środa, 15 sierpnia 2007

O Bitwie Warszawskiej, I wojnie światowej i utylitaryzacji historii...

Pięknie zapowiada się ten świąteczny dzień w Warszawie. Słońce pięknie przygrzewa, aż się prosi by spędzić trochę czasu spacerując po Ogrodzie Saskim lub odkryć jakąś nową ścieżkę rowerową na Woli... Chyba pierwszy sposób jest lepszy do tego by pomyśleć chociaż przez chwilę o tym co się wydarzyło 87 lat temu. Bitwa Warszawska z pewnością była przełomem. Zapewniła nam niepodległość i odsunęła w czasie “dobrowolne” przyjęcie najbardziej postępowego ustroju w historii. To co najgorsze miało nadejść dopiero w 1945 roku... Nie wiem, czy dobrym sposobem uczczenia tego dnia jest powracanie do sposobów skompromitowanych zdawałoby się już do końca (nasz "napoleon" też musi przecież pokazać swoją "wielkość") czy też wykorzystywanie go do bieżących utylitarnych celów. Chwila zadumy wydaje się jednak jak najbardziej zasadna...
Świadomie nie napisałem o “Cudzie nad Wisłą” bo denerwuje mnie jak zasługi ludzkie stara się uzasadnić boskimi interwencjami. Zresztą takie określanie tej bitwy było lansowane przez endecję, która w ten sposób starała się odebrać chociaż część zasługi za to zwycięstwo Piłsudskiemu. Moja sympatia dla tego nurtu jest odwrotnie proporcjonalna do wzrostu byłego wicepremiera i ministra edukacji. I to nawet nie z powodu współczesnych, którzy do tej tradycji się odwołują...
Ale paradoksalnie nie o tylko o Bitwie Warszawskiej chciałem dziś napisać. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego w Polsce tak bardzo małe zainteresowanie budzi I wojna światowa. Szczególnie w porównaniu z II. Zważywszy na skalę prowadzonych działań, liczbę ofiar i skutków jakie ona miała dla świata (dla nas przecież również) była ona przecież znacznie ważniejsza. To ona radykalnie zmieniła światowy ład. O ile II wojnę można określić jako próbę “opanowania świata” przez szaleńca to I wojna światowa była została wywołana przez zdawało się rozsądne rządy. Tym bardziej musi wydawać się intrygująca. To ona określiła wszystko to co się wydarzyło w XX wieku determinując takie a nie inne wydarzenia. Była końcem starego ładu, rewolucja nie dokonała się tylko w Rosji ale na całym świecie. We wszelkich możliwych dziedzinach: relacjach społecznych, polityce międzynarodowej, technice... Na nowo zdefiniowano czym mam być państwo, to I wojna światowa była ostatecznym końcem feudalizmu i początkiem nowoczesnych państw narodowych. Wszystkie te przewartościowania są jednak mało w Polsce podkreślane...
Nie znam szczegółowo programów szkolnych ale I wojna światowa nie zajmuje w nich nawet w połowie tak eksponowanego miejsca jak II wojna światowa. Co o tym decyduje? Wydaje się, że najważniejszym powodem są nasze narodowe kompleksy. W II wojnie mimo, że wciąż doznawaliśmy klęsk to jednak chociaż byliśmy w niej stroną.. Nasze mundury były widoczne na niemal wszystkich polach bitew. Dlatego sądzimy, że to była nasza wojna w przeciwieństwie do wydarzeń z lat 1914-1918. Szkoda, że tak się dzieje...
Bawiąc się jeszcze w dzieciństwie w wojnę na wakacjach u mojej babci kryłem się w okopach i czekałem na “wrogów”. Wykorzystywałem niewielki rów biegnący na skraju lasu. Później się dowiedziałem, że to część prawdziwych okopów z I wojny światowej... Niestety w szkole nie dowiedziałem się niczego na temat walk, które miały miejsce na terenie dzisiejszej Polski. Nie było nic o bitwie o Warszawę w 1914, o bitwie pod Łodzią i o późniejszym zdobyciu Warszawy przez Niemców. Nie było nawet danych o tym w jakim stopniu Polacy brali udział w tamtych wydarzeniach i jak przebiegała linia frontu. Ilu z nich walczyło, ilu straciło życie czy w jakim stopniu ucierpiały nasze miasta. Znacznie więcej informacji było o rozwoju sytuacji na froncie zachodnim...
Szkoda, że historię Polski zaczynamy od legionów Piłsudskiego i kształtowania się pierwszych ośrodków władzy na ziemiach polskich. Szkoda, że tak niewiele dowiadujemy się o nastrojach społecznych Polaków w czasie I wojny światowej i o tym jak się one zmieniały wraz ze zmianą sytuacji na froncie. Pamiętam, że w szkole miałem poczucie “czarnej dziury”. Nagle powstawało coś z niczego. Było powstanie styczniowe, później słów parę o rewolucji 1905 roku i niepodległość. Wiem, że dużo ciekawsze może wydawać się mówienie o tym co może być powodem do dumy niż szarymi, smutnymi czasami poprzedzającymi te wydarzenia...
W historii również to co spektakularne wydaje się ważniejsze. Dlatego pewnie tak chętnie rozprawiamy o powstaniach, wojnach i przewrotach. Zapominamy o rzeczach równie ważnych. Kto by się tam zajmował ludnością polską, która pozostała po niemieckiej stronie w wyniku przegranych plebiscytów gdy można cieszyć się z takiego triumfu jakim była Bitwa Warszawska. Niestety państwa narodowe potrzebują swojej mitologi a tą może zapewnić historia. Dlatego czasem trudno oddzielić ją od “wychowania obywatelskiego”, szczególnie w szkole. Ale to już temat na osobny wpis...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ith
lubie Twoje wpisy. Są mądre ale nie nudne:)
Po pierwsze-niestety prawdą jest, że pamięć o wydarzeniach umiera po trochu wraz z ludźmi, którzy je przeżyli, albo którzy sie nimi interesowali...
Po drugie-zastanawiałam się, jak to było z moją historią w podstawówce.
I musze powiedzieć-że chyba nie tak żle...jednak o I wojnie światowej mówiło się, a takie na przykłąd Powstania Śląskie mieliśmy(musieliśmy!) mieć w jednym paluszku. Z racji miejsca zamieszkania choćby ale i dlatego,że nasz historyk był pasjonatem powstań,pojawiali się też na wielkich uroczystośiach szkolnych pojedynczy,bardzo starzy Powstańcy Śląscy i opwiadali na przykład o bitwie o górę Świętej Anny ("wzięliśmy Świętą Annę od zadka"-powiedział jeden z nich i o ile całą jego opowieśc pod względem merytorycznym przykrył pył zapomnienia, to to sformułowanie będę chyba pamietać do końca dni swoich:D
Z Powtaniem Listopadowym Styczniowym oraz z pomniejszymi zrywami-było gorzej,ale jednak tłukło się nam to do głowy, a my chcąc zagadnienia zgłębić...zgłębialiśmy:) A nie było to łatwe, bo jak wiadomo w tym czasie dostęp do żródeł był dużo trudniejszy, internetu nie było...etc.
Pozdrawiam:)

PS
tez uważam, czemu dałam wyraz u siebie onegdaj-że z F16 nie spłynie na nasze serca patriotyzm.
Porównanie z Napoleonem doskonałe, sama go używam ,jak również określenia "jakobińskie praktyki" i"koniec Robespierre'a" ale to już zupełnie inna historia...;)

ith pisze...

Niestety często bardzo dużo zależy od osobowości nauczyciela. Sam program jednak moim zdaniem skupia się przesadnie na pewnych wydarzeniach (mamy historię martyrologii narodu polskiego) a ignoruje inne. Lubimy myśleć jacy to jesteśmy super ignorując wszystko to co niewygodne.
I tak wszystkie powstania są super bo niepatriotycznie byłoby myśleć inaczej. A Wielopolski to zdrajca...