środa, 1 sierpnia 2007

Na co zasługują Polacy czyli nie tylko o dobrym rządzie

Słuchając polityków opozycji można dojść do wniosku, że spadła na nasz kraj co najmniej trzynasta plaga egipska. Nie bardzo wiadomo co jest przyczyną tej strasznej kary, jedno jest jednak pewne: obalenie faraona i nowe wybory z pewnością ułagodzą rozgniewanego Boga/bogów i znów zaczniemy żyć w kraju mlekiem i miodem płynącym... O tym, że Polacy zasługują na więcej słyszę z ust polityków SLD w równym stopniu co PO. Zdaję sobie sprawę, że to tylko taki zwrot retoryczny, który z jednej strony jest ukłonem w stronę elektoratu, a z drugiej zdejmuje odium odpowiedzialności za to co się teraz dzieje w kraju ze społeczeństwa. Ja jednak nie startuję w wyborach i o poklask wyborców zabiegać nie muszę. Mogę więc nawet wykrzyczeć, że Polacy nie zasługują na nic więcej. Sami zgotowali sobie ten los, dokonali takich a nie innych wyborów i powinni teraz wziąć za to odpowiedzialność. To nie politycy są źli i głupi (nawet jeśli to mniej ważne) ale ludzie, którzy przyczynili się do ich wyboru.
Aktualnie nie można już zwalać winy na ościenne mocarstwa, kiepską sytuacje międzynarodową czy perfidię mniejszości narodowych. Polacy mogą sami decydować o kierunku rozwoju naszego kraju. Niestety nie chcą tego robić... Licząc wybory do Sejmu od roku 1991 do 2005 średnia frekwencja nieznacznie przekroczyła 46%. Ostatnio ledwie przekroczyła 40%. Nieco lepiej jest w wyborach prezydenckich ale i tak 50,99% w drugiej turze w 2005 roku nie robi wrażenia. Jeszcze gorzej jest w wyborach samorządowych czy wyborach do parlamentu europejskiego (20,9%). Nie rozumie więc narzekań znacznej części naszego społeczeństwa. Zostając w domu i nie głosując pozbawiają się możliwości krytykowania obecnej ekipy. Nic dziwnego, że przy tak dużej absencji do władzy doszły partie ekstremistyczne, których miejsce jest na marginesie sceny politycznej a nie w jej głównym nurcie. Dotyczy to również w pewnym stopniu PiS, który jak na warunki europejskie (nawet jeśli ograniczymy się do naszego regionu) jest partią dość skrajną. Należałoby sobie zatem zadać pytanie, czy polskie społeczeństwo aż tak bardzo się zradykalizowało czy może jest inny powód zaistnienia tego układu rządzącego. Obserwując frekwencję o żadnej radykalizacji moim zdaniem nie można mówić. Na PiS zagłosowało 10,54% uprawnionych co jest wynikiem niewiele lepszym od tego jaki uzyskuje we Francji Front Narodowy. Co więcej głosując na PiS i przystawki spora część wyrażała dezaprobatę do rządzącej wcześniej ekipy. Zastanawiający jest przepływ elektoratu z SLD na PiS. Niestety nie jesteśmy stabilną demokracją i wyborcy często zachowują się jak zdradzona kochanka. Gdy nie otrzymują tego czego chcą odchodzą do tego, który im obiecuje najwięcej. Powielają ten sam błąd w nieskończoność w naiwnym przekonaniu, że wreszcie znajdzie się ideał... Krótko mówiąc elektorat się nie radykalizuje, on wybiera po prostu kogoś innego w nadziei na poprawę sytuacji. Kompromitacja lewicy doprowadziła, że wielu zagłosowało na partię najbardziej wyrazistą nie zważając za bardzo na jej program (zresztą jaki program). Któż z nas nie jest za ściganiem aferzystów, efektywnym wymiarem sprawiedliwości czy dochodzeniem do prawdy historycznej. Smutne jest jednak to, że stało się to dla nas priorytetem i co więcej znaczna część elektoratu uwierzyła, że PiS jest to w stanie zrealizować... Nie mam jednak do nich o to w sumie pretensji. Mogę ponarzekać co najwyżej na jakość kształcenia w naszym kraju i spróbować zrozumieć przyczyny ich wyborczych decyzji...
Nie mogę jednak ukryć irytacji w przypadku ludzi świadomie rezygnujących z udziału w wyborach. Oczywiście nie wszystkich, nawet ja nie chciałbym do urn zapędzać na przykład anarchistów. Mam na myśli takich, którzy nie idą bo im się nie chce, bo uważają, że nie jest to ważne a potem stają w roli ostatnich sprawiedliwych grzmiących na “głupków”, którzy wybrali tak a nie inaczej. Odpowiedzialność za to co się dzieje spoczywa również na nich...
Oczywiście elity polityczne zrobiły dużo by zniechęcić społeczeństwo do udziału w wyborach. PiS jest tu w swoich działaniach nad wyraz skuteczny. SLD zrobiło równie dużo, przy czym chyba nie były to działania celowe. Co do działań PiS mam sporo wątpliwości, bo mniejsza frekwencja sprzyja partii braci Kaczyńskich. Ciągły atak na elity prowadzi do “wyrzynania” autorytetów i skutkuje poszukiwaniem nowych, takich na miarę Andrzeja Leppera i Stanisława Orzechowskiego. Projekt IV RP jest dla mnie tylko metodą na zastąpienie dotychczasowych ludzi nowymi, nie związanymi z III RP, czyli po prostu naszymi. Tyle tylko, że oferta PiS jest nad wyraz miałka. Nie przedstawia nowej jakości, to wciąż ludzie III RP czy wręcz PRL jak chociażby minister Wojciech Jasiński. Dla mnie więc projekt IV RP to krok w tył. Agresywna kampania wszczęta przez PiS a mająca na celu eliminację przeciwnika bez względu skutki jakie to będzie miało w przyszłości skutkuje jeszcze większym zniechęceniem społeczeństwa polityką. Uzyskanie frekwencji przekraczającej 40% w wyborach w 2009 roku może okazać się niemożliwe.
Datę tą podaję nieprzypadkowo. Nadal uważam, że na wcześniejsze wybory nie ma co liczyć. Zdanie mogę zmienić dopiero we wrześniu po tym jak zbierze się Sejm. Teraz wszystko to co do nas dociera nic nie znaczy. Decyzje zapadną dopiero wtedy, teraz możemy obserwować co najwyżej skuteczność (lub nie) taktyki poszczególnych partii politycznych a precyzyjniej ich liderów. Przedterminowe wybory są tylko jednym z możliwych rozwiązań i to wcale nie najbardziej prawdopodobnym (mają one sens dopiero gdzieś za rok). Co więcej uważam, że nie ma wystarczających przesłanek do ich przeprowadzenia. Demokracja przedstawicielska polega na tym, że oddaje się swoim reprezentantom władzę na okres całej kadencji i tylko w sytuacjach nadzwyczajnych powinno dochodzić do jej skrócenia. PiS przyzwyczaił mnie już do swojego sposobu uprawiania polityki i to co się teraz dzieje nie ma w sobie niczego nadzwyczajnego... Moim zdaniem nie mamy więc prawa do “dobrego rządu” jak chce tego opozycja. Musimy wziąć wszyscy odpowiedzialność za to co się stało w 2005 roku i zacząć już coś robić by nie doszło do powtórki. Szczególnie zastanowić się nad tym, co zrobić by ludzie poszli zagłosować.
Sam zaczynam zastanawiać się nad wprowadzeniem obowiązku wzięcia udziału w wyborach. Skoro jest to możliwe w Australii, Holandii czy Belgii to dlaczego nie u nas. Zasadniczo od zawsze byłem przeciwny temu pomysłowi ale coraz bardziej zaczynam się ku niemu skłaniać. Przymus wyborczy być może byłby skutecznym sposobem na edukację demokratyczną naszego wciąż przyzwyczajonego do autorytarnych form uprawiania polityki społeczeństwa. Z jednej strony być może byłoby to niebezpieczne, gdyby do urn poszło wielu “ignorantów” nie mających pojęcia o polityce. Z drugiej jednak byłaby to pretekst by się o niej dowiedzieli czegoś więcej... Zmiana mentalności trwa niestety całe pokolenia. Osiągnięcie podobnej frekwencji do tej w państwach zachodnich może mieć miejsce po mojej śmierci. Może więc zastosowanie dodatkowego czynnika dyscyplinującego nie jest takim złym rozwiązaniem. Przecież również demokracja w naszym kraju nie jest wyrazem nastających po sobie doświadczeń ale projektem “narzuconym” nam przez elity i cierpliwie realizowanym po 1989 roku (po 1918 przecież się nie udało). Kiedy zdamy sobie sprawę z faktu, że demokracja to nie sposób wyłaniania rządu ale zestaw pewnych wartości, które w naszym kraju nie są wcale takie oczywiste łatwiej będzie nam zrozumieć uzasadnienia przymusu wyborczego.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Stosując nawiązane do starożytnego Egiptu, to raczej nie zanosi się na obalenie faraona (wg prawa pierwszej osoby w państwie), tylko kapłana (rządzącego w rzeczywistości), a to może tylko rozzłościć tych, co się za bogów uważają: Rydzyk oraz jego sekta i cały ciemny lud.

ith pisze...

Niestety faraon trzyma się nieźle... A i kapłan nie powiedział ostatniego słowa. Może teraz po wpadce przed PKW sytuacja zmieni się na tyle radykalnie, że do wyborów jednak dojdzie. Na razie jednak nie ma co rozbudzać za dużych nadziei, bo Sąd Najwyższy może zadecydowac różnie. Przecież PiS i SLD to nie mały i słaby PSL.
Sekta Rydzyka i tak pójdzie i zagłosuje. Oni są dość zdyscyplinowanym elektoratem i chyba dlatego Kaczyńskiemu tak bardzo na nim zależy. Jednak ich liczba jest stała i co więcej chyba będzie się powoli zmniejszać. Natura wie co robi:).

Anonimowy pisze...

a ja coraz bardziej widzę,że jednak"faraon" stoi na glinianych nogach, bo ucieczka szczurów daje do myślenia...co powiecie na to,że Kaczmarek będący przecież jednym z najważniejszych ministrów w rządzie- w momencie ,kiedy dpobrano mu się do skóry oświadcza:"żyjemy w państwie totalitarnym"
Cóz..czyżby wcześniej tego nie widział?
Co do wyborow...mam niestety smętne przeczucia.Rozczarowani i zniechęceni ludzie,którzy mogliby coś zmienić do urn nie pódą, za to sekta Rydzyka tak. I znów będzie słodko jak poprzedni:/

Anonimowy pisze...

ps
liczba czlonkow sekty Rydzyka może i sie zmniejsza, ale ekipa Rydzyka jest w stanie do głosowania podnieść wiernego jego głosowi obywatela naet z łoża śmierci ;)

ith pisze...

Muszę przyznać, że sytuacja nabrała naprawdę dużego przyspieszenia. Sprawa Kaczmarka jest dla mnie osobiście trudna do zrozumienia. Chyba PiS liczył, że będzie on siedział cicho i pogodzi się z rolą kozła ofiarnego. A tu takie zaskoczenie...
Zastanawiam się również powtórnie nad przyczyną odejścia Dorna...
Co do Rydzyka to pełna zgoda. Nikt nie pogardzi poparciem rzędu 5% bo przecież to gwarancja wejścia do Sejmu...
Co do frekwencji to w jakimś sondażu wyniosła ona ponad 50%.