Opadają powoli emocje po wyborach. Można spokojnie przeanalizować jak głosowali Polacy. Niestety na razie na stronach PKW nie ma wizualizacji wyników w poszczególnych powiatach czy wręcz gminach. Są protokoły aż tak bardzo zdeterminowany nie jestem... Może jeszcze się coś takiego pojawi tak jak w roku 2005.
Niestety próżno również szukać wyników z obwodów zagranicznych. W prasie były informacje co do wyników w Stanach Zjednoczonych czy niektórych państwach europejskich. Jak zwykle zabrakło informacji o Kanadzie. Nie wiem jak można tak ignorować państwo, w którym swoje polskie pochodzenie deklarowało w 2001 roku ponad 817 tys. osób. Oczywiście związki z krajem z czasem się rozluźniają. Młodsze pokolenie przyznaje się do polskości ale najczęściej już nie mówi po polsku...
W Kanadzie utworzono pięć komisji obwodowych. Jedną w ambasadzie w Ottawie, dwie w konsulatach w Toronto i Vancouver oraz dwie w konsulatach honorowych w Edmonton i Calgary. Nie bawiąc się w subtelności w tych 5 obwodach oddano 4 714 ważnych głosów. Najwięcej oczywiście w Toronto (3298), potem w Vancouver (481), Ottawie (415), Edmonton (368) i Calgary (252). Wszędzie zdecydowanie wygrywał PiS. Najmniejsze poparcie uzyskał w Vancouver ale i tak zagłosowało tam na tą partię prawie 50% wyborców. Nie będę przedstawiał wyników w każdym obwodzie, zainteresowani mogą kliknąć na linki powyżej. Przedstawię tylko zbiorcze zestawienie:
Zawsze jak patrzę na wyniki wyborów w obwodach zagranicznych zastanawiam się czy ich istnienie jest zasadne. Wliczanie głosów z zagranicy do obwodu warszawskiego (w którym mieszkam) wydaje mi się niesprawiedliwe. Oczywiście tych 4 714 głosów nie ma prawie wpływu na wynik końcowy ale i tak pytanie wydaje się zasadne. Niektórzy postulują odebranie prawa do głosowania Polakom, którzy mieszkają za granicą i tam płacą podatki. Zresztą wielu nie tylko mieszkających za wielką wodą Polaków odmawia sobie tego prawa. Moim zdaniem niesłusznie. Utrzymywanie związków z polonią może przynieść Polsce wiele wymiernych korzyści. Udział w wyborach umacnia związki polonii z krajem. Tylko dlaczego kosztem Warszawy? Dlaczego nie przeznaczyć jednego miejsca w Sejmie (ewentualnie paru miejsc w Senacie) dla polonii. Byłoby to dużo bardziej czytelne. Co więcej stwarzałoby szansę na rzeczywisty wybór przez polonię swojego przedstawiciela. Oczywiście za granicą nie głosują tylko osoby zamieszkałe za granicą. Sam głosowałem w wyborach do PE w Londynie. Ci niech sobie dalej głosują na listę warszawską...
Niestety próżno również szukać wyników z obwodów zagranicznych. W prasie były informacje co do wyników w Stanach Zjednoczonych czy niektórych państwach europejskich. Jak zwykle zabrakło informacji o Kanadzie. Nie wiem jak można tak ignorować państwo, w którym swoje polskie pochodzenie deklarowało w 2001 roku ponad 817 tys. osób. Oczywiście związki z krajem z czasem się rozluźniają. Młodsze pokolenie przyznaje się do polskości ale najczęściej już nie mówi po polsku...
W Kanadzie utworzono pięć komisji obwodowych. Jedną w ambasadzie w Ottawie, dwie w konsulatach w Toronto i Vancouver oraz dwie w konsulatach honorowych w Edmonton i Calgary. Nie bawiąc się w subtelności w tych 5 obwodach oddano 4 714 ważnych głosów. Najwięcej oczywiście w Toronto (3298), potem w Vancouver (481), Ottawie (415), Edmonton (368) i Calgary (252). Wszędzie zdecydowanie wygrywał PiS. Najmniejsze poparcie uzyskał w Vancouver ale i tak zagłosowało tam na tą partię prawie 50% wyborców. Nie będę przedstawiał wyników w każdym obwodzie, zainteresowani mogą kliknąć na linki powyżej. Przedstawię tylko zbiorcze zestawienie:
- PiS – 69,28%, PO – 24,12%, LiD – 3,10%, LPR – 2,02%, PSL – 0,55%, Partia Kobiet – 0,38%, PPP – 0,36%, Samoobrona – 0,19%.
Zawsze jak patrzę na wyniki wyborów w obwodach zagranicznych zastanawiam się czy ich istnienie jest zasadne. Wliczanie głosów z zagranicy do obwodu warszawskiego (w którym mieszkam) wydaje mi się niesprawiedliwe. Oczywiście tych 4 714 głosów nie ma prawie wpływu na wynik końcowy ale i tak pytanie wydaje się zasadne. Niektórzy postulują odebranie prawa do głosowania Polakom, którzy mieszkają za granicą i tam płacą podatki. Zresztą wielu nie tylko mieszkających za wielką wodą Polaków odmawia sobie tego prawa. Moim zdaniem niesłusznie. Utrzymywanie związków z polonią może przynieść Polsce wiele wymiernych korzyści. Udział w wyborach umacnia związki polonii z krajem. Tylko dlaczego kosztem Warszawy? Dlaczego nie przeznaczyć jednego miejsca w Sejmie (ewentualnie paru miejsc w Senacie) dla polonii. Byłoby to dużo bardziej czytelne. Co więcej stwarzałoby szansę na rzeczywisty wybór przez polonię swojego przedstawiciela. Oczywiście za granicą nie głosują tylko osoby zamieszkałe za granicą. Sam głosowałem w wyborach do PE w Londynie. Ci niech sobie dalej głosują na listę warszawską...
14 komentarzy:
Jakoś umknęło Pańskiej uwadze, że samo zadeklarowanie pochodzenia z bloku wschodniego nie wystarczy do głosowania. Należy wykupić kupę dokumentów takich jak paszport, pesel, umiejscowienie rozwodu itepe. Procedura załatwiania trwa od 6 do 9 miesięcy w najlepszym przypadku. Procedura z dwoma rozwodami trwa kilka lat i kosztuje circa 5k.
Prawdę mówiąc ma Pan rację. Nawet nie zastanawiałem się nad tym jakie warunki trzeba spełnic by zagłosować. Trochę pośrednio zastanawiałem się tylko jaki procent głosujących stanowi stara emigracja a jaki studenci, pracownicy polskich placówek dyplomatycznych, turyści czy "nowi" imigranci. Właściwie wielu spraw jestem ciekaw. Niestety pieniędzy na badania brak a i mozliwości skorzystania z badań innych znikome bo nie są prowadzone. Jeśli w tym kraju ktoś zajmuje się emigracją to ciekawią go zazwyczaj procedury, ewentualnie migracje (ich powody, geografia, aklimatyzacja).
Dopiero po przeczytaniu wpisu na Pańskim blogu dowiedziałem się jakie znaczenie ma posiadanie "nowego" paszportu...
Mam jednak wrażenie (na podstawie obserwacji tego co się dzieje w Kanadzie), że wielu Polaków nie głosuje bo uważa, że nie może. W Kanadzie nie głosuje się za granicą więc wielu myśli, że w Polsce jest podobnie. Problemy proceduralne zapewne wszędzie są takie same...
Pan ith:
"Problemy proceduralne zapewne wszędzie są takie same..."
Otóż nie, proszę Pana, nie wszędzie są takie same.
U mnie w Australiii na przyklad nie są, obywatel australijski moźe głosować m.in. pocztą, udowodniwszy swoją tożsamość i obywatelstwo tutejszej Panstwowej Komijsi Wyborczej na jeden z kilku dopuszczalnych w tej mierze sposobów
prostych jak konstrukcja cepa (m.in. przy pomocy podpisow dwóch świadkow)
Osobiście nie znam żadnego normalnego państwa, które w celu wydania swojemu obywatelowi stale zamieszkałemu za granicą nowego paszportu ważnego na 10 lat przepuszcza go przez wyżymaczkę wymyślnej procedury trwającej 9 miesięcy, i wymaga od niego podczas tej procedury udokumentowania całości historii stanu cywilnego calej rodziny - wyłącznie polskimi dokumentami, wyłącznie w języku polskim, wydanymi wyłącznie przez polskie urzędy. Choćby noga tego obywatela przez ostatnie 30 lat w Polsce nie postała (czego prawo polskie nie zabrania) i choćby mieszkał on na drugim końcu świata od posskich urzędów (czego polskie prawo teź nie zabrania).
Czy byłby pan tak dobry skomentować, jaki jest związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy posiadaniem przez obywatela RP czynnego prawa wyborczego a posiadaniem przez tegoż obywatela ważnego polskiego paszportu?
Oraz, co ma wspólnego rzekoma konieczność ultrakosztownej rejestracji wszystkich urodzonych za granicą dzieci, oraz wszystkich zawartych lub rozwiązanych za granicą związków w polskich urzędach w Polsce - ze składaniem w konsulatach RP wniosków o paszport polski i wydawaniem tych paszportów przez MSWiA w Warszawie?
Nigdzie w ustawie paszportowej nie znajduję prawomocnego zakazu wydawania polskich paszportów np. rozwodnikom, ojcom nieślubnych dzieci, konkubinom etc. ...
Mówiąc, że wszędzie problemy proceduralne wyglądają podobnie miałem na myśli przypadki Polaków załatwiających swoje sprawy za granicą. Zresztą w Polsce jest podobnie, pamiętam swoja znajomą, która wyjechała do RFN, tam zaczęła pracę, wyszła za mąż. Zgodnie z obowiązkiem przyjechała do Polski wyrobić sobie nowy dowód. Niestety urzędniczka nie była w stanie "załatwić jej tej sprawy" bo podała swój niemiecki adres... Nie wiem jak zakończyła się cała sprawa ale pewnie podobnych przypadków dziurowego prawa pomieszanego z niekompetencją jest wiele...
Głosowanie poprzez pocztę już zaczyna być dyskutowane również w Polsce, zresztą podobnie jak głosowanie przez internet. Być może zostanie wprowadzone w najbliższych latach( pewnie niee wcześniej niż za 10-15 lat chociaz na ten temat juz wypowiadała się PKW). Szansa na to jest szczególnie w perspektywie fatalnej frekwencji.
Zadaje Pan bardzo trudne pytania:). Właściwie nie czuję się zbyt kompetentny by na nie odpowiedzieć. Jestem politologiem zajmującym się sprawami ustrojowymi i o realiach życia Polaków za granicą nie wiem za dużo.
Utrudnienia, o których Pan napisał mają moim zdaniem swoje źródło w archaicznym podejściu do sprawy obywatelstwa. Nadmiernie przywiązuje się wagę do terytorium państwa nie zważając na globalizację wymuszającą większość mobilność. Nadal tkwimy w XIX wieku (prawnie i mentalnie) nie rozumiejąc, że bycie obywatelem Polski i mieszkanie za granicą na stałe się nie wyklucza. Jeszcze 100 lat temu wyjazd z kraju oznaczał zerwanie z nim niemal wszelkich więzi (oprócz może listów co parę miesięcy). Teraz miejsce zamieszkania nie determinuje już siły więzi z Polską.
Nakłada się na to moim zdaniem nieufność do Polaków za granicą wyniesiona jeszcze z PRL, kiedy każdy kto wyjeżdżał był podejrzany. Tylko w ten sposób mogę sobie tłumaczyć zbędność wielu procedur...
Co do paszportu to jest on pośredni. Paszport jest dokumentem potwierdzającym tożsamość, którego wyrobienie nie wymaga wizyty w kraju. Bez stosownego dokumentu trudno dopisać się do listy wyborców... W kraju jest teraz podobny problem z dowodami osobistymi. Każdy, kto niebędzie miał "nowego" dowodu nie będzie nawet mógł założyć konta w banku (nie mówiąc o głosowaniu).
Co do ostatniego pytania na temat paszportów odbieranych w MSWiA to muszę się przyznać jestem bezsilny:). Nie rozumię wielu zasad często ze sobą sprzecznych, chociażby konieczności ubiegania się o numer PESEL, który z założenia służy ewidencji Polaków w kraju...
Pan ith:
"Zadaje Pan bardzo trudne pytania:). Właściwie nie czuję się zbyt kompetentny by na nie odpowiedzieć. Jestem politologiem zajmującym się sprawami ustrojowymi i o realiach życia Polaków za granicą nie wiem za dużo."
Bardzo Pana przepraszam za nadmierną trudność pytań. Rozumiem, że pan się zajmuje sprawami ustrojowymi Polski w oderwaniu od realiów życia w jej ustroju, czyli jest pan politologiem-teoretykiem? W tym samym sensie, co czysty matematyk teoretyczny, lub muzykolog-chopenista nie potrafiący wszakże grać na fortepianie? Proszę się nie wstydzić, ujmy w tym źadnej nie ma. Ornitolog nie musi umieć fruwać :)
Ale w takim razie proszę nie włączać do swojego bloga postulatów czysto praktycznych, typu kto, jak, i na kogo powinien głosować...
Bardzo Pan miły, niestety Pana ocena sytuacji opiera się na błędnych przesłankach. To że nie orientuję się za bardzo na realiach życia Polaków za granicą (jestem teoretykiem bo nie byłem nigdy emigrantem, chociaż wielu moich znajomych wyemigrowało) nie oznacza, że nie mam pojęcia o realiach polityki jako takiej. Pana pytania są trudne dla mnie ponieważ powinny byc skierowane do prawnika. Prawdę mówiąc procedura wyrabiania paszportu za granicą jest dla mnie tylko ciekawostką. We wspólczesnym świecie niestety postępuje specjalizacja. Ja nie stroję się w szaty znawcy losu polskich emigrantów. Moj wpis nie dotyczy emigracji jako takiej, jest komentarzem do wyborów, które miały miejsce w Polsce. Sam Pan mnie trochę wrabia zadając pytania, a kiedy na nie odpowiadam w miarę moich skromnych możliwości atakuje mnie Pan nawet nie odnosząc się do tego co napisałem...
Gdybym miał dostosować się do Pana konwencji powiedziałbym, że jestem wręcz Chopinem (jako kompozytor czyli teoretyk), świetnie gram na fortepianie tylko nie mam pojęcia o tym cholernym banjo:). Moim zdaniem niesłusznie Pan dzieli na to co teoretyczne i to co praktyczne. Nie można tworzyć teorii bez oparcia jej na realnych faktach. Gdyby przyjąć Pana punkt widzenia to tylko politycy mogliby komentować wydarzenia polityczne, emigranci mogli mówić o emigracji a muzycy o muzyce (już wyobrażam sobie Dodę wykpiwającą Bacha).
Ornitolog nie musi umieć fruwać ale to nie znaczy, że ptak lepiej objaśni mechanizmy lotu... Dlatego cywilizowany świat tak dużo wydaje na edukację.
Co do praktycznych porad, nie zauważyłem bym ich udzielał. Jestem politologiem ale bloga prowadzę "prywatnie". Wpisy nie mają przypisów i zakorzenienia w literaturze przedmiotu. Są to raczej moje refleksje na różne tematy. Można się z nimi nie zgadzać, atakować zawarte w nich tezy ale odmawianie mi prawa głosu zakrawa na absurd. Mam takie samo prawo do wyrażania własnych poglądów jak każdy.
Pozdrawiam
Trochę Pan kręci i ściemnia: "Nawet nie zastanawiałem się nad tym jakie warunki trzeba spełnic by zagłosować."
Opiera też Pan swój osąd na wrażeniu: "Mam jednak wrażenie (na podstawie obserwacji tego co się dzieje w Kanadzie), że wielu Polaków nie głosuje bo uważa, że nie może."
Może więc Pan śmiało stwierdzić, że nie chciało mi się grać na fortepianie.
Proszę się nie turbować takimi drobiażdżkami jak:
- czy mam fortepian
- czy mam słuch
- czy posiadam palce
- itp.
W ten sam deseń można by Pana sparafrazować:
"Trochę pośrednio zastanawiałem się tylko jaki procent głosujących stanowią Polacy w byłych republikach Związku Radzieckiego." Wyszło mi zero. Ciekaw jestem dlaczego, ale brak mi pieniędzy na badania, więc jestem chyba prawie usprawiedliwiony.
Po oderwaniu skrzydełek bocianowi profesor ornitologii systemowej zanotował w kajeciku:
Odnoszę wrażenie na podstawie obserwacji, że bocianowi odechciało się latać, bo myśli, że nie może. Wnioskuję więc prywatnie, że nie weżmie udziału w tegorocznej migracji - chyba, że poprawi swój sposób myślenia.
Zanim Panom odpowiem chciałem podzielić się pewną refleksją. Bardzo lubie rozmawiać, dzielić się swoimi przemyśleniami a nawet spierać. Ma to jednak sens tylko wtedy, gdy obie strony zachowują chociaż odrobinę dobrej woli. Zaczyna mnie dopadać wrażenie, że coraz jej mniej w naszej dyskusji...
@ von Stirlitz
Właściwie to Pana zarzut nawet mi pochlebia. Oznacza, że wiem wszysto ale z jakiś tajemniczych powodów nie chcę ujawnić prawdy znanej nam wszystkim. Dlatego kręce i ściemniam. Tak naprawdę odnosić Pan może takie wrażenie z zasadniczo dwóch powodów. Po pierwsze gdy ktoś zaprasza mnie do dyskusji staram się nie usztywniać stanowiska by mieć przestrzeń do dyskusji i jednocześnie w sposób kulturalny przyjąć "gościa", który poświęca swój czas na czytanie moich słów i ustosunkowywanie się do nich. Po drugie wbrew temu co Pan napisał ja niczego nie zakładam. Stawiam sobie pewne problemy badawcze, pytania na które nie udzielam odpowiedzi bo nie muszę. Samo ich stawianie bywa ciekawe... Wiem, że trudno Panu zrozumieć, że może mnie nie obchodzić procedura uzyskiwania paszportu w ambasadach. Prawda jest taka, że ja w polskiej ambasadzie byłem tylko raz i to po to by wziąć udział w wyborach. Co więcej jeśli Pan nie zauważył w moim wpisie nie poda ani razu słowo "paszport".
Co do zarzutu, że wydaję arbitralny osąd co do przyczyn Pana nie grania na fortepianie. Ależ jest wprost przeciwnie. Ja staram się podać wiele przyczyn nie przesądzając, która z nich ma decydujące znaczenie.
Zmanipulował Pan również moje słowa co do powodów nie głosowania Polaków w Kanadzie. Padły one w pewnym kontekście. Kiedy napisałem, że nie wiedzą czasem żę mogą głosować dalej napisałem dalczego tak bywa. Proszę odnieść się do uzasadnienia a nie wyrwanych z kontekstu słów.
Próba sparafrazowania moich słów jest całkowicie dla mnie niezrozumiała. Rozumię, że zarzuca mi Pan, że nie zajmuję się jakąś sprawą na podstawie tego, że wyraziłem ciekawość co do pewnych zjawisk. Pan zdaje się mnie przeceniać. Prawdę mówiąc oczekiwałbym relacji nieco bardziej symetrycznych. Proszę odnosić się merytorycznie do moich słów bo tylko dzięki temu dyskusja może byc satysfakcjonująca. Inaczej zmieni się to w retoryczną przepychankę. Obserwując ostanie komentarze mam wrażenie, że rozmawiamy o tym jak "głupi jestem", jaki ze mnie "ściemniacz" lub ewentualnie "nieudacznik". Proszę wybaczyć ale dla mnie jest to nudne i szkoda mi tracić na to czas... Tym bardziej, że niestety moje słowa zdają się być wysyłane w próżnię. Jeśli Panowie oczekują artykułu naukowego to proszę udać się do biblioteki lub księgarni i tam zasiąść nad jakimś naukowym wydawnictwem a nie przeszukiwać blogi, które z założenia mają inne cele. Bardzo to wygodne stawiać się w roli oceniającego.
Otto podaje nawet śmieszną historyjkę, tyle tylko, że w kontekście słów które napisałem jest to niestety bełkot. Zresztą są w niej pewne luki. Zanim osądzi się naukowca za głupotę warto odpowiedziec na pytania takie jak chociażby: Czy bocian latał przed oderwaniem skrzydeł? Być może nie chodzi o oderwane skrzydła ani o lenistwo ale o wadę genetyczną:).
Niech się Pan trochę przyłoży i napisze wprost jaki Pana przypowiastka ma związek z moim tekstem. Wymaga Pan ode mnie naukowej rzetelności, proszę więc dać mi przykład. Potrafi Pan?
Mr. St. Wiarus:
Jestem dyrektorem Instytutu Geografologii Ustrojowej.
Prowadzę badania w bardzo wąskiej dziedzinie geografii drobnoustrojów na czubku szpilki wetkniętej w pólnocnej części szesnastego województwa.
IGU od lat boryka się z problemem maciupeńkich dotacji.
Właściwie nie czuję się zbyt kompetentny by wypowiadać się na tematy spoza mojej specjalizacji - tym niemniej poczyniłem ostatnio pewne PRYWATNE obserwacje.
Otóż codziennie około godziny 7-mej rano zza domku mojego sąsiada podnosi się jakieś dziwne światełko. Sąsiad jest marynarzem i powiada, że to słońce.
Nie wiem, czy mam mu wierzyć, bo facet nie posiada żadnej specjalizacji. W library IGU nie posiadamy żadnych źródeł na temat słońca.
Zauważyłem wszakże ostatnio, że owo tzw. "słońce" porusza się spoza domu marynarza poza dom po drugiej stronie mojej willi. Tego drugiego sąsiada nie znam a w związku z wspomnianą szczupłością funduszy nie jestem w stanie przeprowadzić dalszych badań.
Jest to moja prywatna obserwacja więc proszę absolutnie nie wiązać jej z IGU. Bardzo lubie rozmawiać, dzielić się swoimi przemyśleniami a nawet spierać. Ma to jednak sens tylko wtedy, gdy obie strony zachowują chociaż odrobinę dobrej woli.
Proszę więc Pana o tolerancyjne podejście do mojej PRYWATNEJ tezy, że "słońce" niejako krąży wokół mojej kwatery.
Rozumię, że tu już nie chodzi o fakty, tylko o utrzymanie jakiejś enklawy przyjaznej atmosfery.
Ależ Panie dyrektorze jakie fakty? Staram się bardzo i w Pana słowach ich nie odnajduję. To co widzę to odrobine obsesyjne zainteresowanie moją osobą. Jestem osobą skromną i czuję się nim odrobine zażenowany...
Oczekiwałbym wręcz by napisał Pan coś w stylu: "jesteś idiotą bo nie zauważasz jak ważnym problemem jest np. dla Polonii skomplikowana procedura uzyskiwania paszportu. Twoje argumenty mają drugorzędne znaczenie. Utrudnienia skutkuja bowiem"... i tu długa lista.
Niestety słyszę "jesteś idiotą" w sposób dużo bardziej subtelny co doceniam. Jednak uzasadnienie jest co najmniej groteskowe. "jesteś idiota bo napisałeś, że "nie jesteś zbyt kompetentny". Kuriozalne to uzasadnienie.
Nie chodzi mi o stworzenie enklawy w której wszyscy są dal siebie mili. Niemniej życzyłbym sobie minimalnej chociaż dobrej woli. Niech to polega chociaż na uwzględnianiu argumentów strony przeciwnej. Po Pana ostatnich komentarzach czuję się jakbym mówił w swahili. Pozwoli więc Pan, że nie będę się ustosunkowywał do Pana "refleksji" na temat mojej osoby. Stara się mi Pan narzucić fałszywą treść dyskursu, co wydaje się naturalne zważywszy na to co działo się w Polsce w ostatnich dwóch latach. Musiałbym wtedy dostosować się do Pana standardów i zaatakowac Pana osobiście co może byłoby zabawne ale i z mojego punktu widzenia jałowe.
Pozdrawiam
Mówiąc po żołniersku:
Jest Pan bardzo bystrym i błyskotliwym dyskutantem.
Powyższe nie upoważnia Pana do użycia takich usprawiedliwień jak:
"Niestety pieniędzy na badania brak a i mozliwości skorzystania z badań innych znikome bo nie są prowadzone. Jeśli w tym kraju ktoś zajmuje się emigracją to ciekawią go zazwyczaj procedury, ewentualnie migracje (ich powody, geografia, aklimatyzacja)."
"bycie obywatelem Polski i mieszkanie za granicą na stałe się nie wyklucza"
"Prawdę mówiąc procedura wyrabiania paszportu za granicą jest dla mnie tylko ciekawostką. We wspólczesnym świecie niestety postępuje specjalizacja. Ja nie stroję się w szaty znawcy losu polskich emigrantów. Moj wpis nie dotyczy emigracji jako takiej, jest komentarzem do wyborów, które miały miejsce w Polsce."
Itp.
Dlaczego nie jest Pan upoważniony do tego rodzaju chwytów erystycznych?
Odp.:
W momencie upublicznienia Swoich uwag na blogu uwagi takowe przestają być prywatne.
Nie będę Pana zanudzał ćwiczeniami z logiki nieformalnej, ale może pan zajrzeć w miarę Swych chęci do książeczki gdańszczanina Schopenhauera.
To co Pan wyprawia w niniejszej dyskusji żywcem przypomina ichnią sztukę brudnego dyskutowania.
My best regards
Штирлиц
Quasi-prawica spod lady kiosku "Ruchu": "2007-11-29
Naród londyński z rządem krajowym
.. który dopiero częściowo wyemigrował w osobie premiera Marcinkiewicza.
Szukam teraz ze świecą jakiegoś prawicowca w obu: w narodzie i w rządzie. Pewne wskazówki otrzymałem od Kukiego z Polski Be czyli ze ściany północno-wschodniej. Tyle, że są to objaśnienia klerykalne datowane w 19 wieku. Z kolei St. Wiarus używa i nadużywa terminu neocon tak jakby słówko zostało włączone do słownika.
Nie daje się nikogo zahaczyć na dyskusję o prawicy polskiej. Spróbuję jeszcze pana politologa ustrojowego."
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
Pana definicja tego co publiczne nie jest do końca prawdziwa. Ja traktuję tego bloga dużo bardziej ulgowo niż chociażby tego na salonie. Tam na pewno nie pozwoliłbym sobie na takie luźne uwagi jak chociażby ta dotycząca mojej nieznajomości procedury wyrabiania sobie paszportu za granicą. Jak dotąd było to jednak miejsce nie ostrych sporów lecz co najwyżej przyjazdnej dyskysji i nie było potrzeby dbania przesadnie o precyzję wypowiedzi. Dlatego pozwalałem sobie na "prywatne wtręty". Od tego czy się coś upublicznia czy nie ważniejsza jest konwencja. Nie ukrywam, że Pana komentarze znacznie bardziej przystawałyby do moich wpisów na salonie niż na bloggerze...
Co do dyskusji o prawicy to obawiam się, że trudno na blogu o rzetelną dyskusję. Obiecuję jednak ze swojej strony się od niej nie uchylać. Zresztą coś na kształt dyskusji o prawicy już na moim blogu miało miejsce: http://enklawa.salon24.pl/38291,index.html
Prześlij komentarz