poniedziałek, 20 sierpnia 2007

Patriotyzm, nacjonalizm, rasizm czyli nie tylko o terminologicznym pomieszaniu...

Tomasz Żuradzki musi być z siebie bardzo dumny. Jego tekst w GW rozbudził nie tylko w blogosferze namiętną dyskusję. Polemiki były ostre, padały w nich słowa jeszcze bardziej kontrowersyjne niż w tekście Żuradzkiego. Dobrym przykładem jest redaktor Warzecha, który spłodził dość “kuriozalny” tekst w salonie24. Okazało się, że Darfur obchodzi go tyle co zeszłoroczny śnieg i nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem. Niedorzeczności było tam tak dużo, że wyraziłem na ten temat swoje zdanie w komentarzach. Niestety polemika przez sławnego redaktora nie została podjęta...
Osobiście uważam, że zmuszanie ludzi do przejmowania się losem np. Darfuru jest idiotyzmem. To właśnie próba narzucenia ludziom myślenia w sztucznych, nienaturalnych kategoriach. Przyznaję otwarcie: Darfur obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ale nie ma to absolutnie nic wspólnego z patriotyzmem.
Pewnie darowałbym sobie wpis na ten temat, gdyby nie tekst na blogu 63 dni/63 lata, na który czasem zaglądam. Skłonił mnie on do przemyślenia na nowo czym jest współcześnie patriotyzm. Nie zgadzam się z zawartym w nim podziałem na dobry patriotyzm i zły nacjonalizm. Co nie znaczy, że roody102 nie ma racji, twierdząc, że z powodu braku dobrej definicji Żuradzki opisuje “wyimaginowaną problem, a nie realną sytuację”. Co więcej ma całkowicie rację oskarżając Żuradzkiego o ignorowanie faktu, że patriotyzm może oznaczać coś pozytywnego. Tak jak miłość do żony nie musi przecież od razu oznaczać niechęci do żon innych. Zgadzam się, że jest to tekst w dużej mierze ideologiczny ale ja akurat traktuję to jako zaletę a nie wadę. Nie mogę mu odmówić pewnej konsekwencji w myśleniu. Jednak nie sądzę by jego ukazanie się miało związek z walką z braćmi Kaczyńskimi. Może i jestem naiwny...
Grzechem pierworodnym młodego etyka jest brak dbałości o precyzję terminologiczną. Definicja patriotyzmu jaka wyłania się z jego tekstu dostrzega tylko jego złe cechy. Tyle tylko, czy możliwa jest w tym przypadku precyzja.
Moim zdaniem nacjonalizm i patriotyzm to dwie różne rzeczy. Dotyczą odrębnych sfer, które nierzadko na siebie nachodzą. Potocznie niestety stosowane są zamiennie co wprowadza cały ten zamęt. Nacjonalizm wcale nie musi być zły. To pewien rodzaj filozofii politycznej, której wątki znajdują odzwierciedlenie w programach zarówno partii prawicowych jak i lewicowych. To pewien sposób definiowania państwa. Nacjonalistami byli nie tylko Hitler i Mussolini ale również Piłsudski, Mickiewicz czy nawet Moczar. Państwa narodowe są właśnie wyrazem takiego sposobu myślenia. Dla nacjonalisty mniejsze znaczenie ma wspólnota polityczna, która zastępuje pojęciem narodu. Za podstawę więzi społecznych przyjmuje albo pochodzenie etniczne albo przynależność do określonej wspólnoty kulturowej czy politycznej. Instynktownie większość Polaków nie odmawia prawa do własnego państw nawet malutkim wspólnotom przyjmując milczące założenie, że każdy naród posiada prawo do własnego państwa. Oczywiście nacjonalizm może mieć brzydszą twarz. Niemniej czy nam się to podoba czy nie to właśnie “nacjonalistyczny” sposób legitymizacji władzy zastąpił feudalny.
Czym innym jest patriotyzm. Nie łączyłbym go z filozofią polityki. Patriotyzm jest nierozerwalnie związany z pojęciem ziemi, na której się żyje. Na więc jak zauważa Żuradzki wymiar geograficzny tylko inaczej niż on sądzi dotyczy znacznie mniejszego terytorium. Myślę, że niepotrzebni istnieje coś takiego jak polski patriotyzm, rozszerzanie tego pojęcia prowadzi do absurdu. Dlatego redaktor Warzecha może czuć się polskim patriotą a czasem nawet patriotą europejskim. Czy zatem ja mogę być patriotą światowym? Może zbyt wąsko ale ja bym ograniczył pojęcie patriotyzmu do znacznie mniejszego obszaru. Może gminy a może powiatu... Poczucie patriotyzmu musi moim zdaniem wykształcić się na podstawie realnych relacji i zdarzeń. Więzi między ludźmi muszą wynikać z ich wzajemnych kontaktów a nie przynależności do czegoś tak abstrakcyjnego jak naród. W innym przypadku patriotyzm staje się czymś dziwnym. Jeśli jest zdefiniowany szerzej to ma rację Żuradzki nie odróżniając go zasadniczo od nacjonalizmu. Bo faktycznie co za różnica czy dany człowiek mieszka po jednej czy drugiej strony granicy.
Opisując swoje racje red. Warzecha odwołuje się do Bocheńskiego. Jego zdaniem:
w okrutnej sytuacji ostatecznego wyboru człowiek najpierw ratuje swoich najbliższych, potem znajomych, potem krajanów, a na końcu innych ludzi w ogóle
Jest to sposób rozumowania raczej nacjonalisty niż patrioty. Ja kierowałbym się pewnie czym innym. Chętniej ratowałbym długonogą Japonkę niż spasionego gangstera ze złotym kajdanem spod Szczecina. Jeśli poprowadzić wywód zaprezentowany przez Warzechę do końca to czemu nie można zamienić “innych ludzi” na “braci Słowian, Europejczyków, białych, chrześcijan i pozostałych”. Wytyczanie takich sztucznych granic i abstrahowanie od jednostkowych uwarunkowań faktycznie jest trochę jak rasizm... Nie jest rasizmem ale schematy określającego “swojego” i “obcego” są bardzo podobne. Inny jest wyznacznik, determinizm rasowy zastępuje geografia (dla wielu pośrednio etniczność). Od stwierdzenia, że rasy są różne bardzo blisko do wskazania, które są lepsze i dlaczego.
Niestety nie jest tak łatwo, o pomocy nie zawsze decyduje pokrewieństwo. O tym czy ratujemy swojego brata czy przyjaciela decyduje sympatia i siła więzi z tymi osobami. Trudno o takie więzi z osobami, których się nie zna. Tragedia Darfuru może nas nic nie interesować o ile nic o niej nie wiemy. Zapoznając się z sytuacją tam panującą ludzie tam żyjący i umierający stają się nam coraz bliżsi i coraz bardziej chcemy im pomagać.
Zgadzam się z Tomaszem Żuradzkim, że należy na nowo przemyśleć ten rodzaj więzi jaki był dominujący w społeczeństwach plemiennych. Dla kogoś, kto mieszka w dużym mieście bardziej oczywiste się wydaje, że osoba mieszkająca na tej samej ulicy nie jest z tego powodu bardziej wartościową, od tej mieszkającej w innej dzielnicy. Może poza kibicami piłkarskimi ale tu również linie podziału nie przebiegają prosto i jednoznacznie. Zresztą warto również chyba przemyśleć sam nacjonalizm i pojęcie państwa narodowego. Nie tylko z powodu przemian wewnątrz samych społeczeństw ale również postępującej globalizacji, która wymusza pewną otwartość. Przykłady jakie podaje roody102 tylko mnie w takim myśleniu utwierdzają. Śpiewanie hymnu na Przystanku Woodstock świadczy moim zdaniem tylko o przemianach w naszej tożsamości. To co ją wcześniej determinowało, teraz stało się tylko dodatkiem. Nasza tożsamość przypomina coraz bardziej kod kreskowy. Bycie Polakiem jest cool tak jak bycie Niemcem czy Australijczykiem. Nie łączą się z tym przesadne emocje, taki po prostu jest fakt. Każdy przecież musiał się gdzieś urodzić a więc dlaczego z tego powodu należałoby być przesadnie dumnym? “fajnie jest być Polakiem” ale może jeszcze fajniej gdańszczaninem, pilotem czy homoseksualistą.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że patriotyzm definiowany tak wąsko jak uczyniłem to wcześniej bywa rzadko. Szkoda bo to tylko wywołuje definicyjny zamęt. Co więcej intuicyjnie już chyba patriotyzm związany jest z narodem. Jedynym powodem takiego sukcesu słowa “patriotyzm” jest skompromitowanie się pojęcia nacjonalizmu. I tylko tak mogę sobie wytłumaczyć galimatias w tekście Żuradzkiego...

Brak komentarzy: