Niepokojąco zacząłem zaniedbywać na blogu sprawy kanadyjskie. Może dlatego, że za wielką wodą okres wakacyjny i niewiele ciekawego się tam dzieje. Niemniej obiecuję bardziej się przykładać i nieco uważniej przeszukiwać tamtejszą prasę.
Dziś może wrócę do już nie najnowszego ale właśnie z powodu wakacji nadal bardzo aktualnego artykułu w The Economist. Dotyczy on głównie sytuacji na kanadyjskiej scenie politycznej. Obraz jaki się z niego wyłania nie pozwala na zbyt wiele optymizmu co zresztą obrazuje zabawny rysunek. Widnieją na nim dwa bolidy formuły 1. Pierwszy pędzi niebieski (tradycyjny kolor konserwatystów) z Stephen'em Harper'em za kierownicą. Za nim czerwony (liberałowie) właśnie złapał awarię. Kierowca jest niewyraźny co pokrywa się z odczuciami Kanadyjczyków względem Stephane Dion'a. Harper jest uśmiechnięty ale nie zauważył, że jego bolid zaczyna płonąć...
Właściwie powinienem zamieścić rysunek na blogu ale nie wiem czy nie złamię prawa więc nic z tego:). Zupełnie na marginesie chciałem zauważyć, że inspiracją dla karykaturzysty był Andrzej Kubica bo artykuł ukazał się tuż po jego fatalnym wypadku na torze w Toronto. Zanim duma wypełni me serce do reszty (odcinając tlen) pokuszę się o parę słów komentarza. Ma chyba rację autor artykułu, że dwie największe partie polityczne przeżywają spory kryzys. Może wydawać się to dziwne, bo sytuacja ekonomiczna w Kanadzie jest bardzo dobra. Bezrobocie niemal nie istnieje. Wyborcy jednak nie są za to zbyt wdzięczni rządzącym konserwatystom. Zdają sobie pewnie sprawę, że sporą zasługę mają w tym rządy liberałów a szczególnie Paul Martin...
Opozycja również nie ma łatwego życia. Ostrze krytyki skupia się na wojskach kanadyjskich w Afganistanie. Tyle tylko, że to właśnie liberałowie je tam wysłali więc teraz w swojej krytyce są raczej mało wiarygodni. Do tego Dion nadal jest postacią niemal anonimową poza rodzimym Quebeckiem.
W sporym kryzysie są też mniejsze partie. Bloc Quebecois stracił mocno poprzez niezdecydowanie swojego lidera Gilles'a Duceppe, który najpierw zdecydował się walczyć o przywództwo w Parti Quebecois a potem się z tego wycofał...
Również NDP, która całkiem dzielnie sobie poczynała po aferach korupcyjnych, które odsunęły liberałów od władzy. Teraz cierpi z powodu pojawienia się nowego i bardzo dynamicznego przeciwnika jakim są Zieloni. Zdawało się, że już po ostatnich wyborach ekolodzy będą mieli swojego przedstawiciela w Izbie Gmin. W sondażach uzyskiwali już wtedy spore poparcie. Teraz może zdołają uzyskać reprezentację w parlamencie federalnym...
Sytuacja na scenie politycznej w Kanadzie przypomina mi trochę tą w Polsce. Tam jednak w przeciwieństwie do Polski "muszą" odbyć się przedterminowe wybory. Jeszcze nigdy rząd mniejszościowy nie przetrwał całej kadencji. Jednak podobnie jak i u nas żadna z partii politycznych do wyborów nie jest jeszcze gotowa. Trudno przewidzieć rozwój sytuacji i wskazać ewentualnego kandydata do zwycięstwa. Jeśli miałbym wróżyć z fusów to co najwyżej pokusiłbym się o stwierdzenie, że na wybory w tym roku się nie zanosi...
Dziś może wrócę do już nie najnowszego ale właśnie z powodu wakacji nadal bardzo aktualnego artykułu w The Economist. Dotyczy on głównie sytuacji na kanadyjskiej scenie politycznej. Obraz jaki się z niego wyłania nie pozwala na zbyt wiele optymizmu co zresztą obrazuje zabawny rysunek. Widnieją na nim dwa bolidy formuły 1. Pierwszy pędzi niebieski (tradycyjny kolor konserwatystów) z Stephen'em Harper'em za kierownicą. Za nim czerwony (liberałowie) właśnie złapał awarię. Kierowca jest niewyraźny co pokrywa się z odczuciami Kanadyjczyków względem Stephane Dion'a. Harper jest uśmiechnięty ale nie zauważył, że jego bolid zaczyna płonąć...
Właściwie powinienem zamieścić rysunek na blogu ale nie wiem czy nie złamię prawa więc nic z tego:). Zupełnie na marginesie chciałem zauważyć, że inspiracją dla karykaturzysty był Andrzej Kubica bo artykuł ukazał się tuż po jego fatalnym wypadku na torze w Toronto. Zanim duma wypełni me serce do reszty (odcinając tlen) pokuszę się o parę słów komentarza. Ma chyba rację autor artykułu, że dwie największe partie polityczne przeżywają spory kryzys. Może wydawać się to dziwne, bo sytuacja ekonomiczna w Kanadzie jest bardzo dobra. Bezrobocie niemal nie istnieje. Wyborcy jednak nie są za to zbyt wdzięczni rządzącym konserwatystom. Zdają sobie pewnie sprawę, że sporą zasługę mają w tym rządy liberałów a szczególnie Paul Martin...
Opozycja również nie ma łatwego życia. Ostrze krytyki skupia się na wojskach kanadyjskich w Afganistanie. Tyle tylko, że to właśnie liberałowie je tam wysłali więc teraz w swojej krytyce są raczej mało wiarygodni. Do tego Dion nadal jest postacią niemal anonimową poza rodzimym Quebeckiem.
W sporym kryzysie są też mniejsze partie. Bloc Quebecois stracił mocno poprzez niezdecydowanie swojego lidera Gilles'a Duceppe, który najpierw zdecydował się walczyć o przywództwo w Parti Quebecois a potem się z tego wycofał...
Również NDP, która całkiem dzielnie sobie poczynała po aferach korupcyjnych, które odsunęły liberałów od władzy. Teraz cierpi z powodu pojawienia się nowego i bardzo dynamicznego przeciwnika jakim są Zieloni. Zdawało się, że już po ostatnich wyborach ekolodzy będą mieli swojego przedstawiciela w Izbie Gmin. W sondażach uzyskiwali już wtedy spore poparcie. Teraz może zdołają uzyskać reprezentację w parlamencie federalnym...
Sytuacja na scenie politycznej w Kanadzie przypomina mi trochę tą w Polsce. Tam jednak w przeciwieństwie do Polski "muszą" odbyć się przedterminowe wybory. Jeszcze nigdy rząd mniejszościowy nie przetrwał całej kadencji. Jednak podobnie jak i u nas żadna z partii politycznych do wyborów nie jest jeszcze gotowa. Trudno przewidzieć rozwój sytuacji i wskazać ewentualnego kandydata do zwycięstwa. Jeśli miałbym wróżyć z fusów to co najwyżej pokusiłbym się o stwierdzenie, że na wybory w tym roku się nie zanosi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz