszej sytuacji. W miastach walczy z PO i ma małe szanse, na wsiach z rosnącym w siłę PSL. Nie skreślałbym również Samoobrony, która może być bardzo blisko progu wyborczego...
Moim zdaniem na szczególną uwagę zasługuje sondaż Polskiej Grupy Badawczej. Odbiega od innych ale moim zdaniem jest najbliższy faktycznemu rozkładowi głosów. Być może PO ma ze dwa-trzy procenty więcej kosztem LiD. PiS pewnie również kosztem LPR. Gdybym miał dziś przewidywać wyniki wyborów wyglądałoby to tak: PO – 35%, PiS – 33%, LiD – 14%, PSL – 9%, LPR – 4%, Samoobrona – 3%, inne – 2%. Oczywiście proszę traktować to jako zabawę, bo wcale nie wykluczam 40 % dla PO czy zwycięstwa PiS (36 % przy 31% dla PO). W Polsce elektorat jest bardzo płynny i chimeryczny. O frekwencji i w konsekwencji o wyniku może decydować pogoda. Nie ma również gwarancji, że nie wybuchnie jeszcze jakaś bomba. Mnie osobiście wydaje się to mało prawdopodobne bo sprawa Sawickiej pokazuje, że może obrzucić się to przeciwko PiS (jak żart brzmi informacja, że szpital “prywatyzowany przez Sawicką jest już prywatny).
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak namawiać wszystkich do udziału w wyborach. Może nie jest tak jak chciałby Piotr Najsztub (albo urna albo trumna) ale nie ulega wątpliwości, że to ważny moment dla naszej dość jeszcze kruchej demokracji. Każdy głos jest na wagę złota. Do zobaczenie w punkcie wyborczym, do “przeczytania” po wyborach...

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Chyba jednak istnieje szansa na koalicję PO-PiS (niestety). Sytuacja w Platformie jest trochę inna niż dwa lata temu. PO stoi na skraju rozpadu i/lub dużych przetasowań. Tusk nie ma już mocnej pozycji i jeśli przegra wybory, to jego głowa poleci i jedyny ratunek dla niego, to wejście w jakąkolwiek koalicję (z tego miejsca chciałem zauważyć, że najlepsza dla niego byłaby koalicja z LiD-em i PSL-em, aby m.in. rozliczyć PiS, w efekcie czego PO mogłoby stać się jedyną siłą na centroprawicy i to mogłoby uratować Donalda). Tusk może ocalić swoją pozycję w partii po ewentualnym niepowodzeniu wyborczym lub dziwnych decyzji, gdy wygra, ale tylko pod warunkiem, że wybory odstawią na boczny tor ludzi Rokity. Jeśli zwolennicy "premiera z Krakowa wejdą do Sejmu w liczbie ok. 15 lub więcej, to mogą dokonać rozłamu w partii i dogadać się z PiS-em, a wtedy może się okazać, że 15-20 głosów Samoobrony może wystarczyć do zawiązania koalicji.
I właśnie Donald Tusk może się dogadać z PiS-em, aby ocalić chociaż w części swoje wpływy. Niestety Tusk popełnił kilkanaście błędów, jednym z nich, jest nieodcięcie się od PiS-u, przyjął zasady gry prezesa Kaczyńskiego, teraz może zapłacić za to dużo.

ith pisze...

Mam nadzieję, że nie naruszam ciszy wyborczej. Wbrew temu co w sieci przeważa ja widzę jej potrzebę...
Oczywiście masz rację, że jest szansa, ale na szczęście bardzo nikła. Ja uważam, że zła jest koalicja POPiS ale również POLiD. Nawet nie dlatego, że LiD to "zło". Ewentualne dogadanie się tych ugrupowań to zniknięcie alternatywy dla rządu i tym samym przekreślenie szans na "rozbiór" PiS. Tylko wtedy może powstać układ dwublokowy, który byłby moim zdaniem najlepszy.
PiS jest znacznie bliżej rozłamu niż PO. MOim zdaniem Tusk jeszcze nigdy nie był tak silny w swojej partii. Sukces PO będzie w dużej mierze dzięki niemu (debaty).
Warto też zwrócić uwagę na Marcinkiewicza. Niektórzy zarzucają mu niezdecydowanie bo zamiast przyłączyć się do PO trwa "w rozkroku". Moim zdaniem świadczy to tylko o tym, że nie poddał się jeszcze w walce o przywództwo w PiS. Będzie walczył z Kaczyńskim, a ponieważ ma małe szanse, może zakończyć się to rozłamem. Szczególnie jak zaczną działać komisje i prokuratura zajmie się politykami z otoczenia Kaczyńskiego...
Co do PO to jestem optymistą. Ludzie mają naprawdę dość Kaczyńskich więc PO może mieć naprawdę około 40%.

Anonimowy pisze...

Jak patrzę co z naszego kraju robi demokracja to zaczyna marzyć o totalitaryźmie....

Anonimowy pisze...

p.s."zaczynam" miało być

ith pisze...

Demokracja ma tą zaletę, że możesz mieć to wszstko gdzieś. Możesz wyłączyć telewizor, przełączyć radio, kupować tylko prasę opisującą interesującą Cie zagadnienia. Nikt nie wymusza na Tobie aktywności. W totalitaryzmie jest inaczej. Do tego ciągła kontrola i zamykanie możliwości realizowania się nawet w dziedzinach nie związanych z polityką (np. fotografii:)).
Wiem, że ostatnio źle się działo, ale i tak wolę żyć w demokracji niż totalitaryzmie. Nawet takiej na wzór rosyjski:).